– Wam się wydaje, że to są żarty – powiedziała z goryczą zdenerwowana nieco pani Marta. – A niedługo już dojdzie do tego, że wyrośniecie na ludzi!

– Nie byłoby w tym nic szczególnie złego – zauważyła Tereska w chwilowym przypływie przytomności umysłu.

– Tak, tylko że to nie jest pewne…

Tereska nie widziała powodów, dla których nie miałoby to być pewne. Rodzina widocznie oszalała i popadła w obłędną przesadę. I ona sama, i jej brat chodzili do szkoły, uczyli się dobrze, nie oddawali się żadnym nałogom i na ogół nie robili nic złego. Zresztą, możliwe, że nie jest to pewne w stosunku do Januszka, ale nie w stosunku do niej. Czepiali się. Zwyczajnie się czepiali, bo zapewne nie mieli co robić. Nie mieli własnego, atrakcyjnego życia, najlepszy dowód ciotka Magda, same błędy i pomyłki, i dlatego usiłowali wnikać w intymne sprawy jej jestestwa, wyłącznie po to, żeby je wyśmiać, skrytykować i przerobić na swoje nieżyciowe, zmurszałe, zacofane kopyto.

Nienawidzę ich – pomyślała. – Nienawidzę. Czy oni się nigdy nie odczepią? Co za wstrętna rodzina…

Ulga, jakiej doznała po skończeniu posiłku, opuszczeniu pokoju i wejściu na górę, w nikłym stopniu złagodziła burzę jej uczuć i nie zdołała zmienić wyrazu twarzy. Wciąż jeszcze zionąc nienawiścią Tereska weszła do łazienki i odruchowo spojrzała w lustro.

Lustro było prawdomówne. Bez miłosierdzia pokazało czerwoną, nadętą, nabzdyczoną twarz, posępne spojrzenie i małpio zmarszczone czoło. Tereska przez chwilę nie rozumiała, co widzi, a potem nagle ogarnął ją popłoch.

No nie! – pomyślała ze zgrozą. – To nie jest twarz, to jest wręcz przeciwnie! I oni to widzieli? Tylko by tego brakowało, żeby jeszcze i mój Boguś zobaczył! I ja mu się chcę podobać!

Okropne zdenerwowanie, wynikłe z faktu, że jej prywatne, najtajniejsze uczucia, wyłażąc na twarz, dały się dostrzec otoczeniu, zgasło, w zarodku stłumione błogą słodyczą. Jej Boguś… Był, przyszedł, jest, jeszcze przyjdzie…

Lustro uczciwie zmieniło zdanie. Pokazało promienne oczy i prześliczny, radosny uśmiech i Tereska z prawdziwą przyjemnością przyjrzała się temu obrazowi. Z aprobatą kiwnęła głową swemu odbiciu, po czym spochmurniała na nowo. Przypomniała sobie, że dla niektórych osób takie twarze au naturel są mało interesujące i wobec tego należałoby opracować jakiś stosowny, wyszukany maquillage. W szafce w łazience znajdowały się rozmaite kosmetyki…

Ciotka Magda weszła na górę, miała bowiem do Tereski interes. Zamierzała ją poinformować, że córce jej przyjaciółki trzeba będzie udzielać korepetycji w zakresie szkoły podstawowej już od początku roku szkolnego. Nie znalazła siostrzenicy w pokoju, zobaczyła światło w łazience i zajrzała do środka.

Zajęta twarzą Tereska zapomniała zamknąć drzwi. Ciotka Magda ujrzała przed lustrem coś, co zamurowało ją na długą chwilę. Jej szesnastoletnia siostrzenica sczesywała sobie właśnie ciemnoblond włosy na jedną stronę twarzy, przy czym twarz ta prezentowała widok niezwykły. Jasne, zielonkawe oczy, zrobione dookoła na niebiesko, obwiedzione podwójnymi czarnymi kreskami w oprawie rzęs i brwi, pociągniętych czarnym tuszem, robiły niesamowite wrażenie. Na grubej warstwie kremu i pudru ciemne rumieńce w odcieniu cyklamen gryzły się wściekle z cynobrową szminką, jedyną, jaką Tereska znalazła w szafce. Jej własna szminka byłaby niewątpliwie odpowiedniejsza, ale nie chciało jej się teraz wychodzić i szukać w torebce. Efekt całości był wstrząsający.

Ciotka Magda pomyślała sobie, że Tereska wygląda z tym wszystkim nader oryginalnie, tyle że o dobre dziesięć lat starzej. Następnie pomyślała, że jej siostrzenica wyrośnie na piękną kobietę. Następnie pomyślała, że prawdopodobnie już się uważa za kobietę i tylko by tego brakowało, żeby zaczęła na co dzień z taką twarzą chodzić po mieście. Następnie zaciekawiła się, czy Tereska nie rozróżnia kolorów, czy też może teraz jest taka moda wśród młodzieży. Następnie powiedziała:

– Mariolka potrzebuje w tym roku korepetycji od zaraz. Idź się tam jutro umówić. Jeśli nie zmyjesz tego wszystkiego porządnie, za parę lat będziesz starsza ode mnie. Żadna twarz nie zniesie czegoś takiego na dłuższą metę.

Następnie odwróciła się i zeszła na dół.

Całe zadowolenie z efektu zabiegów kosmetycznych spłynęło z Tereski jak woda z tłustego drobiu. Jak mogła nie zamknąć drzwi? Jak mogła narazić się na to, że wlezie tu ta głupia ciotka, i w ogóle po co ona tu wlazła? Aha, w sprawie korepetycji… Co za potworny dom, w którym człowiek nie ma miejsca dla siebie, nie może być sam, w którym wszyscy wszędzie wtykają nos i do wszystkiego się wtrącają! Czy ona nie ma prawa do własnego życia i czy to życie musi być takie skomplikowane i uciążliwe?!

Myjąc zęby z ponurą wściekłością zastanawiała się, skąd wziąć to miejsce dla siebie i ten święty spokój. Skąd wziąć także pieniędzy na kosmetyki, na modną odzież, na fryzjera i manikiurzystkę. Nie może przecież teraz, przy Bogusiu, wyglądać jak ofiara powodzi! Nie pójdzie na spotkanie z nim w byle czym, w szkolnej spódnicy, w starych pantoflach na niemodnych obcasach i bez twarzy…

Na zwiększone dotacje ze strony rodziny nie było co liczyć, ale do tego Tereska była przyzwyczajona. Od dwóch lat już swoje prywatne potrzeby zaspokajała we własnym zakresie, z niechęcią i wstrętem udzielając korepetycji, których nie cierpiała, ale które dawały wyraźne korzyści materialne. Teraz przypomnienie, że pierwsze korepetycje ma już załatwione, pocieszyło ją w znacznym stopniu. Przypomnienie przyczyn, dla których musi pięknie wyglądać, pocieszyło ją jeszcze bardziej. Uwaga ciotki Magdy o wytrzymałości twarzy zakłopotała ją na chwilę, ale od razu znalazła wyjście. Jasną jest rzeczą, że równocześnie z makijażem należy stosować odświeżające i odmładzające maseczki kosmetyczne i nie należy z tym zwlekać do późnej starości, na przykład wieku trzydziestu lat, tylko trzeba zacząć już teraz. Systematycznie. Maseczki, jak wiadomo, działają długofalowo. Teraz zacząć i potem zadbanej i odpowiednio traktowanej twarzy już nic nie zaszkodzi i za pięć lat Boguś będzie patrzył na nią z rosnącym zachwytem…

Atmosfera ucisku i przygnębienia rozwiała się jak dymy na wietrze i zasypiając Tereska czuła wyraźnie, że wbrew wszystkiemu życie może okazać się bardzo piękne…

* * *

– Dwie są nowe, a reszta stare – powiedziała szeptem Okrętka, kiedy zziajana Tereska w ostatniej chwili dopadła swojej ławki. – W młodszych klasach pełno chłopaków…

Szkoła trwała od dwóch dni. Przechodziła właśnie stopniowo na system koedukacyjny, co w dwóch ostatnich klasach prawie nie dawało się zauważyć. Młodsze klasy były już mieszane, starsze jeszcze ciągle żeńskie.

Okrętka przyszła wyjątkowo wcześnie tylko dlatego, że zegar w domu śpieszył się o pół godziny. Usiłowała teraz udzielić Teresce wszystkich naraz nowych wiadomości.

– Iwony w ogóle nie ma i nie będzie, podobno zrezygnowała ze szkoły, a Krystyna zaręczyła się na wakacjach…

Tereska zastygła w połowie otwierania teczki.

– Co zrobiła? – spytała, nie wierząc własnym uszom.

– Zaręczyła się.

– Żartujesz!

– Jak Boga kocham. Sama mi powiedziała.

– Zwariowała chyba! Z kim?!

– Z tym swoim absztyfikantem z zeszłego roku. Z tym, który na nią tak czekał pod szkołą. I teraz ma narzeczonego.

– Co ma?!

– Narzeczonego. Takiego jak przed wojną. Co to przynosi kwiaty i siedzi w salonie.

– Ktoś tu zgłupiał, ty albo ona. Skąd, na litość boską, wzięła salon?

– No nie wiem, może siedzą w kuchni. Albo w łazience. W każdym razie go ma…

– Bukatówna i Kępińska – powiedziała zimnym głosem Larwa z katedry. – Czy ja mam od pierwszych dni posadzić was oddzielnie?

I Tereska, i Okrętka zamilkły natychmiast. Siedzenie oddzielnie zgodnie uważały za największe nieszczęście, jakie mogłoby je dotknąć w szkole. Zaniechały konwersacji, narażając się na to, że w jakiejś chwili pękną z hukiem, rozsadzone nie wyjawionymi informacjami i odczuciami.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: