Rozdział 13
Czwartek, godzina 10.45, 21 marca 1996 roku Nowy Jork
– Coraz bardziej mi się podoba – oznajmiła Teresa. Wstała zza stołu montażowego Colleen. Colleen zaprezentowała jej właśnie materiał, który zespół zrobił od rana, kierując się ich wczorajszą wieczorną rozmową.
– Najlepsze jest to, że myśl główna związana jest z przysięgą Hipokratesa – zauważyła Colleen. – Szczególnie ten fragment, żeby przede wszystkim nikomu nie szkodzić. Uważam, że to najlepsza część.
– Sama nie wiem, dlaczego nie wpadłyśmy na to wcześniej – zastanowiła się Teresa. – To takie naturalne. Aż nieprzyjemnie pomyśleć, że musiała się zdarzyć epidemia dżumy, żeby nam przyszło coś takiego do głowy. Oglądałaś poranne wiadomości? Wiadomo coś nowego?
– Trzy zgony! – poinformowała Colleen. – I kilka nowych przypadków zachorowań. Okropne. Prawdę powiedziawszy, śmiertelnie się boję.
– Rano bolała mnie głowa po tym wczorajszym winie, ale pierwszą myślą, jaka mnie nawiedziła, było pytanie, czy mam już dżumę czy jeszcze nie.
– Dokładnie tak samo jak ja – potwierdziła obawy koleżanki Colleen. – Cieszę się, że się przyznałaś pierwsza. Było mi tak głupio.
– Cholera jasna, mam nadzieję, że nasi panowie mieli wczoraj rację. Robili wrażenie godnych zaufania, kiedy mówili, że nie będzie z tym wielkiego problemu.
– Boisz się tego spotkania? – zapytała Colleen.
– Przeszło mi coś takiego przez głowę – przyznała Teresa. – Ale, jak powiedziałam, budzą zaufanie. Nie wyobrażam sobie, aby postępowali podobnie, gdyby istniało choćby małe ryzyko.
– To znaczy, że pójdziemy z nimi dziś na kolację?
– Bez dwóch zdań. Mam przeczucie, że Jack Stapleton okaże się fontanną pomysłów. Może i jest z jakiegoś powodu zgorzkniały, ale jest również inteligentny i uparty i z pewnością zna się na swojej robocie.
– Aż trudno uwierzyć, jak wszystko się ułożyło – stwierdziła Colleen. – O wiele bardziej przypadł mi do gustu Chet. Dowcipny, otwarty i tak miło się z nim rozmawia. Mam dość własnych problemów i nie oczaruje mnie żaden cierpiący, zadumany typ.
– Nic nie powiedziałam o oczarowaniu – zaprotestowała Teresa. – Chodzi o coś całkiem innego.
– Co sądzisz o wykorzystaniu postaci Hipokratesa w jednej z reklamówek?
– Myślę, że to może być wspaniały pomysł – zachwyciła się Teresa. – Zrób to. Ja tymczasem idę na górę pogadać z Helen Robinson.
– Po co? Sądziłam, że to wróg.
– Potraktuję sugestię Taylora dosłownie. Niech dział reklamy rzeczywiście współpracuje z działem finansowym.
– No jasne! To ci historia!
– Poważnie. Chcę, żeby coś dla mnie zrobiła. Potrzebuję piątej kolumny. Helen ma potwierdzić, że National Health jest w porządku, że nie ma chorób szpitalnych czy jakiś innych podobnych kłopotów. Jeżeli ich przeszłość nie jest czysta jak łza, całą kampanię diabli wezmą, a wtedy nie tylko pożegnam się z szansą na awans, ale obie zaczniemy sprzedawać ołówki w sklepie papierniczym.
– Słyszałybyśmy chyba o czymś takim. Są naszymi klientami od wielu lat.
– Wątpię. Te gigantyczne spółki medyczne niechętnie udostępniają dane, które mogłyby zaszkodzić ich pozycji na giełdzie. Z pewnością przypadki szpitalnych infekcji nie poprawiłyby ich notowań.
Teresa klepnęła koleżankę w ramię, poleciła jej utrzymywać zespół na pełnych obrotach i skierowała się ku schodom.
Biegnąc po dwa stopnie naraz, szybko znalazła się na piętrze, które zajmowała administracja firmy. Poszła prosto do wyściełanego dywanami królestwa finansów. Jej nastrój poprawiał się z każdą chwilą. Było to zupełne przeciwieństwo obaw i lęków z poprzedniego dnia. Intuicja podpowiadała Teresie, że jest na najlepszej drodze do zrobienia czegoś naprawdę wspaniałego i zgarnięcia w efekcie zasłużonej nagrody.
Gdy tylko skończyło się niespodziewane spotkanie z Teresą i ta zniknęła za rogiem, Helena wróciła do biurka i połączyła się ze swoim głównym informatorem z National Health Care. Kobieta nie była w tej chwili osiągalna, ale też Helen nie spodziewała się, że ją zastanie. Zostawiła tylko imię i numer i poprosiła o telefon tak szybko, jak to będzie możliwe.
Potem Helen wyjęła z torebki szczotkę do włosów, otworzyła szafkę, spojrzała w lustro zawieszone na wewnętrznej stronie drzwi i przeczesała kilka razy włosy. Gdy uznała, że wygląda dobrze, udała się do gabinetu Roberta Barkera.
– Masz minutkę? – zapytała, stając w drzwiach.
– Dla ciebie nawet cały dzień – odparł szarmancko Robert i oparł się wygodnie w fotelu.
Helen weszła do gabinetu. Kiedy odwróciła się, aby zamknąć za sobą drzwi, Robert szybkim ruchem zdjął z biurka fotografię żony i wsunął ją do szuflady. Srogie spojrzenie małżonki zawsze wzbudzało w nim poczucie winy, kiedy zjawiała się Helen.
– Przed chwilą miałam gościa – oznajmiła Helen bez dalszych wstępów. Swoim zwyczajem usiadła na oparciu jednego z dwóch krzeseł stojących przed biurkiem Roberta i skrzyżowała nogi.
Robert czuł jak jego puls przyspiesza, a na czole pojawiają się kropelki potu. Z miejsca, w którym siedział, krótka spódniczka Helen odsłaniała przed nim nie kończące się uda.
– Zjawiła się nasza pani dyrektor działu reklamy – ciągnęła Helen. Miała pełną świadomość efektu, jaki wywołuje na szefie i pochlebiało jej to. – Prosiła, żebym zdobyła dla niej pewne informacje.
– Jakie informacje? – zapytał Robert. Nie poruszył nawet oczami, nie mrugnął powieką. Był jak zahipnotyzowany.
Wyjaśniła, o co chodzi, streściła też rozmowę sprzed paru minut i opowiedziała o epidemii dżumy. Robert siedział dłuższą chwilę w milczeniu. Helen wstała, wyrywając tym szefa z transu.
– Próbowałam jej powiedzieć, żeby nie wykorzystywała tej sytuacji – dodała Helen – ale upiera się, że to zadziała.
– Może nie powinnaś była jej zniechęcać – odparł Robert. Rozpiął kołnierzyk pod szyją i głęboko wciągnął powietrze.
– Ale to obrzydliwy pomysł. Trudno mi sobie wyobrazić coś bardziej niesmacznego – upierała się.
– No właśnie – zgodził się Robert. – O tym myślę. Niech zaproponuje jakąś niesmaczną kampanię reklamową.
– Rozumiem. Nie pomyślałam o tym w ten sposób.
– Oczywiście, że nie pomyślałaś. Nie jesteś jeszcze tak podstępna jak ja. Ale szybko się uczysz. Kłopot z tym pomysłem polega na tym, że może się on okazać całkiem dobry. Kto wie, może to jest dobry sposób na wyraźne zaznaczenie różnicy między National Health a AmeriCare.
– Zawsze mogę jej powiedzieć, że informacje są nie do zdobycia. Prawdę powiedziawszy i tak może się zdarzyć.
– Kłamstwo jest ryzykowne – stwierdził Robert. – A jeżeli ona już zdobyła informacje i sprawdza, czy jesteśmy wobec niej uczciwi? Nie, wykorzystaj swoje źródło i znajdź dla niej, co możesz. Ale poinformujesz mnie, co ustaliłaś i co przekazałaś Teresie Hagen. Chcę być zawsze o krok przed nią.