Kto wie, jak się sprawy miały. Politycy i prasa – dwie hołubione instytucje publiczne – z taką wprawą posługują się rozwidlonymi językami, że mogłyby im służyć za widelce na bankietach. To, że Arthur Bradford odmówił wypowiedzi na temat żony, mogło być wyrazem autentycznego bólu albo chytrym chwytem na użytek mediów. Cynicznym, ale cóż poradzić.

Myron powrócił do artykułów sprzed lat. W marcu 1978 roku pisano o Bradfordach trzy dni z rzędu. Będący małżeństwem od sześciu lat, Arthur i Elizabeth Bradfordowie zakochali się w sobie na studiach. Uchodzili powszechnie za „kochającą się parę”, jak głosił dziennikarski frazes, znaczący z grubsza tyle, ile nazwanie zmarłego młodzieńca „wybitnie uzdolnionym studentem”. Pani Bradford wypadła z balkonu na drugim piętrze rezydencji, lądując głową na ceglanym chodniku. Nie podano za wielu szczegółów. Policyjne śledztwo ustaliło, że śmierć nastąpiła wskutek tragicznego wypadku. Padało i było ciemno. Na wyłożonym śliskimi płytkami balkonie właśnie wymieniano ściankę, która w związku z tym nie była całkiem bezpieczna. Sprawa czysta, że mucha nie siada. Prasa obeszła się z Bradfordami bardzo łagodnie. Myron przypomniał sobie plotki, jakie krążyły w tamtym czasie na boisku szkolnym. Co ona robiła na balkonie w marcu? Była pijana? Pewnie tak. No bo jak inaczej spadłaby z balkonu? Oczywiście część chłopaków spekulowała, że ją zepchnięto. W szkolnej stołówce pasiono się tą zajmującą strawą co najmniej dwa dni. Ale jak to w gimnazjum, hormony zatknęły sztandar zwycięstwa i wszyscy wpadli na powrót w popłoch przed płcią przeciwną. O, słodki ptaku młodości!

Myron usiadł wygodniej i wpatrzył się w ekran. Znów zadumał się nad tym, dlaczego Arthur Bradford nie chciał mówić o zmarłej żonie. A jeśli nie miało to nic wspólnego z autentycznym bólem ani z manipulacją mediami? Jeśli odmówił komentarza, bo nie chciał, żeby po dwudziestu latach coś wyszło na jaw?

Hm! Świetnie, Myron, brawo. A może porwał syna Lindbergha. Trzymaj się faktów, skarcił się. Po pierwsze, Elizabeth Bradford nie żyła od dwudziestu lat. Po drugie, nie istniał nawet okruch dowodu na to, że jej śmierć nie była wypadkiem. Po trzecie – i najważniejsze – zdarzyło się to dziewięć miesięcy przed ucieczką Anity Slaughter.

Wniosek: nie było najwątlejszego śladu, który mógłby sugerować, że te dwie sprawy coś łączy.

W każdym razie nie było w tej chwili.

Zaschło mu w gardle. Powrócił do lektury artykułu w „Jersey Ledger” z 18 marca 1978 roku. Artykuł ze strony pierwszej kończył się na stronie ósmej. Myron pokręcił gałką czytnika. Zaskrzypiała w proteście, ale ustąpiła.

Nareszcie! Informację umieszczono w prawym dolnym rogu. Jedno zdanie. To wszystko. Nie rzucające się w oczy. „Zwłoki pani Bradford odkryła o godzinie 6.30 rano na ceglanym tylnym ganku rezydencji Bradfordów pokojówka, która przyszła do pracy”.

Pokojówka, która przyszła do pracy. Ciekawe, jak się nazywała.

10

Natychmiast zadzwonił do Mabel Edwards.

– Pamięta pani Elizabeth Bradford? – spytał.

– Tak – odparła po krótkiej chwili.

– To Anita znalazła jej zwłoki?

Tym razem wahanie Mabel trwało dłużej.

– Tak.

– Co pani o tym powiedziała?

– Zaraz. Myślałam, że chcesz pomóc Horace’owi.

– Chcę.

– To dlaczego wypytujesz o tę biedaczkę? – spytała nieco urażona. – Zginęła ponad dwadzieścia lat temu.

– To dość skomplikowane.

– Pewnie. – Wzięła głęboki oddech.

– Chcę znać prawdę.

– Szukasz również Anity?

– Tak.

– Dlaczego?

Dobre pytanie. Ale po dotarciu do jego sedna odpowiedź była prosta.

– Na zlecenie Brendy.

– Odszukanie Anity nic jej nie pomoże.

– Niech pani jej to powie.

Mabel zaśmiała się niewesoło.

– Brenda bywa uparta – powiedziała.

– To u was rodzinne.

– Zgadza się.

– Proszę mi powiedzieć, co pani pamięta.

– Niewiele. Anita przyszła do pracy i znalazła tę kobietę. Leżała jak szmaciana lalka. To wszystko.

– Anita do tego nie wracała?

– Nie.

– Była wstrząśnięta?

– Pewnie. Służyła u Elizabeth Bradford prawie sześć lat.

– Pytam, czy wstrząsnęło nią coś poza tym, że znalazła ciało.

– Nie. W każdym razie nic mi nie mówiła. Nawet gdy dzwonili reporterzy, po prostu odkładała słuchawkę.

Myron wchłonął tę informację, przepuścił przez szare komórki i nie znalazł niczego.

– Pani Edwards, czy brat wspomniał kiedyś o prawniku Thomasie Kincaidzie?

– Nie.

Pożegnali się. Tuż po tym, jak Myron skończył rozmowę, telefon zadzwonił.

– Halo?

– Odkryłam coś dziwnego, Myron – odezwała się Lisa z firmy telefonicznej.

– Co?

– Poprosiłeś o podsłuch telefonu Brendy Slaughter.

– Tak.

– Ktoś mnie uprzedził.

Myron o mały włos nie nacisnął na hamulec.

– Co takiego?

– Ktoś założył go wcześniej.

– Kiedy?

– Nie wiem.

– Możesz to sprawdzić? Dowiedzieć się kto?

– Nie. Jej numer zablokowano.

– Co to oznacza?

– Szlaban na wszystkie informacje. Nie mam nawet dostępu przez komputer do jej starych rachunków telefonicznych, podejrzewam, że stoją za tym jacyś stróże prawa. Mogę poszperać, ale nie ręczę za wyniki.

– Postaraj się, Liso. Dziękuję.

Myron rozłączył się. Zaginiony ojciec, telefony z groźbami, śledzący ich samochód, a do tego podsłuch telefoniczny. Zaczynał się denerwować. Po co ktoś – ktoś, kto miał władzę – podsłuchiwałby rozmowy Brendy? Czy osoba ta należała do grupy, która groziła jej przez telefon? Czy podsłuchiwali ją, chcąc dotrzeć do jej ojca, czy może…

Zaraz!

W trakcie jednej z rozmów polecono Brendzie, żeby zadzwoniła do matki. Dlaczego? Skąd to żądanie? Gdyby je spełniła – gdyby rzeczywiście wiedziała, gdzie się ukrywa matka – to przecież ci od posłuchu też znaleźliby Anitę. Czy o to chodziło?

Ktoś szukał Horace’a czy… Anity?

– Mamy problem – powiedział.

Siedzieli w samochodzie. Brenda obróciła się twarzą ku niemu, czekając na ciąg dalszy.

– Twój telefon jest na podsłuchu.

– Co takiego?

– Ktoś podsłuchuje twoje rozmowy. A poza tym śledzi.

– Ale… – Brenda urwała i wzruszyła ramionami. – Po co? Żeby znaleźć mojego ojca?

– Tak. Najprawdopodobniej. Komuś bardzo zależy na dopadnięciu Horace’a. Zdążyli pobić twoją ciotkę. Ty możesz być następna.

– Myślisz, że coś mi grozi?

– Tak.

Przyjrzała mu się.

– I chcesz mi w związku z tym coś zaproponować?

– Tak.

– Słucham.

– Po pierwsze, chciałbym odszukać w twoim pokoju w akademiku te pluskwy.

– Nie widzę przeszkód.

– Po drugie, musisz się stamtąd wynieść.

– Mogę pomieszkać u znajomej – odparła po chwili. – Cheryl Sutton. To kapitanka naszej drużyny.

Myron pokręcił głową.

– Ci ludzie cię znają. Śledzili cię, podsłuchiwali twoje rozmowy.

– I co z tego?

– To, że prawdopodobnie znają twoich znajomych.

– W tym Cheryl?

– Tak.

– I myślisz, że mnie tam odszukają?

– Niewykluczone.

Brenda pokręciła głową i wpatrzyła się przed siebie.

– Niesamowite.

– To nie wszystko.

Myron opowiedział jej o rodzinie Bradfordów i o znalezieniu przez jej matkę zwłok.

– I co to znaczy? – spytała, kiedy skończył.

– Prawdopodobnie nic. Ale chciałaś, żebym ci mówił o wszystkim.

– Tak. – Usiadła wygodniej i przygryzła wargę. – Gdzie w takim razie, według ciebie, powinnam się zatrzymać? – spytała po dłuższej chwili.

– Wspomniałem ci o moim przyjacielu Winie. Pamiętasz?

– Właścicielu firmy maklerskiej Lock-Horne?

– To własność jego rodziny. Mam dziś wieczorem wpaść do niego w interesach. Powinnaś ze mną pojechać. Możesz zatrzymać się u niego.

– Chcesz, żebym z nim zamieszkała?

– Tylko na tę noc. Win ma mnóstwo bezpiecznych adresów. Znajdziemy ci coś.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: