– Ale obecność wojsk amerykańskich zapewnia nam bezpieczeństwo – zaprotestował Kim.

Twarz Kanga wykrzywił złowrogi uśmiech.

– Pozwolę sobie przypomnieć, że obecne stanowisko zawdzięcza pan moim wpływom i pieniądzom – wycedził, ledwie powstrzymując wściekłość.

Rhee i Won Ho skulili się na krzesłach i ponuro skinęli głowami. Wiedzieli, że ich kariera polityczna byłaby skończona, gdyby media dowiedziały się, że przez lata brali łapówki.

– Załatwimy to – zgodził się potulnie Won Ho.

Gniew Kanga nie zrobił jednak wrażenia na Kimie. Polityk energicznie pokręcił głową.

– Przykro mi, ale nie mogę poprzeć rezolucji, która narazi nasz kraj na niebezpieczeństwo. Nie będę głosował za jej przyjęciem.

Spojrzał pogardliwie na swoich kolegów.

W pokoju znów zapadła cisza. Pojawili się służący, żeby sprzątnąć stół. Kang nachylił się do jednego z nich i szepnął mu coś do ucha. Służący szybko wyszedł. Po chwili otworzyły się boczne drzwi i do jadalni weszli dwaj potężnie zbudowani ochroniarze. Podeszli do Kima, chwycili go pod pachy i postawili na nogi.

– Co to ma znaczyć?! – wrzasnął.

– Nie będę dłużej znosił twojej głupoty – odrzekł chłodno Kang i skinął na ochroniarzy.

Wywlekli opierającego się Kima na balkon nad urwiskiem. Obrzucał ich wyzwiskami i żądał, żeby go puścili, ale nie reagowali na protesty. Rhee i Won Ho patrzyli z przerażeniem, jak ochroniarze podnoszą ich kolegę i wypychają za balustradę.

Po chwili rozległ się głuchy odgłos ciała lądującego na plaży w dole i krzyki Kima ucichły. Ochroniarze wrócili spokojnie do jadalni. Kang wypił łyk wina i odezwał się do swoich ludzi:

– Zabierzcie go do Seulu, ułóżcie ciało na ulicy w pobliżu jego domu i upozorujcie wypadek drogowy.

Kiedy ochroniarze wyszli, spojrzał na wstrząśniętych polityków.

– Zostaniecie na deserze, prawda? – zapytał z lodowatą uprzejmością.

Kang patrzył przez okno jadalni, jak Rhee i Won Ho wchodzą na jacht. Ciało Kima zawinięte w brązowy koc rzucono bezceremonialnie na pokład i przykryto brezentem. Jacht odbił od brzegu i rozpoczął osiemdziesięciokilometrową podróż w górę rzeki do Seulu.

Kang odwrócił się na odgłos kroków w pokoju. Podszedł do niego chudy czarnowłosy mężczyzna w znoszonym niebieskim garniturze, niemodnym krawacie i białej wykrochmalonej koszuli. Asystent administracyjny Kanga nie wyglądał imponująco, ale był bardzo przydatny.

– Spotkanie się udało? – zapytał.

– Tak, Kwan. Rhee i Won Ho poprą naszą inicjatywę wycofania wojsk amerykańskich. Szkoda, że musieliśmy wyeliminować Kima, ale przestał być lojalny. Jego śmierć będzie ostrzeżeniem dla tamtych dwóch.

– To była słuszna decyzja. Wieczorem przypłynie kurier po prototypowy chip do układów sterowania pociskami rakietowymi, który skończyliśmy testować w naszej fabryce półprzewodników. Chciałby pan przekazać jakąś wiadomość?

Kang i jego mocodawcy w Korei Północnej korzystali z kurierów, którzy przewozili z Południa informacje, technologie i kontrabandę. Choć do przesyłania danych najlepszy był Internet, wciąż istniała potrzeba bezpośredniego kontaktu, żeby przekazać jakiś przedmiot. Agent w zniszczonym sampanie przebrany za starego rybaka nie wzbudzał podejrzeń załóg kutrów patrolowych w strefie zdemilitaryzowanej i bez przeszkód docierał do rezydencji Kanga.

– Tak, możemy przekazać, że w ciągu najbliższych kilku tygodni w Zgromadzeniu Narodowym odbędzie się głosowanie nad rezolucją o wycofaniu wojsk amerykańskich i że robimy postępy w sprawie jej przyjęcia. Organizowane przez nas protesty studenckie nabierają rozmachu, a nasi ludzie w mediach będą podsycać zainteresowanie opinii publicznej zabójstwem popełnionym przez amerykańskiego lotnika – odrzekł Kang z krzywym uśmiechem. – Nasz plan okazał się bardzo dobry. Pozostaje pytanie, czy zdążymy wykorzystać sytuację do zrealizowania projektu „Chimera". Jakie są ostatnie wiadomości z laboratorium?

– Bardzo obiecujące. Zespół badawczy zakończył analizę wyników testu na Aleutach i potwierdził, że wirus uaktywnił się podczas lotu pocisku rakietowego. W dodatku rozpylona substancja pokryła większy obszar, niż przewidywano. Inżynierowie pracujący przy projekcie są przekonani, że system dyspersyjny zapewni powodzenie operacji.

– Pod warunkiem, że zdołamy stworzyć wystarczającą ilość wirusa. Szkoda, że na okręcie podwodnym 1-403 ocalała tylko jedna bomba.

– Nieprzewidziana trudność. Większość wydobytego czynnika zużyto do testu na Aleutach, więc w laboratorium zostało go niewiele. Doktor Sargow powiedział, że wyhodowanie potrzebnej ilości zajmie ponad trzy miesiące. Dlatego musimy spróbować wydobyć amunicję z drugiego japońskiego okrętu.

– Z drugiego japońskiego okrętu podwodnego – powtórzył Kang. – To było zaskakujące odkrycie, że zatopiono niejeden, lecz dwa okręty z zabójczym ładunkiem. Kiedy zacznie się operacja?

– Najpierw trzeba zlokalizować okręt. „Baekje" jest w drodze do Jokohamy po pojazd podwodny potrzebny do prac na dużych głębokościach. Przewidujemy, że samo wydobycie ładunku potrwa około dwóch dni, a cała operacja mniej więcej dziesięć.

– A co z Tongju?

– Wejdzie na nasz statek w Jokohamie i zostanie na pokładzie do końca operacji.

Kang zatarł ręce.

– Wszystko idzie dobrze, Kwan. Naciski na Amerykanów wkrótce wzrosną, a „Chimera" zada im dodatkowy cios. Musimy się przygotować do ofensywy i odnowy kraju pod naszym sztandarem.

– W nowej Korei zajmie pan wysokie stanowisko – powiedział Kwan.

Kang znów spojrzał za okno. Tuż za rzeką Han-gang rozciągały się aż po horyzont wzgórza jego ojczyzny.

– Czas odzyskać nasz kraj – mruknął cicho.

Kwan ruszył do drzwi. W progu przystanął i się odwrócił.

– Jest jeszcze jedna sprawa związana z projektem „Chimera".

Kang skinął głową na znak, by mówił dalej.

– Helikopter zestrzelony na Aleutach wystartował z amerykańskiego statku badawczego Narodowej Agencji Badań Morskich i Podwodnych. Nasi ludzie zameldowali, że piloci zginęli, co potwierdziły także lokalne media na Alasce w pierwszych doniesieniach o katastrofie śmigłowca. Ale nasz terenowy zespół operacyjny w Stanach, który monitorował reakcję Amerykanów na nasz test, zameldował, że pilot helikoptera, dyrektor projektów specjalnych NUMA, nazwiskiem Pitt, i jego partner przeżyli wypadek.

– To bez znaczenia – odparł Kang.

Kwan odchrząknął nerwowo.

– Kazałem naszym ludziom śledzić Pitta. Wrócił do Seattle. Dwa dni później pilotów NUMA widziano w łodzi, która kierowała się do rejonu zatonięcia 1-403.

– Co?! To niemożliwe! – wykrzyknął Kang. Z wściekłości nabrzmiała mu żyła na czole. – Skąd wiedzieli o naszych działaniach?

– Też tego nie rozumiem. Ale to profesjonaliści. Może ktoś zauważył, jak wydobywaliśmy ładunek z wraku, i po prostu sprawdzali, czy nie kręcą się tam szabrownicy. Albo to zwykły przypadek. Mogli prowadzić jakieś badania w tym rejonie.

– Możliwe. Ale nie możemy dopuścić do zdemaskowania naszego projektu. Niech nasi ludzie zajmą się nimi.

– Rozumiem. Zaraz to załatwię – odrzekł Kwan i wyszedł z pokoju.

15

Aztekowie ze środkowego Meksyku nazywali to Wielkim Trądem. Śmiertelna choroba pojawiła się jakiś czas po przybyciu Hernando Cortesa i jego oddziałów w 1518 roku. Niektórzy uważają, że przywlókł ją z Kuby inny konkwistador, Narvaez. Ktokolwiek był nosicielem, skutki okazały się przerażające. Kiedy w roku 1521, po czterech miesiącach oblężenia, Cortes wkroczył do miasta Tenochtitlan bronionego przez siły Montezumy, zaszokowało go to, co zobaczył. Na ulicach i w domach leżały stosy rozkładających się ciał. Martwi nie polegli w walce, wszyscy byli ofiarami choroby.

Nikt nie wie, skąd pochodzi Variola major, ale zabójczy zarazek, znany lepiej jako wirus ospy, był sprawcą wielu tragedii na całym świecie. Choć epidemie ospy zdarzały się już w starożytnym Egipcie, choroba jest uważana za plagę Ameryk, gdzie spowodowała najwięcej zgonów wśród podatnych na zarażenie rdzennych mieszkańców zachodnich kontynentów. Przywieziona do Nowego Świata przez załogi statków Krzysztofa Kolumba, siała śmierć w całych Indiach Zachodnich i zdziesiątkowała karaibskich Indian, którzy witali Kolumba w czasie jego pierwszej podróży na zachód.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: