— A ty?.. — padazrona pramoviŭ jon.
— Snaŭt, ty chodziš pa kruhu. Ja tabie skažu, ale i ty mnie skažy. Možaš nie chvalavacca, ja nie budu ličyć ciabie varjatam, bo viedaju…
— Varjatam! O Božuchna! — Jon pasprabavaŭ zasmiajacca. — Moj ty čałavieča, ale ž ty ničoha, zusim ničoha… bo varjactva było b vyratavanniem. Kali b jon choć na imhniennie pavieryŭ, što zjechaŭ z hłuzdu, jon nie zrabiŭ by hetaha, jon byŭ by žyvy…
— Značyć, ty schłusiŭ, kali napisaŭ u akcie pra niervovuju ŭzbudžanasć?
— Viadoma!
— Čamu ty nie napišaš praŭdu?
— Čamu? — pierapytaŭ jon.
Zapanavała maŭčannie. Ja znoŭ zajšoŭ u tupik, ja znoŭ ničoha nie razumieŭ, a praz chvilinu mnie zdałosia, što ja zdoleju pierakanać jaho i my sumiesna pasprabujem adhadać zahadku. Čamu, čamu jon nie choča havaryć?!
— Dzie robaty? — azvaŭsia ja.
— Na składach. My zamknuli ŭsich, za vyklučenniem tych, jakija absłuhoŭvajuć kasmadrom.
— Navošta?
Ion nie adkazaŭ.
— Ty nie skažaš?
— Ja nie mahu.
Tut było štości takoje, čaho ja nijak nie razumieŭ. A mo padniacca da Sartoryusa? Raptam ja ŭspomniŭ zapisku, i jana padałasia mnie na hety momant sama važnaj spravaj.
— Jak ty ŭiaŭlaješ našu dalejšuju pracu ŭ takich abstavinach? — spytaŭsia ja.
Snaŭt pahardliva pacisnuŭ plačyma:
— Jakoje heta maje značennie?
— Ach, tak? Što ž ty budzieš rabić?
Snaŭt maŭčaŭ. Niedzie ŭ dalokaj cišyni zašlopali bosyja nohi. Pasiarod nikielu i płastyku, vysokich šafaŭ z elektronnaj aparaturaj, škła, dakładnych pryboraŭ hetaje šlopannie hučała jak niaŭdały žart niejkaha pustadomka. Kroki nabližalisia. Ja ŭstaŭ i napružana sačyŭ za Snaŭtam. Jon usłuchoŭvaŭsia, prymružyŭšy vočy, ale nie padavaŭ prykmiet strachu. Vychodzić, jon bajaŭsia nie jaje?
— Adkul jana zjaviłasia? — spytaŭsia ja. I na jaho maŭčannie dadaŭ: — Ty nie chočaš skazać?
— Ja nie viedaju.
— Dobra.
Kroki addalilisia i scichli.
— Ty nie vieryš mnie? — pramoviŭ Snaŭt. — Daju tabie słova, što nie viedaju.
Ja moŭčki adčyniŭ šafu sa skafandrami i pačaŭ rassoŭvać ciažkija pustyja abałonki. Jak ja i mierkavaŭ, uhłybini, na krukach, visieli hazavyja pistalety dla palotu ŭ prastory biez hravitacyi. Viadoma, heta nie zbroja, ale hazavy pistalet lepš, čym ničoha. Ja pravieryŭ zarad i paviesiŭ pistalet u futarale cieraz plačo. Snaŭt uvažliva naziraŭ za mnoj. Kali ja padbiraŭ daŭžyniu ramieńčyka, jon zjedliva ŭsmichnuŭsia, pakazaŭšy žoŭtyja zuby.
— Udałaha palavannia! — pramoviŭ jon.
— Dziakuj tabie za ŭsio, — skazaŭ ja i nakiravaŭsia da dzviarej.
Ion uskočyŭ z kresła:
— Kielvin!
Ja zirnuŭ na jaho. Jon užo nie ŭsmichaŭsia. Badaj što nikoli ja nie bačyŭ takoha spakutavanaha tvaru.
— Kielvin, heta nie… JA… ja… sapraŭdy nie mahu, — marmytaŭ Snaŭt.
Ja čakaŭ, ci skaža jon što-niebudź jašče, ale jon tolki mylaŭ hubami, nibyta chacieŭ z ich niešta vycisnuć.
Ja paviarnuŭsia i moŭčki vyjšaŭ.
SARTORYUS
Kalidor byŭ pusty. Napačatku jon vioŭ prama, a pasla zbočvaŭ uprava. Ja nikoli nie byŭ na Stancyi, ale pad čas padrychtoŭki pravioŭ šesć tydniaŭ u jaje dakładnaj kopii, jakaja znachodzicca ŭ Instytucie, na Ziamli. Ja viedaŭ, kudy viadzie aluminijevy trap. U biblijatecy było ciomna. Vobmackam znajšoŭ vyklučalnik. Kali adšukaŭ u kartatecy dadatak da pieršaha toma „Salarystyčnaha štohodnika” i nacisnuŭ na kłavišu, u adkaz zapaliŭsia čyrvony ahieńčyk. Ja pravieryŭ u rehistratary — knižka była ŭ Hibaryjana, jak i druhaja — „Mały Apokryf”. Ja patušyŭ sviatło i spusciŭsia nazad. Ja bajaŭsia isci da Hibaryjana, choć i čuŭ, što jana vyjšła. Ale ž jana mahła tudy viarnucca. Ja pastajaŭ la dzviarej, pasla, scisnuŭšy zuby, prymusiŭ siabie ŭvajsci.
Asvietleny pakoj byŭ pusty. Ja pačaŭ pierabirać knižki, jakija lažali na padłozie la iluminatara; pasla padyšoŭ da šafy i začyniŭ jaje. Ja nie moh bačyć pustoje miesca miž kambiniezonami. La iluminatara dadatku nie było. Ja mietadyčna pierakładvaŭ tom za tomam i narešcie, kali dajšoŭ da apošniaha stosa knih, jakija lažali miž łožkam i šafaj, znajšoŭ toje, što šukaŭ.
Ja spadziavaŭsia, što znajdu ŭ knizie niejki sled, i sapraŭdy, u zmiescie lažała zakładka; čyrvonym ałoŭkam było padkreslena prozvišča, jakoje mnie ničoha nie havaryła, — Andre Biertan. Hetaje prozvišča sustrakałasia na dzviuch staronkach. Zirnuŭšy na pieršuju, ja daviedaŭsia, što Biertan byŭ zapasny piłot na karabli Šanahana. Nastupnaja zhadka pra jaho była bolš jak praz sto staronak. Adrazu pasla vysadki ekspiedycyja zachoŭvała nadzvyčajnuju asciarožnasć, ale kali praz šasnaccać dzion vysvietliłasia, što płazmatyčny Akijan nie tolki nie vyjaŭlaje nijakich adznak ahresiŭnasci, ale navat adstupaje pierad kožnym pradmietam, što nabližajecca da jaho pavierchni, i jak moža pazbiahaje niepasrednaha kantaktu z aparaturaj i ludźmi, Šanahan i jaho namiesnik Cimolis admianili častku asablivych mier, jakija dyktavalisia asciarohaj, bo hetyja miery nadzvyčaj abciažarvali i tarmazili vykanannie zadannia.
Pazniej ekspiedycyja była padzielena na nievialikija hrupy z dvuch-troch čałaviek, jakija vykonvali paloty nad Akijanam časam na niekalki socień mil; vykidalniki pramianioŭ, jakija raniej prykryvali i zascierahali ŭčastak vyvučennia, byli pakinuty na Bazie. Pieršyja čatyry dni pasla hetych zmien prajšli biez anijakich zdarenniaŭ, kali nie ličyć, što čas ad času psavałasia kisłarodnaja aparatura skafandraŭ, bo vyvadnyja kłapany byli adčuvalnyja da jadavitaj atmasfiery płaniety. Tamu amal štodzionna ich davodziłasia mianiać.
Na piaty dzień, abo na dvaccać pieršy z momantu vysadki, dvoje vučonych, Karučy i Fiechnier (pieršy byŭ radyjebijołah, a druhi fizik), vypravilisia ŭ dasledčy palot nad Akijanam na maleńkim (na dva miescy) aeramabili. Heta byŭ nie latajučy aparat, a mašyna na pavietranaj padušcy.
Kali praz šesć hadzin jany nie viarnulisia, Cimolis, jaki ŭznačalvaŭ Bazu pad čas adsutnasci Šanahana, abjaviŭ tryvohu i vysłaŭ na pošuki ŭsich, chto trapiŭ pad ruku.
U vyniku fatalnaha zbiehu abstavin radyjosuviaź u toj dzień pierapyniłasia prykładna praz hadzinu pasla vychadu pošukavych hrup; pryčynaj hetaha zjaviłasia vialikaja plama na čyrvonym soncy, jakoje vykidvała ŭ vierchnija słai atmasfiery mahutny strumień čascinak. Pracavali tolki ŭltrakarotkachvalevyja pieradatčyki, jakija davali mahčymasć viesci pieramovy na adlehłasci nie bolš jak dvaccać mil. Akramia taho, pierad zachodam sonca apusciŭsia husty tuman, i pošuki daviałosia spynić.
Kali vyratavalnyja hrupy ŭžo viartalisia na Bazu, adna z ich za vosiemdziesiat mil ad bieraha znajšła aeramabil. Mator pracavaŭ, i spraŭnaja mašyna slizhała nad chvalami. U prazrystaj kabinie znachodziŭsia tolki adzin napaŭprytomny čałaviek — Karučy.
Aeramabil dastavili na Bazu, a Karučy pieradali daktaram; jašče ŭ toj samy viečar jon aprytomnieŭ. Pra los Fiechniera jon ničoha nie viedaŭ. Pamiataŭ tolki, što, kali jany ŭžo zbiralisia viartacca, jon adčuŭ udušša. Vyvadny kłapan jaho aparata zajadała, i ŭ skafandr z kožnym uzdycham traplaŭ jadavity haz.
Fiechnieru, jaki sprabavaŭ adładzić jaho aparat, daviałosia adšpilić pasy i ŭstać. Heta było apošniaje, što pamiataŭ Karučy. Padziei, zhodna z zaklučenniem spiecyjalistaŭ, vierahodna, adbyvalisia tak: imknučysia adładzić aparat Karučy, Fiechnier adčyniŭ kabinu, vidać, tamu, što nad nizkim kupałam jamu było ciesna. Heta było mažliva, bo kabiny ŭ padobnych mašynach nie hiermietyčnyja, jany prosta zascierahajuć ad apadkaŭ i vietru. Pad čas hetych manipulacyj kisłarodny aparat Fiechniera, vidać, sapsavaŭsia, vučony ŭ amal nieprytomnym stanie vylez praz luk i zvaliŭsia ŭ Akijan.
Takaja voś historyja pieršaj achviary Akijana. Pošuki cieła — u skafandry jano nie mahło patanuć — nie dali nijakich vynikaŭ. Zrešty, mo jano i płavała dzie-niebudź: u ekspiedycyi nie było mahčymasci ŭvažliva dasledavać tysiačy kvadratnych mil vadkaj pustyni, jakaja amal zaŭsiody achinuta pasmami tumanu.