– „Odyssey", jaki jest powód waszego postoju na tej pozycji? Potrzebujecie pomocy? Odbiór.
Znów długa cisza.
– Nie.
– Powtarzam: jaki jest powód waszego postoju na tej pozycji?
Cisza.
– A kto pyta?
– Przyjazne typy, co? – mruknął Giordino.
Pitt pokręcił głową i znów odezwał się przez radio:
– Tu sterowiec „Icarus". Pomagamy Straży Przybrzeżnej w ochronie granicy morskiej. Proszę podać, jaka jest wasza sytuacja. Odbiór.
– Tu „Odyssey". Testujemy systemy. Proszę się trzymać z daleka. Bez odbioru.
– Równy facet – stwierdził Giordino. – Chcesz się tu pokręcić? Musimy wracać na północ, jeśli mamy przechwycić tamten statek. – Wskazał ekran radaru.
– Z powietrza i tak niewiele zrobimy, zajmijmy się więc następnym statkiem. Ale trzeba powiedzieć chłopakom na dole, żeby sprawdzili, co tu się dzieje – odrzekł Pitt i skierował sterowiec na północ.
Kiedy brał kurs na nadpływający statek handlowy, Giordino rozmawiał przez radio.
– To rejon działania „Deep Endeavora" i „Narwhala" – oznajmił. – „Deep Endeavor" przeszukuje japoński frachtowiec, „Narwhal" jest w tej chwili wolny. Ale mówi, że platforma jest poza ich dwunastomilowym odcinkiem operacyjnym.
– Nie muszą na nią wchodzić. Niech się jej przyjrzą z daleka i zapytają w firmie Sea Launch, co tu robi.
Giordino znów chwilę porozmawiał przez radio, a potem odwrócił się do Pitta.
– „Narwhal" już do niej płynie.
– W porządku – odparł Pitt, patrząc, jak platforma znika w oddali. Ale czuł niepokój. Miał wrażenie, że coś przeoczyli. Coś ważnego.
Kim i Tongju stali na mostku „Odyssey" i patrzyli, jak sterowiec odlatuje na północ.
– Myślisz, że coś podejrzewają? – zapytał Kim.
– Nie wiem – odrzekł Tongju i przeniósł wzrok ze sterowca na chronometr zamontowany na przegrodzie. – Do wystrzelenia zostały dwie godziny. Teraz nie mogą nam przeszkodzić. Wracaj na „Koguryo", Ki-Ri, i czuwaj razem z kapitanem Lee. Jeśli będzie jakaś próba ingerencji z zewnątrz, działaj zdecydowanie. Rozumiesz?
Kim spojrzał dowódcy prosto w oczy i skinął głową.
– Tak jest.
51
Dirk i kapitan Burch słuchali przez radio Straży Przybrzeżnej zainstalowane na pokładzie, jak Giordino prosi „Narwhala", żeby przyjrzał się platformie Sea Launch i jej statkowi wsparcia. Kilka minut później „Narwhal" wywołał „Deep Endeavora".
– „Deep Endeavor", zakończyliśmy inspekcję kontenerowca „Andaman Star" i płyniemy przyjrzeć się platformie. W naszym kwadrancie nie ma w tej chwili ruchu w kierunku lądu, więc możecie nam towarzyszyć, jeśli chcecie. Odbiór.
– Przyłączymy się? – spytał kapitan Burch.
– Czemu nie? – odparł Dirk. – Możemy za nimi popłynąć, jak tu skończymy.
Burch zerknął na japoński frachtowiec. Grupa inspekcyjna Aimesa zaczęła się zbierać przy relingu. Kontrola dobiegała końca.
– Zgoda, „Narwhal" – odpowiedział kutrowi Straży Przybrzeżnej. – Popłyniemy za wami, gdy skończymy inspekcję. Wyruszymy za pięć do dziesięciu minut. Bez odbioru.
– Ciekawe, co tak zainteresowało starego? – zastanawiał się Dirk, kiedy wraz z Burchem wytężali wzrok, próbując dostrzec na horyzoncie pływającą platformę.
Trzy mile dalej napędzany dwoma dieslami „Narwhal" pruł fale ze swoją maksymalną prędkością dwudziestu pięciu węzłów. Dwudziestosiedmiometrowy kuter patrolowy był jedną z nowszych jednostek typu Barracuda, przeznaczoną do służby w rejonie mniejszych portów. Przeprowadzał głównie kontrole i akcje ratownicze. Miał dziesięcioosobową załogę i dwa karabiny maszynowe kaliber 12,7 milimetra na pokładzie dziobowym.
Porucznik Bruce Carr Smith przytrzymał się przegrody sterowni, gdy dziób biało-pomarańczowego kutra wspiął się na grzbiet fali i opadł wśród rozbryzgów piany.
– Panie poruczniku, zawiadomiłem dowództwo. Oficer dyżurny skontaktuje się z biurem portowym Sea Launch i zapyta, co jest z ich platformą- zameldował z rogu sterowni rudowłosy radiooperator.
Smith skinął głową i odwrócił się do sternika o chłopięcym wyglądzie.
– Trzymaj kurs – powiedział.
Dwa punkty na horyzoncie stopniowo rosły; wreszcie przybrały kształty nieruchomej platformy wiertniczej i statku pomocniczego, który teraz oddalał się od niej. Smith zerknął przez ramię. Zobaczył, że „Deep Endeavor" zakończył inspekcję na frachtowcu i płynie śladem kutra patrolowego.
– Mam podejść do platformy czy do statku? – zapytał sternik.
– Podprowadź nas najpierw do platformy, a potem obejrzymy statek – odparł Smith.
Kuter zwolnił, zbliżywszy się do platformy. Smith popatrzył z podziwem na wielką rakietę w wyrzutni na rufie, przyjrzał się przez lornetkę pustemu pokładowi, potem dostrzegł zegar odliczający. Wyświetlacz pokazywał 01.32.00.
– Co za cholera? – mruknął Smith, gdy zobaczył, że wskazania maleją. Sięgnął po mikrofon radia i wywołał „Odyssey". – Platforma Sea Launch, tu kuter Straży Przybrzeżnej „Narwhal". Odbiór.
Nic.
Spróbował jeszcze raz. Ale znów odpowiedziała mu cisza.
– Sea Launch, dział informacji, w czym mogę pomóc? – zabrzmiał w słuchawce miły kobiecy głos.
– Mówi oficer dyżurny grupy bezpieczeństwa morskiego Jedenastego Okręgu Straży Przybrzeżnej Stanów Zjednoczonych w Los Angeles. Czy mogłaby mi pani podać obecne zadanie i lokalizację waszych jednostek pływających „Odyssey" i „Sea Launch Commander"?
– Moment. – Kobieta przerzuciła papiery ma biurku. – Mam. Platforma startowa „Odyssey" jest w drodze do wyznaczonego miejsca wystrzelenia rakiety na zachodnim Pacyfiku, niedaleko równika. Według jej ostatniego meldunku dziś o ósmej rano była na pozycji osiemnaście stopni szerokości geograficznej północnej, sto trzydzieści dwa stopnie długości geograficznej zachodniej, mniej więcej tysiąc siedemset mil morskich na wschód-południowy wschód od Honolulu na Hawajach. Statek montażu i dowodzenia „Sea Launch Commander" stoi obecnie w porcie w Long Beach, gdzie przechodzi drobne naprawy. Wyjdzie w morze jutro rano, żeby spotkać się z „Odyssey" na równiku, skąd za osiem dni ma być wystrzelony satelita Koreasat 2.
– Żadnej z tych jednostek nie ma w tej chwili u wybrzeży południowej Kalifornii?
– Oczywiście, że nie.
– Dziękuję pani za informację.
– Proszę bardzo – odrzekła kobieta i odłożyła słuchawkę. Zastanawiała się, dlaczego Straż Przybrzeżna uważa, że platforma jest w pobliżu wybrzeża Kalifornii.
Smith nie zamierzał czekać na wiadomość z dowództwa Straży Przybrzeżnej w Los Angeles. Podpłynął bliżej do „Odyssey", która ignorowała jego wezwania, a potem próbował wywołać statek wsparcia, oddalony od platformy o ćwierć mili. Tamten też milczał.
– Ma japońską banderę – poinformował sternik, gdy skierowali się w stronę statku.
– To nie powód, żeby ignorować wezwania. Zrównaj się z nim, spróbuję go wywołać przez megafon – rozkazał Smith.
Kiedy „Narwhal" wyłonił się z cienia platformy, odezwało się radio. Oficer dyżurny poinformował, że „Odyssey" jest tysiące mil od Kalifornii, a jej statek wsparcia stoi w porcie w Long Beach. Na pokładzie „Koguryo" grupka załogantów rozsunęła nagle maskownice i odsłoniła rząd cylindrycznych wyrzutni wycelowanych w morze. Mimo niedowierzania Smith właściwie ocenił sytuację i zadziałał odruchowo.
– Cała w lewo! – krzyknął. – Pełna moc! Przygotować się do uniku!
Ale było już za późno. Ledwie sternik zdążył ustawić „Narwhala" burtą do „Koguryo", na japońskim statku pojawił się kłąb białego dymu i jasny błysk. Od dolnego pokładu oderwała się chińska rakieta do zwalczania celów nawodnych CSS-N-4 Sardine i pomknęła poziomo przed siebie. Smith patrzył na to z mostka jak zahipnotyzowany. Czuł się, jakby ktoś wycelował mu pistolet między oczy i nacisnął spust. Pocisk pędził nad wodą prosto na niego. Ułamek sekundy przed uderzeniem rakiety Smith miał wrażenie, że jej stożek dziobowy uśmiecha się szeroko.