– Dziękuję pani – powiedział Jupiter. – Jestem pewien, że policja go znajdzie.

Odłożył słuchawkę i popatrzył na przyjaciół.

– Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej jestem przekonany, że pieniądze są w starym domu pani Miller, w jakiejś chytrej kryjówce. Jestem też pewien, że kufer zawiera jakąś wskazówkę.

– Nawet jeśli zawiera, to i tak mam go dosyć! – krzyknął Pete. – Widzieliście, co się stało z Maksymilianem Mistycznym. Teraz kufer wrócił do nas, a ja go wcale nie chcę. Jest niebezpieczny. Niech inspektor Reynolds sam szuka tych wskazówek.

– Hmm, obiecaliśmy inspektorowi współpracę – zadecydował Jupiter. – Powinniśmy więc chyba zawieźć mu ten kufer. Zadzwonię, żeby go uprzedzić o naszym przyjeździe.

Chwilę potem połączył się z komendą policji.

– Biuro inspektora Reynoldsa, porucznik Carter przy aparacie – odezwał się szorstki nieznany głos.

– Mówi Jupiter Jones. Czy mogę rozmawiać z inspektorem Reynoldsem?

– Szef będzie dopiero jutro – odparł sucho porucznik Carter. – Zadzwoń jeszcze raz.

– Ale to może być ważne. Widzi pan, chyba odnaleźliśmy wskazówkę, która…

– Daj spokój, dzieciaku! – przerwał mu zniecierpliwiony porucznik Carter. – Jestem bardzo zajęty i nie zamierzam wysłuchiwać jakichś niestworzonych historii. Może szef pozwala ci czasem na zabawę w policję, ale osobiście uważam, że dzieciaki takie jak ty powinno być widać, ale nie słychać.

– Ale inspektor prosił, żebym…

– Wyjaśnij to z nim jutro! Muszę kończyć! – Rozległ się trzask rzuconej słuchawki.

Jupiter też odłożył słuchawkę i popatrzył zmieszany na Boba i Pete'a.

– Coś mi mówi, że porucznik Carter nas nie lubi – odezwał się Pete.

– On chyba nie lubi nikogo, a zwłaszcza dzieci – dodał Bob.

– Wielu dorosłych myśli podobnie – westchnął Jupiter. – Uważają, że jesteśmy za młodzi, by mieć rozsądne pomysły. A w rzeczywistości nasze wnioski są często trafniejsze dzięki temu, że mamy świeższe spojrzenie na pewne sprawy. Wygląda na to, że kufer możemy dostarczyć inspektorowi dopiero jutro… a nawet później, bo jutro jest niedziela. Może będziemy musieli poczekać aż do poniedziałku. Proponuję więc, abyśmy jeszcze raz przejrzeli jego zawartość. A nuż trafimy na wskazówkę, o której mówił Sokrates.

– Mam dosyć tego kufra – stwierdził stanowczo Pete. – Mam dosyć Sokratesa. Nie chcę, żeby do mnie mówił.

– Nie wydaje mi się, żeby jeszcze raz do nas przemówił – odparł Jupiter. – On chyba unika bezpośrednich rozmów. Poprzednio rozmawiał ze mną w ciemnym pokoju, a teraz z głębi kufra, nigdy bezpośrednio.

– Powiedział “buuu!” do twojej ciotki – przypomniał Bob.

– Tak. Tego nie umiem wyjaśnić – przyznał Jupiter. – Słuchajcie, a może by tak otworzyć kufer i sprawdzić, czy coś z niego nie zginęło?

Przeczołgali się z powrotem Tunelem Drugim i otworzyli kufer. Wyglądał tak, jak go zostawili. Sokrates leżał w rogu owinięty w stary aksamit. List wciąż znajdował się pod wyściółką na dnie.

Jupiter wyjął Sokratesa, odwinął go i wraz z podstawką z kości słoniowej umieścił na starej maszynie drukarskiej. Następnie wydobył list.

– Przeczytajmy go jeszcze raz – zaproponował. Wszyscy trzej pochylili się nad listem. Jak poprzednio, wydawał się całkiem niewinny.

Szpital Więzienia Stanowego, 17 lipca

Drogi Guliwerze,

Tylko kilka słów od twojego starego kumpla i towarzysza z celi więziennej, Spike'a Neely'ego. Jestem w szpitalu i wygląda na to, że moje dni są policzone.

Mam ich przed sobą może pięć, może trzy tygodnie, a może nawet dwa miesiące. Lekarze nie są pewni. W każdym razie nadeszła pora pożegnania.

Jeśli będziesz kiedyś w Chicago, zajrzyj do mojego kuzyna Danny'ego Streeta. Pozdrów go ode mnie. Chciałbym ci jeszcze wiele powiedzieć, ale nie mogę.

Twój przyjaciel

Spike

– Jeśli jest tu ukryta jakaś wskazówka, to ja, niestety, jej nie widzę – mruknął Jupiter. – Ciekawe, czy… czekajcie! Znalazłem coś! Spójrzcie!

Podał Bobowi list wraz z kopertą.

– Widzisz, czego nie zauważyliśmy?

– Czego nie zauważyliśmy? – powtórzył Bob zdumiony. – Ja nie widzę niczego specjalnego, Jupe.

– Znaczki na kopercie! – powiedział Jupiter. – W poszukiwaniu ukrytej wiadomości nie zajrzeliśmy pod znaczki!

Bob przyjrzał się uważniej znaczkom: pierwszy za dwa centy, a drugi za cztery. Ten za cztery centy miał ucięty jeden róg. Bob przesunął po nich palcami i mina całkiem mu się zmieniła.

– Jupe! – krzyknął. – Masz rację! Pod jednym znaczkiem coś jest. Ten za cztery centy z uciętym rogiem wydaje się grubszy niż ten za dwa.

Pete też przesunął palcem po znaczkach i skinął głową. Znaczek za cztery centy był odrobinę grubszy. Nie było tego widać na oko, chyba że patrzyło się z bardzo bliska.

– Chodźmy do Kwatery Głównej, Odkleimy znaczki i zobaczymy, co tam jest! – krzyknął Bob.

Znów przeczołgali się tunelem i w parę minut zagotowali wodę w małym czajniku. Jupiter przytrzymał kopertę nad parą, aż znaczki same odpadły. I wtedy aż krzyknął z wrażenia.

– Patrzcie! Pod spodem jest jeszcze jeden znaczek – zielony, jednocentowy!

– To dziwne – zmarszczył czoło Bob. – Co to ma oznaczać, Jupe?

– Ja ci powiem, co to ma oznaczać – wtrącił się Pete. – Nie ma w tym nic tajemniczego. Nie pamiętasz, że w czasie, kiedy ten list został nadany, cena znaczków wzrosła o jednego centa? Spike Neely prawdopodobnie przykleił najpierw znaczek za centa, potem uświadomił sobie, że to za mało, i dokleił jeszcze jeden za dwa centy. A na jednocentowy przykleił ten za cztery.

– O rany! To by się zgadzało – przyznał Bob. – Jupe, Pete chyba trafił w dziesiątkę.

– Nie byłbym taki pewien.

Jupiter z posępną miną wpatrywał się w zielony znaczek. Potem delikatnie odkleił go od koperty.

– Pod spodem może być coś napisane – powiedział.

– Nic – stwierdził Bob, kiedy odwrócili znaczek. – Na żadnym znaczku nic nie ma. I co teraz, Jupe?

– To zbyt niezwykłe, aby było przypadkowe – odparł Jupiter, marszcząc brwi. – To musi coś oznaczać.

– Ale co? – zapytał Pete.

– Będę teraz głośno myślał – zapowiedział Jupiter. – Spike wiedział, że list będzie ocenzurowany. Dedukuję więc, iż posłużył się znaczkami do przesłania wiadomości. Przykleił jeden znaczek na drugi tak starannie, żeby nikt się nie zorientował. Spodziewał się, iż Guliwer dokładnie zbada cały list i znajdzie dodatkowy znaczek. Dedukuję, że jego zielony kolor ma oznaczać kolor amerykańskich banknotów, a sam znaczek symbolizuje ukryte pięćdziesiąt tysięcy. Spike chciał w ten sposób powiedzieć… Przerwał i zamyślił się głęboko. W ciszy, która nastąpiła, rozległ się donośny okrzyk Boba:

– Mam! Znaczek jest kawałkiem papieru, zgadza się? Banknoty to też papier. Spike przykleił kawałek papieru na inny kawałek papieru. Chciał w ten sposób powiedzieć Guliwerowi, że pieniądze zostały schowane pod jakimś papierem.

Pani Miller powiedziała, że kiedy Spike ukrywał się w jej domu, wytapetował cały dół! I wtedy właśnie ukrył pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Ułożył banknot obok banknotu i nakleił na nie tapetę!

– No, no! – odezwał się Pete z podziwem. – Trafiłeś, Bob. To musi być odpowiedź. Zgodzisz się, Jupe?

Jupiter skinął głową.

– Tak. Dedukcja godna podziwu. Przypomina mi to pewną historię, którą kiedyś czytałem. To opowieść sensacyjna niejakiego Roberta Barra. Jeden z jej bohaterów, Lord Chizelrigg, ukrywa duże ilości złota, przetapiając je na złotą folię, którą podkleja tapetę. Ta sama zasada. Tyle że Spike Neely używał papierowych pieniędzy, które o wiele łatwiej podkleić.

– Zaraz, chwileczkę! – przerwał mu Bob. – Pani Miller mówiła, że Spike Neely kończył jakąś robotę zaczętą przez jej męża. A może tam ukrył pieniądze?

– Nie sądzę – pokręcił głową Jupiter. – Najlepszym miejscem byłoby… aj! aj! aj!


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: