To sformułowanie uderzyło Roarke’a. Ludzie, którzy przyjaźnią się od dziecka, nie zwracają się do siebie w ten sposób.

– Mick, a ty co porabiasz?

– O, różne interesy. Zawsze jakieś interesy. Kiedy sprowadziły mnie tu, do Nowego Yorku, powiedziałem sobie:,,Mick, zatrzymasz się w tym eleganckim hotelu Roarke’a i sprawdzisz, co u niego słychać’’. Znów podróżuje pod nowym nazwiskiem. Od czasów Liverpoolu upłynęło już wystarczająco dużo lat. I zdaje mi się, że zbyt dużo czasu upłynęło, odkąd piłem piwo ze starymi przyjaciółmi.

– Sprawdziłeś, co u mnie słychać, i pijemy piwo. A teraz powiedz, o co tak naprawde chodzi?

Mick oparł się plecami o drzwi, podniósł do ust szklankę i pojrzał na Roarke’a.

– Przed tobą nic nie można było ukryć. Zawsze potrafiłeś wykryć kit jak radar. Tym razem powiedziałem ci prawdę szczerą jak złoto. Tak się składa, że interes, który mnie tu sprowadza, może cię zainteresować. Chodzi o kamienie. Piękne kolorowe kamyczki, które marnują się w jakichś ciemnych pudełkach.

– Rzuciłem to.

Mick parsknął śmiechem. Uspokoił się i mrugnął, widząc, że Roarke po prostu mu się przygląda.

– Coś ty, stary, to ja, Mick. Chyba mi nie powiesz, że twoje czarodziejskie palce przeszły na emeryturę?

– Umówmy się, że znalazłem dla nich inne zajęcie. Legalne. Od jakiegoś czasu nie mam potrzeby szperac po cudzych kieszeniach i wyłamywać zamków.

– Potrzeba, kto tu mówi o potrzebie? Bóg obdarzył cię prawdziwym talentem. Nie tylko sprawnymi palcami, ale i mózgiem. W życiu nie spotkałem kogoś tak sprytnego i rozgarniętego. Zostałeś stworzony po to, by kraść. – Mick z uśmiechem podszedł do swojego krzesła i usiadł. – Chyba nie myślisz, że uwierzę, że to pieprzone imperium to uczciwy interes.

– Ale tak jest. – Teraz, pomyślał Roarke. – To wystarczająco ekscytujące.

– Moje serce. – Mick teatralnie złapał się za pierś. – Nie jestem już taki młody. Mój organizm źle znosi tego rodzaju szok.

– Przeżyjesz. Będziesz musiał wymyślić coś innego, żeby zdobyć te kamienie.

– Szkoda. Wstyd. Grzech. Ale co robić. Jest, jak jest.- Mick westchnął. – Uczciwie i zgodnie z prawem, co? Mam też coś uczciwego. Wiesz, że lubię różności. Otworzyłem ze znajomymi mały interes. Bułka z masłem w porównaniu z tobą. Zapachy. Perfumy i tym podobne, a pomysł polega na tym, że pakujemy produkt w stylowe opakowanie. Takie romantyczne bzdety, rozumiesz. Może zainteresuje cię inwestycja?

– Możliwe.

– No to pogadamy następnym razem, kiedy będę w mieście. – Mick podniósł się. – Pewnie jesteś bardzo zajęty. Lepiej sprawdzę, jaki apartament mi się trafił, a ty wracaj do swoich obowiązków.

– Nie zgadzam się, żebyś zatrzymywał się w Palace. – Powiedział Roarke, wstając. – Zapraszam cię do mnie.

– To bardzo miłe z twojej strony, ale nie chciałbym przeszkadzać.

– Myślałem, że nie żyjesz. Jenny i cała reszta, z wyjątkiem Briana, odeszli. Nigdy nie odwiedzili mnie w moim domu. Każę przewieźć tam twoje rzeczy.

Agencje na całej planecie przygotowały profile psychologiczne i osobowościowe Yosta. Eve uznała, że to nie wystarczy. Zastanawiała się, czy nie wysyłać materiałów agencyjnych i swoich notatek doktor Mirze, wybitnej specjalistce od analiz psychologicznych, pracującej dla nowojorskiej policji.

Problem w tym, że zawodowy morderca był jedynie narzędziem. Chciała go dopaść, ale bardziej zależało jej na jego pracodawcy.

– FBI uważa, że stawka Yosta za jedno zlecenie wynosi około dwóch milionów dolarów plus wydatki. Kwota oczywiście rośnie w zależności od rodzaju wykonywanej pracy i samego celu.- Eve siedziała w Sali konferencyjnej w centrali i patrzała an ekran monitora, z którego uśmiechała się do niej Darlene. – Dlaczego 22 letnia pokojówka jest warta dwa miliony plus wydatki?

– Może coś wiedziała – zasugerował McNab. Ucieszył się, kiedy wezwano go na konsultacje. Jako specjalistę z wydziału przestępstw elektronicznych. Kiedy długie, jasne włosy ujarzmił trzema czerwonymi spinkami, jego ładna szczupła twarz nabrała poważnego wyrazu.

– U nas mówi się, że ofiara posiadała szkodliwe informacje. Jeśli nawet, to dlaczego nie zaaranżowano jakiegoś wypadku za znacznie mniejsze honorarium? Miała swoje zwyczaje, zawsze dojeżdżała do pracy publicznymi środkami transportu, a od przystanku do hotelu i odwrotnie chodziła pieszo, często samotnie. Wystarczyło stuknąć ją na ulicy i zabrać torebkę. Uznano by ją za ofiarę zwyczajnego napadu, nie byłoby dochodzenia.

– No tak. – Choć McNab przyznał jej rację, uważał, że jego obecność w zespole nie jest przypadkowa. Postanowił odegrać rolę adwokata diabła. – W przypadku ulicznego napadu istnieje element ryzyka. Dziewczyna może mieć szczęście, trafić na miłosiernego samarytanina, który udzieli jej pomocy. A tak, kiedy jest w pracy, sama przychodzi do pokoju i nie może być mowy o żadnej pomyłce. Sprawa jest przesądzona.

– I tym sposobem sprawa dostaje priorytet, a morderstwem zajmuje się ekipa najlepszych ludzi w dochodzeniówce. I Roarke- dodała, mimo,że nie miało to dla niej dużego znaczenia.- Ktoś, kto dysponuje odpowiednimi środkami, by wynająć profesjonalistę, na pewno wie w co się pakuje, robiąc to pod nosem Roarke’a.

– Może jest taki głupi. – Usta McNaba drgnęły w uśmiechu.

– Chyba ty jesteś głupszy – wtrąciła Peabody. – Ten, kto nająl Yosta, chciał wielkiego dochodzenia. Zależało mu na tym żeby media nagłośniły sprawę. Może chodziło o uwagę. Może płaci za to żeby go ktoś zauważył.

– No dobra, z tym mogę się zgodzić. – McNab, lekko zirytowany, zwrócił się do Peabody. – Ale dlaczego? To nie on został zauważony, ale zabójca i ofiara, więc po co to wszystko? Nie mamy żadnego sensownego motywu. Nie wiemy czy Frencz była celem, czy tylko przypadkową ofiarą.

– Jest ofiarą śmiertelną – ucięła Peabody.

– A gdyby tamtego wieczoru zamieniła się z inną dziewczyną, która znich by żyła?

– McNab zaskakujesz mnie. – W łagodnym głosie Eve pobrzmiewała ledwo dostrzegalna nuta sarkazmu. – Dedukujesz jak rasowy detektyw. Z tego co wiem, James Priori, alias Sylwester Yost nie wspomniał, że zależy mu właśnie na tym apartamencie. Nie określił nawet piętra. Mam przeczucie, od razu zaznaczam, że potwierdza je prawdopodobieństwo, bo tuż przed spotkaniem przejrzałam akta dochodzeniówki. No w wiecie, tu w wydziale zabójstw mamy taki przykry obowiązek. Więc mam przeczucie- powtórzyła, widząc grymas niezadowolenia na twarzach McNaba i Peabody- że Darlrne Frencz nie była celem. To oznacza że najprawdopodobniej nie miało znaczenia, kto pojawi się w apartamencie.

– Pani porucznik, dlaczego ktoś miałby zapłacić kilka milionów za zabicie przypadkowej osoby?

– Powiem więcej. – Eve zwróciła się do McNaba: – Dlaczego ktoś wynajmuje zabójce notowanego przez wszystkie agencje, którego w ciągu kilku godzin można zidentyfikować bez problemu? Dlaczego to morderstwo zostaje popełnione w miejscu publicznym, do którego media maja tak łatwy dostęp?

Męczącą ciszę przerwało westchnienie Feeneya.

– Ja nie wiem, Dallas, ale czarno to wszystko widzę. Próbujesz ich szkolić, dzielisz się swoim doświadczeniem, a oni siedzą jak idioci. Roarke. – Podpowiedział. – Celem jest Roarke.

To dlatego tak się martwiła. Dlaczego ktoś narażał się na takie wydatki i kłopoty, by przyciągnąć uwagę Roarke’a? Oto, na co mnie stać, proszę bardzo, oto, co mogę ci podrzucić pod drzwi.

O co w tym chodzi?

Media podniosą alarm, a on będzie dwoił i troił. Kilku gości odwoła rezerwacje, ale równocześnie pojawi się dwa razy więcej nowych, żądnych wrażeń i chorobliwie spragnionych sensacji. Kilku pracowników złoży wymówienie, lecz z pewnością znajdzie się sporo chętnych na ich miejsce. W sumie Roarke nie poniesie z tego tytułu kosztów, co więcej, zyska zainteresowanie klientów, które jak zwykle obróci na swoją korzyść.

Chyba że człowiek, który wynajął Yosta, zna Roarke’a. I to dobrze. Musiał wiedzieć jak wpłynie na niego wiadomość o tym, że w jego hotelu zamordowano niewinną dziewczynę.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: