Gorący język Julii przesunął się na moją szyję, a potem do ucha.

– Nie otwieraj oczu – szepnęła i odeszła.

Stałem tak przez kilka sekund pogrążony jakby w transie, nasłuchując swojego oddechu i patrząc, jak Julia oddala się ode mnie o kilka stóp.

– Nie oszukuj – upomniała mnie. Obróciła się i pobiegła.

Po chwili jej sylwetka roztopiła się w słonecznym blasku. Upłynęło piętnaście-dwadzieścia sekund. Słyszałem jedynie szum wiatru i szelest traw.

– W porządku! – zawołała Julia z oddali. – Szukaj mnie!

Otworzyłem oczy i rozejrzałem się dookoła. Kolory trawy, oceanu, nieba i klifu wydawały się jeszcze bardziej jaskrawe niż poprzednio. Słońce wyglądało jak pomarańczowoczerwona piłka plażowa wisząca nad horyzontem.

Julii nigdzie nie było widać.

– Gdzie jesteś?! – zawołałem.

Brak odpowiedzi.

Przede mną rozciągał się pagórkowaty teren. Julia mogła leżeć gdzieś wśród falujących traw. Cofnąłem się od urwiska, szukając śladów stóp. Przeszedłem kawałek i kilkanaście kroków po prawej zobaczyłem kępę kwitnących krzewów słodkiej papryki, do której wiodła ledwo widoczna ścieżka wygnieciona w trawie. Miałem przeczucie, że Julia tam się schowała. Ruszyłem w stronę krzewów i kiedy byłem o dwa kroki od nich, usłyszałem chichot dobiegający spomiędzy liści. Powoli przeszedłem resztę drogi i ostrożnie rozchyliłem gałęzie. I wtedy ją zobaczyłem.

Leżała na plecach na posłaniu zrobionym z ubrania: nogi ugięte, kolana zsunięte razem, stopy szeroko rozstawione. Wyglądała jak syrena w czarodziejskim ogrodzie odpoczywająca między przypływami. Wiatr, który szeleścił liśćmi, rozwiewał jej czarne jedwabiste włosy. Uśmiechnęła się wstydliwie i rozchyliła kolana.

– Wejdziesz? – zapytała.

Wróciliśmy tuż przed dziesiątą wieczorem. Na podwórzu spotkaliśmy spacerującego Pete’a Magilla, ochroniarza Garreta. Pozdrowiliśmy go, po czym weszliśmy do środka.

Candace siedziała w salonie na mocno zniszczonej skórzanej kanapie i czytała jakieś czasopismo. Obok kanapy stała osobliwa gablotka z zabawkami jej dzieci: lalką Barbie, żołnierzykami, metalowym samochodzikiem i pistoletem na kapiszony. Kiedy weszliśmy, podniosła wzrok.

– Dobrze się bawiliście? – zapytała.

– Ja tak – odparła Julia. – Myślę, że on też – roześmiała się.

– Oboje dobrze się bawiliśmy – potwierdziłem.

– Jak tam Tess? – spytała Julia.

– Śpi – odrzekła Candace. – Była bardzo grzeczna.

– Czy chłopcy są w domu? – zapytała Julia.

– Garret tak, a Billy poszedł do kina z tym kolegą, którego poznał w zeszłym tygodniu na plaży, Jasonem…

– Sandersonem – podpowiedziałem. – Sprawia miłe wrażenie.

– Może wreszcie Billy doczeka się prawdziwego przyjaciela – zauważyła Julia. Spojrzała na mnie z czułym uśmiechem. – Chyba nastąpił u niego przełom. Mamy odpowiedniego lekarza domowego.

– Mam nadzieję – rzekłem.

– Sprawdzę, co u Tess, a potem kładę się do łóżka – oświadczyła Julia. Pocałowała mnie w policzek i odwróciła się do matki. – Może byście ze sobą porozmawiali. Nigdy tego nie robicie.

Candace spojrzała na mnie.

– Frank, wiedziałeś, że ona nas podpatruje?

Mrugnąłem do niej.

– Może porozmawiamy – powiedziała do Julii.

Odprowadziłem ją wzrokiem, gdy wchodziła po schodach na górę, po czym usiadłem na niesamowicie zniszczonym skórzanym fotelu stojącym na ukos od kanapy. – Julia wiele przeszła – stwierdziłem.

– Pod tą piękną powłoką kryje się twardy charakter – odparła Candace uprzejmie, ale przyjaźnie. Jej pomarszczone dłonie spoczywały teraz na czasopiśmie. Przez cienką jak papier skórę prześwitywały niebieskie nitki żył. – Jak wiesz, miała ciężkie dzieciństwo.

– Zdążyła mi trochę opowiedzieć o swoim ojcu.

– On był dla niej okropny. Naprawdę.

Julia powiedziała mi, że musiała konkurować ze swoimi braćmi o względy ojca i nie bardzo jej to wychodziło. Ale to jeszcze nie tragedia.

– A wiesz, co było dla niej najgorsze? – zapytałem na przynętę.

– Że on ją ignorował.

Kiwnąłem głową, ale nie odezwałem się, w nadziei, że powie coś więcej.

Nie potrzebowała zachęty. Może niecierpliwie czekała na tę rozmowę.

– Jeśli Julia zrobiła coś, co mu się nie podobało, przestawał z nią rozmawiać, patrzeć na nią i traktował ją jak powietrze. – Potrząsnęła głową. – Nigdy tak nie postępował wobec chłopców. Nigdy.

Spojrzałem na jej osobliwą gablotkę. Moją uwagę przyciągnęła metalowa karuzela z ręcznie malowanymi końmi. Obok niej stała porcelanowa lalka z błękitnymi kryształowymi oczami. Wyglądała jak żywa. Takie piękne zabawki. Nikt nie wystawia na pokaz złych wspomnień.

– Długo tak ją ignorował? – zapytałem.

– Tygodniami. – Zaczęła wykręcać sobie palce. – Parę razy trwało to nawet ponad miesiąc.

Nic dziwnego, że Julii tak bardzo zależało na zwróceniu na siebie uwagi mężczyzn.

– Czy twoim zdaniem dlatego podjęła pracę jako modelka? Kobiet na wybiegu nikt nie ignoruje.

– Owszem. Sądzę, że miało to wpływ na wiele wyborów, jakich dokonała w życiu.

– Na przykład?

– Na przykład na to, że nie odeszła wcześniej od męża. Wątpię, by ktoś inny na jej miejscu tak długo godził się na takie traktowanie.

Candace miała oczywiście rację. Julia nauczyła się znosić maratony złego traktowania jako dziewczynka, gdy nie mogła nic na to poradzić.

– A dlaczego ty nie odeszłaś wcześniej od męża? – zapytałem zdumiony napięciem w moim głosie. Było to pytanie, które zawsze chciałem zadać swojej matce.

Candace spojrzała na swoje dłonie i potrząsnęła głową.

– Nie wiem – odparła. – Źle postąpiłam. Powinnam była to zrobić.

To jej wyznanie sprawiło, że znów zacząłem jej współczuć. Bez wątpienia Candace miała swoje powody, dla których zdecydowała się zostać z mężem sadystą.

– Julia w końcu się uwolniła – powiedziałem. – Wystąpiła do sądu o zakaz zbliżania się dla męża i wyegzekwowała go. To wymagało od niej nie lada odwagi.

– Myślę, że teraz wszystko jest na dobrej drodze – rzekła Candace i kiwnęła głową w moją stronę. – W końcu ma ciebie.

Candace poszła spać, a ja ruszyłem do domku gościnnego. Noc była dość chłodna i od oceanu wiała słona bryza. Księżyc miał tak okrągłą i białą tarczę, że wyglądał jak na rysunku dziecka.

W połowie drogi do domku zerknąłem na okno do sypialni Julii. Paliło się światło, okiennice były otwarte i zobaczyłem Julię wyciągającą koszulkę z szortów. Zatrzymałem się i patrzyłem, jak się pochyla i zdejmuje ją przez głowę, odsłaniając idealne piersi. Gdy rozpięła guzik szortów i rozsunęła zamek błyskawiczny, materiał wdzięcznie rozchylił się na biodrach. Choć czułem jeszcze dotyk i smak jej ciała, nie mogłem oderwać od niej wzroku, czekając, aż zdejmie te szorty i figi, które miała pod spodem.

Właśnie wtedy, kiedy Julia położyła ręce na biodrach i pochyliła się, usłyszałem za sobą kroki. Odwróciłem się i zobaczyłem, że w cieniu, kilka kroków ode mnie, stoi Billy. Poczułem się jak podglądacz przyłapany na gorącym uczynku. Z drugiej jednak strony czułem się, jakbym sam przyłapał podglądacza. Czyżby Billy czatował pod oknem Julii, czekając, aż się zacznie rozbierać?

– Siemasz – bąknąłem, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.

Nie odpowiedział.

– Billy?

– Przepraszam – szepnął.

Sprawiał wrażenie tak zawstydzonego i przestraszonego, że zamiast martwić się jego podglądactwem, zrobiło mi się go żal.

– Porozmawiajmy – powiedziałem, podchodząc do niego, ale na widok jego twarzy zakręciło mi się w głowie i zatrzymałem się jak wryty. – Co, u licha, się stało?

Billy spojrzał w dół i przejechał drżącymi dłońmi po swojej koszuli w białoniebieskie paski. Była poplamiona krwią. Jego palce również.

Oblałem się potem zimniejszym niż nocne powietrze.

– Wszystko z tobą w porządku? – rzuciłem automatycznie. Ruszyłem ku niemu.

– Myślę… że mogłem kogoś zabić – powiedział i zaczął płakać.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: