— Biednaja, — skazaŭ ja, — ty zjaviłasia adviedać mianie, praŭda?
Ja trochi spałochaŭsia — moj hołas prahučaŭ realna, a pakoj i Chery mieli vyraznyja abrysy, jak najavie.
Jaki žyvy son, ja nie tolki adroznivaju kolery, ale i baču na padłozie šmat rečaŭ, na jakija ŭčora, kali kłaŭsia spać, navat nie zviarnuŭ uvahi. Kali pračnusia, treba budzie pravieryć, ci lažać jany tut, ci prosta sniacca mnie, jak i Chery…
— I doŭha ty zbiraješsia tak siadzieć?.. — spytaŭsia ja i zaŭvažyŭ, što havaru cicha, kab nichto nie pačuŭ, nibyta možna padsłuchać son!
Tym časam sonca ŭžo trochi padniałosia. Heta nie vielmi kiepska. Kali ja loh spać, byŭ čyrvony dzień, pasla pavinien pačacca błakitny i tolki pasla jaho druhi čyrvony. Nie moh ža ja praspać piatnaccać hadzin, značyć, mnie ŭsio heta snicca!
Supakoiŭšysia, ja ŭvažliva pryhledzieŭsia da Chery. Jana siadzieła spinaj da sviatła; pramień, jaki pranikaŭ praz zanaviesku, załaciŭ aksamitny pušok na jaje levaj ščace, a viejki kidali na tvar doŭhi cień. Jana była pryhožaja. Jaki ž ja skrupulozny navat u snie: pilnuju ruch sonca i chaču, kab jamačka ŭ Chery była na svaim miescy — nižej kutočka hub, bolš ni ŭ koha ja nie bačyŭ takoj jamački; ale chaj by ŭsio heta skončyłasia. Mnie ž treba zajmacca spravaj. Ja zažmuryŭsia, imknučysia pračnucca, i raptam pačuŭ rypiennie. Ja adrazu ž raspluščyŭ vočy. Chery siadzieła pobač sa mnoj i ŭvažliva pazirała na mianie. Ja ŭsmichnuŭsia joj, jana taksama ŭsmichnułasia, nachiliłasia da mianie; pieršy pacałunak byŭ ledź adčuvalny, zusim jak dziciačy. Ja całavaŭ jaje doŭha. CHiba možna tak pavodzić siabie ŭ snie? dumaŭ ja. Ale ž heta navat nie zdrada jaje pamiaci, bo jana snicca mnie, mienavita jana. Takoha zdarennia sa mnoj jašče nie było… My pa-raniejšamu maŭčali. Ja lažaŭ na spinie; kali jana padymała tvar, ja moh zazirnuć u jaje maleńkija, pranizanyja soncam nozdry — pastajanny baromietr jaje pačucciaŭ; končykami palcaŭ ja pakrataŭ jaje vušy, zaružaviełyja ad pacałunkaŭ. Nie viedaju, što mianie niepakoiła; ja ŭsio dakazvaŭ sabie, što heta son, ale serca majo sciskałasia.
Ja vyrašyŭ ustać, abaviazkova ŭstać; ale ŭnutrana byŭ padrychtavany, što mnie heta nie ŭdasca, bo ŭ snie cieła časta nie słuchajecca nas, jano byccam čužoje abo jaho naohul nie adčuvaješ. Ja različvaŭ, što, imknučysia ŭstać, pračnusia, ale zamiest hetaha sieŭ, apusciŭšy nohi na padłohu. Ničoha nie zrobiš, daviadziecca dahladzieć son da kanca, — padumaŭ ja, ale nastroj sapsavaŭsia darešty. Mnie stała strašna.
— Što ty chočaš? — spytaŭsia ja chrypłym hołasam i adkašlaŭsia.
Zvykła pašukaŭ bosymi nahami pantofli i pierš čym uspomniŭ, što ich tut niama, tak stuknuŭsia palcam, što navat zajenčyŭ. Nu, ciapier-to ŭžo ja napeŭna pračnuŭsia, padumaŭ z zadavalnienniem.
Ale ničoha nie zmianiłasia. Kali ja sieŭ, Chery adsunułasia. Jana prychinułasia da spinki łožka. Było bačna, jak u jaje bjecca serca: sukienka zleva prykmietna ŭzdryhvała. Jana razhladvała mianie spakojna i z cikaŭnasciu. Dobra było b schadzić u duš, ale chiba duš, jaki snicca, moža razbudzić?
— Jak ty siudy trapiła? — spytaŭsia ja.
Jana padniała maju ruku i pačała zabaŭlacca z joju, znajomym rucham padkidvała i łaviła maje palcy.
— Nie viedaju, — adkazała jana. — CHiba heta drenna?
Hołas u jaje byŭ hetki ž nizki, i havaryła jana hetak ža abyjakava, jak i zaŭsiody, nibyta jaje turbavali nie vymaŭlenyja słovy, a niešta zusim inšaje; tamu časam zdavałasia, što Chery ni pra što nie dumaje, a časam — što jana ničoha nie saromiejecca. Jana pryhladałasia z ledź prykmietnym zdziŭlenniem, jakoje sviaciłasia i ŭ jaje ŭ vačach.
— Ciabie… chto-niebudź bačyŭ?
— Nie viedaju, ja prosta pryjšła… jakoje heta maje značennie, Krys?
Zabaŭlajučysia i dalej z majoj rukoj, jana nasupiłasia.
— Chery?
— Što, miły?
— Adkul ty daviedałasia, dzie ja?
Heta jaje spyniła. Chery biezdapamožna razviała rukami, usmichnułasia. U jaje byli takija ciomnyja huby, što na ich nie zastavałasia sladoŭ navat ad višań.
— Paniaccia nie maju… Dziŭna, praŭda? Ty spaŭ, kali ja ŭvajšła, ale ja ciabie nie razbudziła. Ja nie chacieła ciabie budzić, ty złosnik. Złosnik i zanuda, — u takt svaim słovam jana enierhična padkidvała maju dałoń.
— Ty była ŭnizie?
— Aha. Ja ŭciakła adtul: tam choładna.
Jana vypusciła maju ruku. Kładučysia na bok, strasianuła hałavoj, adkidajučy vałasy, pahladzieła na mianie z toj ledź prykmietnaj usmieškaj, jakuju ja nie pieranosiŭ, pakul nie pakachaŭ Chery.
— Ale ž… Chery… ale ž, — marmytaŭ ja.
Nachiliŭšysia nad joj, ja padniaŭ karotki rukaŭ jaje sukienki. Nad padobnym na vienčyk kvietki sledam ad pryviŭki vospy čyrvaniełasia maleńkaja ranka ad ukołu. Praŭda, ja hetaha čakaŭ (bo mižvoli šukaŭ choć niejkuju łohiku), ale mnie stała błaha. Ja dakranuŭsia palcam da ranki ad ukołu — jana mnie sniłasia praz doŭhija hady. Jak časta ja pračynaŭsia z jenkam na skamiečanaj pascieli, zaŭsiody ŭ adnoj i toj ža pozie, skurčyŭšysia amal papałam, tak, jak lažała jana, kali ja znajšoŭ jaje ŭžo chałodnaj — niby staraŭsia vymalić u jaje pamiaci daravannie albo choć być pobač z joj u apošnija chviliny, kali jana, adčuŭšy dziejannie ŭkołu, spałochałasia. Jana ž bajałasia navat zvyčajnaj drapiny, nie pieranosiła ni bolu, ni kryvi, a tut advažyłasia na takoje. I pakinuła mnie piać słoŭ na listku. Zapiska była sa mnoj zaŭsiody, pakamiečanaja, parvanaja na zhibach; u mianie nie chapała smiełasci rasstacca z joj — tysiaču razoŭ ja viartaŭsia da taje chviliny, kali Chery pisała jaje, i staraŭsia ŭiavić sabie, što jana tady adčuvała. Ja pierakonvaŭ siabie, što jana chacieła prosta pažartavać i napałochać mianie, a doza akazałasia — vypadkova — nadta vialikaja. Usie dakazvali mnie, što tak i było albo što jana zrabiła heta pad upłyvam chvilinnaj słabasci, raptoŭnaj depresii. Nichto ž nie viedaŭ, što ja skazaŭ joj za piać dzion da hetaha. Ja navat zabraŭ svaje rečy, kab joj było jašče bolš baluča. A jana, kali ja zbiraŭsia, pramoviła zanadta spakojna: „Ty razumieješ, što heta aznačaje?..” — i ja zrabiŭ vyhlad, niby nie razumieju, choć cudoŭna razumieŭ. Ale ja ličyŭ jaje bajazliŭkaj i skazaŭ joj pra heta — a zaraz jana lažała papiarok łožka i ŭvažliva pazirała na mianie, byccam nie viedała, što ja zabiŭ jaje.
— I heta ŭsio? — spytałasia jana.
Pakoj byŭ čyrvony ad sonca. Vałasy Chery pałymnieli. Jana pahladzieła na svaju ruku, nibyta chacieła zrazumieć, čamu ja tak doŭha jaje razhladvaju, pasla prycisnułasia chaładnavataj hładkaj ščakoj da majoj dałoni.
— Chery, — chrypła pramoviŭ ja, — nie moža być…
— Pierastań!
Vočy jaje byli zapluščany, pavieki ŭzdryhvali, čornyja viejki datykalisia da ščok.
— Dzie my, Chery?
— U nas.
— A dzie heta?
Na imhniennie jana raspluščyła adno voka i adrazu ž znoŭ zapluščyła, pakazytała viejkami maju dałoń.
— Krys!
— Što?
— Mnie tak dobra.
Ja siadzieŭ nad joj nie kratajučysia. Padniaŭ hałavu i ŭbačyŭ u lusterku nad rukamyjnikam častku łožka, rassypanyja vałasy Chery i svaje hołyja kaleni. Ja padsunuŭ nahoj niejki napałovu abhareły pradmiet, adzin z tych, što valalisia na padłozie, padniaŭ jaho, prykłaŭ vostrym kancom da nahi, tam, dzie ružavieŭsia paŭkruhły simietryčny šram, i ŭvatknuŭ u cieła. Bol byŭ rezki. Ja paziraŭ na bujnyja kropli kryvi, jakija sciakali pa nazie i biazhučna padali na padłohu.
Usio daremna. Strašnyja dumki, jakija krucilisia ŭ hałavie, nabyvali ŭsio bolš peŭnyja abrysy, ja ŭžo nie paŭtaraŭ: „Heta son”, ja daŭno pierastaŭ vieryć u jaho, zaraz ja dumaŭ: „Treba abaraniacca”. Ja pahladaŭ na spinu Chery, na liniju biadra, na bosyja nohi, jakija zvisali z łožka. Ja vyciahnuŭ ruku i asciarožna pakrataŭ jaje ružovuju piatku, pravioŭ palcam pa padešvie.
Jana była dalikatnaja, jak u niemaŭlaci.
Zaraz ja byŭ pierakanany: heta nie Chery, ja amal što biezahladna vieryŭ u heta — navat jana sama nie viedaje ab tym.
Jaje bosaja stupnia zdryhanułasia ŭ majoj dałoni, ciomnyja huby Chery treslisia ad biazhučnaha smiechu.