Pozostało mi trochę czasu do pogrzebu Brooke. Czułem, że muszę na chwilę zapomnieć o rodzinie Bishopów. Zjadłem sandwicha i wypiłem dwie filiżanki kawy w ‘Sconset Cafe, a potem pojechałem do latarni morskiej na przylądku Sankaty Head, naprzeciwko której znajdował się klub golfowy o tej samej nazwie. Zbudowana na klifie latarnia rzucała światło widoczne z dwudziestu mil. Wzniesiono ją w 1850 roku, aby ułatwić żeglugę po pięknych, lecz zdradliwych wodach zatoki Nantucket – cmentarzyska wielu statków i okrętów.

Zatrzymałem samochód i przeszedłem ćwierć mili w kierunku bujnej trawy, która porastała teren wokół latarni. Świeciło słońce i było ciepło, a przede mną rozciągał się niezmierzony ocean. Niektórzy utrzymują, że spacer z Siasconset do latarni morskiej wzdłuż urwistego brzegu jest najlepszym sposobem na pozbycie się złych myśli. Może też powinienem pójść tamtędy, gdyż w moim umyśle kłębił się cały ich rój.

Moja lista podejrzanych o zamordowanie Brooke wciąż się wydłużała. Obecnie znajdowali na niej wszyscy, którzy byli w domu Bishopa w noc zabójstwa.

Oczywiście na czele znajdował się Darwin Bishop. Tylko on został skazany za przemoc w rodzinie, a teraz znęcał się nad Billym, o czym świadczyły rany na plecach przybranego syna. Tylko on próbował mnie odsunąć od tej sprawy. I to on, o ile mogłem się zorientować, był niezadowolony, że urodziły mu się bliźniaczki. Być może dlatego, że pokrzyżowało mu to plany rozpoczęcia nowego życia z Claire Buckley.

Ale na mojej liście był też Billy. Chłopak, który w przeszłości bawił się w podpalacza, znęcał się nad zwierzętami, niszczył i kradł cudzą własność, no i owszem, jak każdy rasowy psychopata, miał również moczenia nocne. Jeśli dodać do tego tłumioną nienawiść, której odzwierciedleniem było znęcanie się nad samym sobą – gryzienie się, samookaleczanie, wyrywanie sobie włosów – mamy wybuchową mieszankę.

A Claire Buckley? Czy frustrowało ją to, że pracuje tylko jako niania, gdy mogłaby zostać panią domu? Czy zasmakowawszy w wojażach po świecie z Darwinem Bishopem, w luksusowych hotelach i drogich winach, mogła ze spokojem przyjąć wiadomość, że Julia jest w ciąży i spodziewa się bliźniąt? Czy Darwin oświadczył jej, że w tej sytuacji nie może odejść od żony? Czy Claire, na pozór troskliwa i oddana dzieciom niania, nie patrzyła na nie jak na ucieleśnienie więzów, które znów połączą jej bogatego kochanka i jego piękną, podobno będącą z nim w separacji żonę?

Wróciłem myślami do rewelacji Claire, że Julia niezbyt się cieszyła z urodzenia bliźniaczek i że podobno kiedyś nawet jej się wyrwało: „Szkoda, że nie umarły”. Czy Claire powiedziała o tym niechętnie, czy też celowo zdradziła mi tę informację, aby odsunąć podejrzenia od siebie? A przede wszystkim, jaką miałem pewność, że Julia w ogóle coś takiego powiedziała?

To kazało mi się skupić na żonie Bishopa. Czy uznałbym ją za bardziej prawdopodobną podejrzaną, gdybym nie znalazł się pod jej urokiem? Musiałem przyznać, że depresja poporodowa Julii i rzekoma niechęć, jaką czuła do Brooke i Tess, zwiększały prawdopodobieństwo, że mogła im zrobić krzywdę. Ale znowu nie aż tak bardzo. W końcu ogromna większość kobiet cierpiących na depresję poporodową nie robi nic złego swoim dzieciom.

No i zaniepokoił mnie również Garret. Dorastając pod opieką Darwina Bishopa, chłopiec najwyraźniej stracił nadzieję, że kiedyś będzie mógł normalnie żyć. Zastanawiałem się, czy ta mentalność więźnia mogła go skłonić do „skrócenia męczarni” innemu członkowi rodziny? Czy Garret zabił Brooke, żeby ją uwolnić?

Potrząsnąłem głową. Darwin Bishop zarzekał się, że ani policja, ani prokurator okręgowy nie zdołają udowodnić Billy’emu winy, ponieważ mordercą mógł być każdy, kto w noc zabójstwa przebywał w domu. Miałem wrażenie, jakby wszyscy w tej rodzinie się umówili i tak pokrętnie zaaranżowali wydarzenia, żeby mnie zbić z tropu.

Można też było inaczej spojrzeć na ten gąszcz możliwości. Nie ulega wątpliwości, że każde z Bishopów mogło zabić Brooke i miało ku temu jakiś powód. Rodzina mogła całkowicie nieświadomie zachęcić jednego ze swoich członków, aby dokonał tego w imieniu wszystkich. To dlatego miałem takie kłopoty z wytypowaniem głównego podejrzanego.

Na przykład cześć osób badających sprawę zabójstwa Kennedy’ego odrzuca teorię o istnieniu spisku na życie prezydenta. Twierdzą, że to zbieżność interesów różnych grup – związanych na przykład, choć nie jedynie, ze sferami militarno-przemysłowymi, CIA czy mafią – po cichu, w niemal magiczny sposób doprowadziła do zamachu na Kennedy’ego. Ich zdaniem Lee Harvey Oswald działał sam, ale jego czyn wieńczył dzieło podjęte przez miriady ciemnych sił, podobnie jak popularny przywódca, który potrafi wyrażać i realizować cele będące kulminacją naszej zbiorowej nadziei i odwagi.

Taka wizja śmierci Brooke wyglądała na jeszcze straszniejszą, gdyż siły, które zachęciły do działania jej zabójcę, wciąż by istniały. A ich najbardziej prawdopodobnym następnym celem byłaby Tess Bishop.

Wyciągnąłem telefon komórkowy i zadzwoniłem do Andersona. Sekretarka przełączyła rozmowę na telefon w jego radiowozie. Zapytałem, czy udało mu się coś załatwić w sprawie zabrania Tess z domu Bishopa.

– Na razie nie – odparł. – Rozmawiałem z Samem Middletonem, zastępcą dyrektora Wydziału Spraw Społecznych. Jak się spodziewałem, powiedział, że niezależnie od tego, co mówią statystyki, nie odbiera się dzieci rodzicom tylko dlatego, że w rodzinie doszło do morderstwa, zwłaszcza gdy policja ma podejrzanego. Gdy została zamordowana Jon Benet, jej brat nie wylądował w sierocińcu.

– Middleton po prostu powtarza jak papuga oficjalne stanowisko WSS. Nie można go jakoś twórczo obejść?

– Próbowałem przekonać Leslie Grove, dyrektorkę do spraw medycznych z Pomocy Rodzinie na Nantucket. Powiedziała, że może wysłać do WSS zawiadomienie o zagrożeniu życia dziecka, ale jej zdaniem niewiele to da, jeśli nie ma dowodów, że Tess rzeczywiście coś grozi.

– Czyli tylko oświadczenie Julii może zmienić sytuację. Spróbuję z nią porozmawiać na pogrzebie. Będzie tam też jej matka, która mieszka na Vineyard. Może mogłaby zabrać małą do siebie.

– Czyli uważasz, że dziecko będzie z nimi bezpieczne.

W duszy mogłem za to ręczyć głową. Wiedziałem jednak, że Anderson martwi się, czy zachowuję obiektywizm, gdy chodzi o Julię.

– Nie damy rady odizolować Tess od całej rodziny. Możemy jedynie trzymać ją z dala od jak największej liczby jej członków. Na mój gust przede wszystkim od Darwina Bishopa.

– Zgoda. Do diabła, gdyby to miało coś pomóc, moglibyśmy z Tiną wziąć dzieciaka do siebie.

– Dzięki. Zaproponuję to Julii, ale nie liczyłbym na to, że się zgodzi.

– Udało ci się porozmawiać z Garretem?

– Przez pięć minut. Dopisuję go do listy. Jego zdaniem lepiej, że Brooke umarła, niżby miała żyć pod opieką Bishopa. Nie spodobało mi się to.

– Masz więcej takich dobrych wiadomości?

– Pewnie – odrzekłem. Chciałem mu powiedzieć, że powinniśmy przynajmniej nawiązać kontakt z opiekunką, którą Julia wylała z pracy. – Gdy rozmawiałem z Claire, wspomniała, że Julia zatrudniła opiekunkę do dzieci. Niejaką Kristen Collier z Duxbury. Julia posprzeczała się z nią tydzień po urodzeniu bliźniaków i wyrzuciła z pracy. Myślę, że warto z nią porozmawiać. Być może wciąż ma klucz do domu. Chciałbym się dowiedzieć, gdzie była, kiedy zabito Brooke.

– Zrobi się.

– To na razie tyle. Porozmawiamy po pogrzebie.

– U mnie? – zapytał znacząco. – Poświęcisz wpłatę za pokój?

– No jasne – zgodziłem się, głównie po to, by uniknąć kłótni. – U ciebie – powiedziałem i rozłączyłem się.

Spojrzałem przed siebie na ocean, a potem obróciłem głowę, by objąć wzrokiem całą panoramę widoczną z Sankty Head. Klify zdawały się wręcz rozpuszczać w piasku plaży, a plaża w morzu. Co chwila nurkował jakiś ptak, by przysiąść na grzbiecie fali. Piękno tego widoku zapierało dech w piersiach. Przypomniało mi się, że sam kiedyś byłem związany z takim miejscem, gdy zamieszkaliśmy z Kathy w Marblehead, innym żeglarskim miasteczku opisywanym w przewodnikach dla turystów. Przekonałem się, że w takim bogatym i pięknym otoczeniu tkwiący w człowieku ból przestaje się uzewnętrzniać, a zaczyna płynąć ciemnymi podziemnymi wodami wśród wypartych wspomnień. Można więc łatwo nabrać przekonania, że wszystko jest w porządku, że budujemy życie na solidnej podstawie, która w rzeczywistości jest grząska i bliska załamania.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: