– I co się stało?
– Julia się zmieniła.
– Co przez to rozumiesz?
– Wcześniej zawsze była optymistyczna i pełna życia. To wspaniała kobieta. Bardzo ją szanuję.
Tym bardziej musiałaś się cieszyć, że śpisz z jej mężem, pomyślałem.
– Szanujesz ją, ale… – podpowiedziałem Claire.
– Ale po urodzeniu bliźniaczek zmieniła się na gorsze. Nie interesowała się dziećmi. Nie chciała z nimi przebywać.
– I wtedy ty wskoczyłaś w jej buty. – Starałem się to powiedzieć beznamiętnie, ale mimo to w mój głos wkradła się nutka ironii.
– Bo pan Bishop mnie o to poprosił.
Nagle „pan Bishop”. Przypieranie jej do muru mogło spowodować tylko to, że zamilknie. Wycofałem się.
– Szczerze mówiąc, dobrze się złożyło, że mieli ciebie i że zgodziłaś się zająć dziećmi. Wielu ludzi powiedziałoby, że to nie należy do ich obowiązków.
– Nigdy bym tak nie postąpiła. Win bardzo się martwił.
– Jasne. A właściwie, jak dokładnie Julia się zachowywała? Była smutna, z byle powodu wybuchała płaczem czy…?
– Raczej poirytowana. Win mówił, że wpadała w „czarny nastrój”. Zatrudnili niańkę, Kristen Collier, ale Julia pokłóciła się z nią i zwolniła ją tydzień po urodzeniu się bliźniaczek.
– Pamiętasz, skąd była ta niania?
– Owszem, z Duxbury. Sama pomogłam ją znaleźć.
Duxbury leży na przedmieściach Bostonu około dwunastu mil na południe od centrum miasta. Zapamiętałem sobie nazwisko i miejsce zamieszkania Kristen.
– Czy Julia mówiła, że zrobi sobie coś złego? Albo komuś innemu?
Claire potrząsnęła głową.
– Nie chciałabym niczego wyolbrzymiać. To znaczy myślę, że takie zachowanie nie jest niczym nadzwyczajnym. Prawda? Wiele kobiet czuje to samo co Julia, tylko o tym nie mówi. A poza tym jej nastrój w ostatnim miesiącu się poprawił.
Wiele kobiet nic o tym nie mówi? O czym? Zapytaj ją, co takiego powiedziała Julia - podpowiedział mi wewnętrzny głos.
– Rozumiem. A czy Julia powiedziała coś konkretnego na temat tego, co czuje, zwłaszcza coś, co cię zaniepokoiło?
Claire rozejrzała się dookoła i nic nie powiedziała.
– Claire?
– No cóż, kiedyś jej się wypsnęło… – Znowu zamilkła.
– Co takiego?
– Powiedziała… że wcale nie chciała tych dzieci. – Zniżyła głos do szeptu. – Powiedziała, że szkoda, że nie umarły.
Serce mi zamarło. To prawda, że wiele kobiet bezpośrednio po porodzie jest przytłoczonych nowymi obowiązkami wobec niemowlęcia i żałuje, że nie może wrócić do dawnego życia. Często nawet modlą się w duchu, żeby ich dziecko umarło. Niektóre są nawet tak odważne i uczciwe, że zwierzają się z tego lekarzom lub bliskim przyjaciołom. Śmierć Brooke – zamordowanie jej – rodziła pytanie, czy Julię też nawiedzały takie myśli. Wszystko mi mówiło, że nie, ale ponieważ to chodziło o nią, nie mogłem całkowicie zaufać swojemu instynktowi.
– Nie chciałam o tym mówić – podjęła Claire – ale kiedy Billy’ego zabierano do szpitala psychiatrycznego, naprawdę wyglądał na zaszokowanego.
– Co przez to rozumiesz?
– Wielokrotnie słyszałam, jak kłamie. Potrafi być bardzo przekonujący. Może mieć w kieszeni pański portfel i kategorycznie twierdzić, że go nie widział na oczy. Kiedyś mnie tak okłamał. Ukradł mi portfel, a potem pomagał mi go nawet szukać. Pamiętam też, jak przysięgał, że nie tknął zwierząt sąsiadów, mimo że miał rękę podrapaną przez kota. – Bawiła się swoją błyszczącą bransoletką od Cartiera. – Ale kiedy zabierano go do Payne Whitney, sprawiał wrażenie zwyczajnie przestraszonego. Jakby nie wiedział, za co go to spotkało.
– A więc twoim zdaniem Billy tego nie zrobił, tak?
Lekko przygryzła dolną wargę – Nie wiem, co mam myśleć. Chciałam tylko zrzucić z siebie ten ciężar.
– Doceniam to. Naprawdę.
– Czy mam się z tobą skontaktować, jeśli jeszcze coś mi się przypomni?
– Będę bardzo wdzięczny. Mieszkam w Breakers. A poza tym zawsze możesz dzwonić do mnie na komórkę. – Podałem jej numer. Odprowadziła mnie do drzwi – Przy okazji, gdzie jest Garret?
– W swoim pokoju. Ciężko to wszystko przeżywa. Stracił siostrę i brata. Z trudem daje się wyciągnąć stamtąd na posiłki. – Ale zagrał w turnieju tenisowym – zauważyłem.
– Niechętnie, delikatnie mówiąc. – Spojrzała na zegarek. – O pierwszej ma właśnie bronić swojego tytułu mistrzowskiego w singlu.
– W dzień pogrzebu siostry?
Przewróciła oczami.
– Ja nie mam z tym nic wspólnego. To sprawa między Garretem a jego ojcem.
Popatrzyłem na schody, a potem na gabinet Bishopa.
– Jak myślisz, czy Garret zgodziłby się chwilę ze mną porozmawiać?
– On z nikim nie rozmawia. Wątpię, żeby teraz udało ci się coś z niego wyciągnąć.
– Chętnie bym spróbował.
Zawahała się.
– Musiałabym zapytać Wina o zgodę.
Wiedziałem, jaki byłby tego rezultat.
– Nie rób sobie kłopotu. Porozmawiam z nim innym razem.
– Dowiedziałeś się czegoś? – zapytał Anderson, gdy ruszyliśmy sprzed rezydencji Bishopa.
– Co do jednego miałeś rację. Bishop chce, by dochodzenie się zakończyło.
– Co powiedział?
– Dawał mi pięćdziesiąt patyków, żebym puścił przynętę.
– Mam nadzieję, że wziąłeś.
Spojrzałem na niego. Żartował.
– Nie był zadowolony, gdy odmówiłem. Już nie udaje, że gramy w tej samej drużynie.
– Wnioskuję, że wciąż jest na początku twojej listy, tak? Myślisz, że on to zrobił?
– Myślę, że dowiemy się tego, jeśli nie przestaniemy wywierać na niego nacisku.
– Kupuję pomysł.
Nie chciałem niczego ukrywać.
– Gdy wychodziłem, zatrzymała mnie Claire. Chciała mi coś powiedzieć na temat Julii.
– Co takiego?
– Julia wpadła w depresję po urodzeniu bliźniaczek. – Starałem się zatrzeć ślad niepokoju w swoim głosie. – Nawet wtrąciła kiedyś mimochodem, że żałuje, iż je urodziła.
Anderson uniósł brew.
– Ciekawe – mruknął. – Cieszę się, że złożyłeś tę wizytę.
– Ja też.
– Sprawdziłem dane, które mi przesłałeś e-mailem, na temat ryzyka śmierci drugiego bliźniaka w sytuacji, gdy pierwszy został zamordowany. Siedemdziesiąt procent. Mam zamiar nacisnąć Wydział Spraw Społecznych, żeby wydał nakaz zabrania Tess z domu.
Nie podobał mi się pomysł wywierania presji na Julię, ale ryzyko było zbyt duże, aby się martwić czyimiś zranionymi uczuciami.
– Słuszna decyzja – przytaknąłem.
Kiedy przejeżdżaliśmy obok „budki strażniczej” Bishopa, ruszył za nami następny range rover.
Anderson zerknął we wsteczne lusterko, a potem na mnie.
– Powinieneś się wyprowadzić z hotelu i przenocować u mnie. Instynktownie dotknąłem spoczywającego w kieszeni browninga.
– Niezły pomysł. Może po pogrzebie.
– Dlaczego może?
– Ponieważ hotel nie zwraca wpłaty za pokój – zażartowałem.
Anderson pokręcił głową.
– Jeśli coś kombinujesz w związku z Julią, to masz niedobrze w głowie.
– No dobrze, przyjadę – odparłem, czując, że muszę jak najszybciej zakończyć tę rozmowę.
– To było ostrzeżenie – zwrócił mi uwagę Anderson.