– W listopadzie wydałem dyrektywę numer pięćdziesiąt jeden – przystąpił od razu do rzeczy Hitler.

Krążył po pokoju z założonymi na plecach rękami. Ubrany był w jasnoszarą górę od munduru, czarne spodnie i imponujące buty do konnej jazdy. Na kieszonce na lewej piersi nosił Żelazny Krzyż, który zdobył w czasie I wojny pod Ypres, gdzie jako poborowy służył w piechocie.

– W dyrektywie pięćdziesiąt jeden dałem wyraz swemu przekonaniu, że Anglosasi będą próbować ataku na północno- zachodnią część Francji nie później niż na wiosnę, a może nawet wcześniej. Wydarzenia ostatnich dwóch miesięcy w niczym nie zmieniły mego przekonania.

Siedzący przy stole konferencyjnym Canaris obserwował miotającego się po sali führera. Przygarbiona sylwetka – skutek kifozy kręgosłupa – ostatnio jeszcze bardziej pochyliła się do przodu. Ciekawe, czy wreszcie zaczął czuć presję? – zastanawiał się w duchu Canaris. Powinien. Czy to nie Fryderyk Wielki powiedział „Kto broni wszystkiego, nie broni nic"? Hitler powinien był pójść za radą swego duchowego przewodnika, gdyż Niemcy znalazły się w tej samej sytuacji co podczas tamtej wojny światowej. Podbiły zbyt wiele terenów, by zdołać ich teraz bronić. Hitler urządził się tak na własną prośbę. Cholerny głupek!

Canaris zerknął na mapę. Na wschodzie niemieckie oddziały walczyły na froncie liczącym sobie dwa tysiące kilometrów. Jakiekolwiek nadzieje na zwycięstwo militarne nad Rosjanami wzięły w łeb w lipcu, pod Kurskiem, gdzie Armia Czerwona odparła ofensywę Wehrmachtu, a wojska niemieckie poniosły olbrzymie straty w ludziach. Teraz armia hitlerowska usiłowała utrzymać linię ciągnącą się od Leningradu po Morze Czarne. Nad Morzem Śródziemnym Niemcy bronili trzech tysięcy kilometrów linii brzegowej. Na zachodzie zaś, pomyślał Canaris – Wielki Boże! – sześć tysięcy kilometrów terytorium rozciągającego się od Niderlandów do południowego końca Zatoki Biskajskiej. Hitlerowska Festung Europa - Twierdza Europa – była zbyt rozległa, a wszystkie jej krańce osłabione.

Canaris omiótł wzrokiem zgromadzonych wokół stołu mężczyzn. Feldmarszałek Gerd von Rundstedt, naczelny dowódca niemieckich sił zbrojnych na zachodzie; feldmarszałek Erwin Rommel, dowódca Grupy Armii B w północno- zachodniej Francji; reichsführer Heinrich Himmler, przywódca SS i niemieckiej policji. Kilku najbardziej lojalnych i bezwzględnych ludzi Himmlera obserwowało zebranych, ot, na wszelki wypadek, gdyby któremuś z największych szych Trzeciej Rzeszy zachciało się dokonać zamachu na życie führera.

Hitler przestał krążyć po sali.

– W zarządzeniu tym wyraziłem również przekonanie, że nie możemy dalej usprawiedliwiać osłabiania oddziałów na zachodzie, żeby wspierać nasze siły zmagające się z bolszewikami. Na wschodzie są rozległe połacie ziemi, będzie można w ostateczności oddawać znaczne tereny, zanim wróg bezpośrednio zagrozi naszej ojczyźnie. Na zachodzie już nie. Jeśli anglosaska inwazja się powiedzie, skutki będą niewyobrażalne. Dlatego też właśnie tu, w północno- zachodniej Francji, rozegra się decydująca bitwa tej wojny. – Zawiesił głos, dając zebranym czas na przetrawienie tych słów. – Na inwazję odpowiemy zmasowanym atakiem, skierujemy przeciwko niej wszystkie siły, tak że wróg nie wyjdzie poza plażę. Gdyby to się nie powiodło i gdyby Anglosasom udało się odnieść chwilowy sukces, musimy być gotowi do błyskawicznego przegrupowania naszych sił, zorganizowania potężnej kontrofensywy i ciśnięcia najeźdźców w morze. – Hitler zaplótł ramiona na piersiach. – Jednak dla osiągnięcia tego celu musimy poznać plany wroga. Musimy wiedzieć, kiedy zamierza uderzyć. I, co najważniejsze, gdzie. Panie feldmarszałku?

Feldmarszałek Gerd von Rundstedt wstał i znużonym krokiem podszedł do mapy, w prawej dłoni kurczowo ściskając ozdobioną cennymi kamieniami buławę marszałkowską, z którą nigdy się nie rozstawał. Znany jako „ostatni z niemieckich rycerzy", tyle razy był odwoływany i ponownie mianowany przez Hitlera, że i Canaris, i nawet podwładni stracili rachubę. Nienawidził nazistowskiego fanatyzmu i to właśnie on ochrzcił Hitlera mianem „małego cygańskiego kaprala". Na szczupłej arystokratycznej twarzy zaczynało się wreszcie odbijać napięcie ostatnich pięciu lat. Zniknęła służbistość i skupienie, które charakteryzowały oficerów sztabu głównego z czasów cesarstwa. Canaris wiedział, że Rundstedt nadużywał szampana, a wieczorem potrzebował wielu kolejek whisky, żeby zasnąć. Regularnie wstawał o zgoła niewojskowej porze, dziesiątej rano; jego współpracownicy w St Germainen- Laye rzadko ustalali z nim spotkania na wcześniej niż południe.

Mimo podeszłego wieku i moralnego upadku Rundstedt pozostał najlepszym żołnierzem Rzeszy – błyskotliwym taktykiem i strategiem, o czym w 1939 roku przekonali się Polacy, a w roku 1940 Francuzi i Brytyjczycy. Canaris nie zazdrościł Rundstedtowi. Na papierze dowodził olbrzymią i potężną armią na zachodzie: półtora miliona ludzi, w tym trzysta pięćdziesiąt tysięcy oddziałów Waffen- SS, dziesięć dywizji pancernych oraz dwie elitarne dywizje Fallschirmjäger. Szybko i we właściwy sposób wykorzystane jednostki te nadal mogłyby skutecznie stawić czoło druzgocącym siłom aliantów. Gdyby jednak stary germański rycerz popełnił błąd – niewłaściwie rzucił wojsko albo pozwolił sobie na taktyczną omyłkę w czasie bitwy – alianci zdobyliby bezcenny punkt oparcia na kontynencie i wojnę na zachodzie można by z góry uznać za przegraną.

– Moim zdaniem równanie jest proste – zaczął Rundstedt. – Na wschód od Sekwany, w Pas- de- Calais, albo na zachód od Sekwany, w Normandii. Oba rozwiązania mają swoje dobre i złe strony.

– Proszę kontynuować, panie feldmarszałku.

– Calais stanowi punkt strategiczny wybrzeża kanału La Manche – podjął Rundstedt monotonnym głosem. – Jeśli wróg zapewni sobie zaplecze w Calais, może skierować się na wschód, gdzie tylko parę dni marszu dzieli go od Zagłębia Ruhry, naszego ośrodka przemysłowego. Amerykanie chcą zakończyć wojnę przed

Bożym Narodzeniem. Jeśli uda im się wylądować w Calais, może im się też udać zrealizować to pragnienie. – Rundstedt zawiesił głos, by we wszystkich zapadło znaczenie tych słów, po czym podjął: – Jest jeszcze inny powód, dla którego z militarnego punktu widzenia Calais wydaje się wyborem logicznym: kanał jest tam najwęższy. Wróg będzie mógł dostarczyć do Calais ludzi oraz sprzęt cztery razy szybciej niż do Bretanii czy Normandii. Należy pamiętać, że wraz z rozpoczęciem inwazji zegar przeciwnika zaczyna tykać. Alianci muszą w błyskawicznym tempie zgromadzić w tym miejscu jednostki, broń oraz zaplecze. W okolicach Pas- de- Calais leżą trzy dogodne porty morskie – feldmarszałek wskazał je wszystkie końcem buławy, obrysowując linię wybrzeża – Boulogne, Calais i Dunkierka. Wrogowi będzie potrzebna broń. Moim zdaniem najeźdźcy przede wszystkim skoncentrują się na zdobyciu oraz otwarciu jakiegoś znaczącego portu, i to szybkim jego otwarciu, gdyż bez tego nie będą mogli wprowadzić na kontynent oddziałów. A brak oddziałów to dla nich śmierć.

– To robi wrażenie, panie feldmarszałku – przyznał Hitler. – Ale dlaczego nie Normandia?

– Normandia stawia przed przeciwnikiem mnóstwo problemów. Znacznie dalej stamtąd na Wyspę. W niektórych miejscach wysokie klify utrudniają dostęp z morza na stały ląd. Najbliższy port to Cherbourg, na końcu doskonale bronionego półwyspu. Odbicie go nam zajęłoby wiele dni. Zresztą, nawet gdyby wrogowi to się udało, zdaje sobie sprawę, że zniszczylibyśmy port, zanim- byśmy go oddali. Jednak moim zdaniem najbardziej logicznym argumentem przemawiającym przeciwko atakowi w Normandii jest jej położenie geograficzne. Za daleko na zachodzie. Nawet gdyby przeciwnikowi udało się wylądować w Normandii, nadal grozi mu niebezpieczeństwo przygniecenia i strategicznej izolacji. Zanim dotrze do Niemiec, będzie musiał przejść i zdobyć całą Francję.

– Pańskie zdanie, panie feldmarszałku? – warknął Hitler.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: