Da zmiarkannia — ja viartajusia da padziej taho dnia — usie vyratavalnyja mašyny viarnulisia nazad, za vyklučenniem vializnaha hruzavoha hielikaptera, na jakim vylecieŭ Biertan.

Biertan zjaviŭsia nad Bazaj amal praz hadzinu pasla taho, jak sciamnieła, kali za jaho pačali ŭžo turbavacca. Biertan znachodziŭsia ŭ stanie niervovaha šoku; jon samastojna vybraŭsia z hielikaptera, ale adrazu ž pačaŭ uciakać; kali jaho sprabavali zatrymać, jon płakaŭ i kryčaŭ; dla mužčyny, za plačyma jakoha siemnaccać hadoŭ kasmičnych palotaŭ, časam u sama ciažkich umovach, heta było nievierahodna.

Daktary dapuskali, što Biertan taksama atruciŭsia. Navat kali jon adnosna supakoiŭsia, to nijak nie zhadžaŭsia vyjsci z unutranych adsiekaŭ hałoŭnaj rakiety ekspiedycyi i nie asmielvaŭsia padysci da iluminatara, z jakoha byŭ vidać Akijan; jon zajaŭlaŭ, što choča padać rapart ab svaim palocie. Jon dakazvaŭ, što heta nadzvyčaj važna. Saviet ekspiedycyi vyvučyŭ rapart Biertana i pryjšoŭ da vysnovy, što jon narodžany chvorym rozumam, jaki atručany atmasfiernymi hazami. Tamu rapart byŭ dałučany nie da historyi ekspiedycyi, a da historyi chvaroby Biertana. Tym usio i skončyłasia.

Heta ŭsio značyłasia ŭ dadatku. Vidać, u raparcie Biertana havorka išła pra sutnasć spravy — što mienavita daviało piłota dalniaj kasmičnaj ekspiedycyi da niervovaha zryvu. Ja znoŭ pačaŭ pierabirać knihi, ale „Mały Apokryf” znajsci nie ŭdałosia. Ja adčuvaŭ usio bolšuju stomlenasć, tamu adkłaŭ pošuki na zaŭtra i vyjšaŭ z kabiny. Kali išoŭ mima aluminijevaha trapa, na prystupkach zaŭvažyŭ vodbliski sviatła, jakoje padała zvierchu. Značyć, Sartoryus usio jašče pracuje! Ja vyrašyŭ, što pavinien zajsci da jaho.

Naviersie było značna ciaplej. U šyrokim nizkim kalidory hulaŭ lohki vietryk. Pałoski papiery trapiatalisia la vientylacyjnych adtulin. Dzviery hałoŭnaj łabaratoryi ŭiaŭlali toŭstuju plitu z niepaliravanaha škła ŭ mietaličnaj ramie. Znutry škło było zatulena niečym ciomnym; sviatło prasočvałasia tolki praz vuzkija iluminatary pad stołlu. Pasprabavaŭ adčynić dzviery. Jak ja i dumaŭ, jany nie paddavalisia. U łabaratoryi panavała ciša, čas ad času niešta cicha pasvistvała napeŭna, hazavaja harełka. Ja pastukaŭ — nijakaha adkazu.

— Sartoryus! — paklikaŭ ja. — Doktar Sartoryus! Heta ja, navičok, Kielvin! Chaču z vami pabačycca, kali łaska, adčynicie dzviery!

Cichaje šamaciennie, byccam niechta stupaŭ pa skamiečanaj papiery, i znoŭku cišynia.

— Heta ja, Kielvin! Vy ž pra mianie čuli! Ja prylacieŭ z „Pramieteja” niekalki hadzin tamu! — hukaŭ ja ŭ ščylinu, jakuju ŭtvarali dzviery i mietaličnaja rama. Doktar Sartoryus! Tut nikoha niama, akramia mianie! Ja adzin! Adčynicie.

Maŭčannie. Pasla cichaje šamaciennie. Praz niekalki chvilin vyraznaje brazhannie mietaličnych instrumientaŭ ab mietaličny łatok. I raptam ja asłupianieŭ. Pačulisia drobnyja kroki, nibyta heta stupali małyja nožki: zdavałasia, što z padskokam biehła dzicia. Abo… abo niechta nadzvyčaj udała imitavaŭ heta, stukajučy pa niejkaj pustoj, z dobrym rezanataram, kardoncy.

— Doktar Sartoryus!!! — huknuŭ ja. — Adčynicie vy ci nie?!

Adkazu nie było, tolki znoŭ hety dziciačy tupat i adnačasova z im niekalki chutkich, ledź čutnych šyrokich krokaŭ, nibyta čałaviek išoŭ na palčykach. Ale kali heta tak, to nie moh ža jon adnačasova imitavać dziciačyja kroki? „A jakaja mnie da hetaha sprava?” — padumaŭ ja i, nie strymlivajučy svajho šalenstva, huknuŭ:

— Doktar Sartoryus!!! Ja lacieŭ siudy šasnaccać miesiacaŭ nie dla taho, kab udzielničać u vašaj kamiedyi!!! Liču da dziesiaci. Pasla hetaha vybju dzviery!!!

Ja sumniavaŭsia, ci zdoleju heta zrabić.

Reaktyŭny strumień hazavaha pistaleta nie nadta mocny, ale ja mieŭ namier rašuča vykanać svaju pahrozu, navat kali b daviałosia šukać uzryŭčatku, jakoj na składzie, napeŭna, było dastatkova. Tolki nie zdavacca, tolki nie hulać u hetyja paznačanyja šalenstvam karty, jakija padsoŭvaje mnie situacyja.

Pačuŭsia taki šum, nibyta za dzviaryma bilisia abo niešta pierasoŭvali, zatym pasiaredzinie na paŭmietra rassunułasia štora na fonie matavych, nibyta pakrytych šeraniem dzviarej, zjaviŭsia vysoki cień, i chrypaty dyskant pramoviŭ:

— Ja adčyniu, ale abiacajcie, što vy nie zojdziecie.

— Tady navošta adčyniać? — zakryčaŭ ja.

— Ja vyjdu da vas.

— Dobra. Abiacaju.

U zamku zaskryhataŭ kluč, pasla ciomny siłuet, jaki zakryvaŭ pałovu dzviarej, zachinuŭ štoru; tam praciahvałasia niejkaja vałtuznia, ja čuŭ tresk, nibyta pierasoŭvali draŭlany stolik, narešcie svietłaja płoskasć pračyniłasia, i Sartoryus vysliznuŭ u kalidor. Jon stajaŭ pierada mnoj, zasłaniajučy dzviery. Sartoryus byŭ nadzvyčaj vysoki i chudy, zdavałasia, što pad kremavym trykatažnym kasciumam adny kosci. Na šyi čornaja chustka; cieraz plačo pierakinuty składzieny papałam, prapaleny chimikatami achoŭny łabaratorny fartuch. Nadzvyčaj vuzkaja hałava schilena nabok. Amal pałovu tvaru zachinali zascierahalnyja akulary, i ja nie moh ubačyć jaho vočy. Nižniaja skivica vytyrkałasia napierad, huby byli siniavatyja, vializnyja vušy, taksama siniavatyja, zdavalisia admarožanymi. Jon byŭ niaholeny. Na zapiasciach visieli antyradyjacyjnyja palčatki z čyrvonaj humy. Tak i stajali my, pazirajučy adzin na adnaho z nieprychavanaj niepryjaznasciu. Jaho redkija vałasy (zdavałasia, jon sam siabie padstryhaŭ) byli ałavianaha koleru, niaholenaja barada — sivaja. Łob zahareŭ, jak u Snaŭta, ale tolki da pałovy. Vidać, na soncy zaŭsiody chadziŭ u niejkim kaptury.

— Ja słuchaju, — pramoviŭ jon narešcie.

Mnie padałosia, što jon nie tak čakaje, što ja skažu, jak, pryciskajučysia spinaj da škła, uvieś čas napružana prysłuchoŭvajecca da taho, što adbyvajecca ŭ łabaratoryi. Ja nie viedaŭ, z čaho pačać, kab nie skazać hłupstva.

— Ja — Kielvin, — pačaŭ ja. — Vy, vidać, čuli pra mianie. Ja pracuju… dakładniej, pracavaŭ razam z Hibaryjanam…

Jaho chudy tvar, uvieś u viertykalnych zmorščynkach, — taki vyhlad pavinien mieć Don Kichot, — ničoha nie vyjaŭlaŭ. Čornaje vypukłaje škło nastaŭlenych na mianie zascierahalnych akularaŭ niervavała mianie.

— Ja daviedaŭsia, što Hibaryjana… užo niama, — ja ŭzvysiŭ hołas.

— Tak. Praciahvajcie, — z nieciarpienniem pramoviŭ jon.

— Hibaryjan skončyŭ samahubstvam?.. Chto znajšoŭ cieła — vy albo Snaŭt?

— Čamu vy pra heta pytajeciesia ŭ mianie? CHiba doktar Snaŭt nie skazaŭ vam?..

— Ja chacieŭ pačuć, što vy možacie skazać pra heta…

— Vy psichołah, doktar Kielvin?

— Psichołah. A što?

— Vučony?

— Tak. Ale jakoje heta maje značennie…

— Ja dumaŭ, što vy sledčy abo palicejski. Zaraz dzvie hadziny sorak chvilin, a vy sprabujecie siłaj uvarvacca ŭ maju łabaratoryju. Heta było b zrazumieła, kali b vy chacieli aznajomicca z rabotaj, jakaja viadziecca na Stancyi. A vy robicie dopyt, nibyta ja pad padazrenniem.

Ja strymlivaŭ siabie tak, što až łob uspacieŭ.

— Vy i josć pad padazrenniem, Sartoryus! — pramoviŭ ja prydušanym hołasam.

Ja z usioj siły chacieŭ zakranuć jaho samalubstva i tamu dadaŭ sa złosciu:

— I vy sami heta dobra razumiejecie!

— Kali vy nie voźmiecie svaje słovy nazad i nie paprosicie prabačennia, u čarhovaj radyjohramie ja padam na vas skarhu, Kielvin!

— Za što prasić u vas prabačennia? Za toje, što, zamiest taho kab pryniać mianie i ščyra raskazać pra ŭsio, što tut adbyvajecca, vy zamykajeciesia i ładujecie barykady ŭ łabaratoryi?! Vy što, z hłuzdu zjechali?! Chto vy? Vučony albo nikčemny bajazliviec?! Chto? Adkazvajcie!

Nie pomniu, što jašče ja kryčaŭ, ale jon navat nie zdryhanuŭsia. Pa jaho blednaj porystaj skury kacilisia bujnyja kropli potu. Raptam ja zrazumieŭ: jon naohul mianie nie słuchaje! Z usiaje siły jon abiedzviuma rukami za spinaj staraŭsia trymać dzviery, jakija ledź prykmietna dryžali — na ich naciskali z druhoha boku.

— Prašu… vas… adyscisia… — prastahnaŭ jon raptam dziŭnym pisklavym hołasam. — Prašu vas… Chrystom Boham prašu… idzicie… idzicie ŭniz… ja pryjdu, pryjdu i zrablu ŭsio, što vy zachočacie, tolki idzicie!!!


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: