— Jak Pielvis, ty ž viedaješ, toj taŭstun…
Niesumnienna, Chery nie mahła ni viedać, ni čuć pra jaho ad mianie: jon viarnuŭsia sa svajoj ekspiedycyi sama małaje hady praz try pasla jaje smierci. Ja taksama nie viedaŭ jaho raniej i navat ujaŭlennia nie mieŭ, što jon, kali staršyniuje na schodach Instytuta, nievierahodna zaciahvaje hetyja pasiadženni. Jaho prozvišča Piele Vilis, što skaročana ŭtvaraje mianušku, jakuju da jaho viartannia taksama nichto nie viedaŭ.
Chery abapierłasia łokciami na maje kaleni i pazirała mnie ŭ tvar. Ja pravioŭ dałoniami pa jaje rukach, plačach, šyi, adčuŭ pulsujučyja žyłki. Heta možna było ličyć łaskaj. Miarkujučy pa jaje pozirku, jana mienavita tak heta ŭspryniała. A ja prosta chacieŭ pierakanacca, što dakranajusia da zvyčajnaha ciopłaha čałaviečaha cieła, što pad jaje skuraj josć muskuły, kosci, sustavy. Pazirajučy ŭ jaje spakojnyja vočy, ja adčuŭ nieadolnaje žadannie z usiaje siły schapić jaje za horła.
Maje palcy amal scisnulisia, ale tut ja zhadaŭ akryvaŭlenyja ruki Snaŭta i adpusciŭ Chery.
— Jak ty dziŭna paziraješ… — pramoviła jana spakojna.
Majo serca kałaciłasia tak, što ja nie moh havaryć. Na imhniennie ja zapluščyŭ vočy.
Niečakana ŭ mianie ŭznik płan. Adrazu ŭvieś, z usimi detalami. Nie hublajučy ni siekundy, ja ŭstaŭ z kresła.
— Ja mušu isci, Chery, ale kali ty vielmi chočaš, to možaš pajsci sa mnoj.
— Dobra.
Jana ŭschapiłasia na nohi.
— Čamu ty bosaja? — spytaŭsia ja, padychodziačy da šafy i vybirajučy siarod roznakalarovych kambiniezonaŭ dva — sabie i joj.
— Nie viedaju… vidać, niekudy zakinuła tufli… — skazała jana niapeŭna.
Ja nie zviarnuŭ na heta ŭvahi.
— Zdymi sukienku, inakš ty nie apranieš kambiniezon.
— Kambiniezon?.. Navošta? — spytałasia jana, adrazu sciahvajučy sukienku.
Ale tut vysvietliłasia dziŭnaja reč — sukienku nielha było zniać— jana akazałasia biez usialakaj zašpilki. Čyrvonyja huziki pasiarod byli tolki azdobaj. Nijakich zašpilek niama. Chery razhublena ŭsmichałasia. Robiačy vyhlad, što heta sama zvykłaja sprava, ja padniaŭ z padłohi instrumient, padobny na skalpiel, nadrezaŭ im sukienku, tam, dzie na spinie pačynałasia dekalte. Ciapier jana mahła zniać sukienku praz hałavu. Kambiniezon byŭ joj trochi vielikavaty.
— My palacim?.. Razam? — dapytvałasia jana, kali my, apranuŭšysia, vychodzili z pakoja.
Ja kiŭnuŭ hałavoj. Ja nadta bajaŭsia, što my sustreniem Snaŭta, ale kalidor, jaki vioŭ da ŭzlotnaj placoŭki, byŭ pusty, a dzviery radyjostancyi, mima jakich my prajšli, začynieny.
Na Stancyi panavała miortvaja cišynia. Chery sačyła, jak na nievialikaj elektryčnaj kalascy ja vyvoziŭ z siaredniaha boksa na svabodnuju pałasu rakietu. Ja mietadyčna pravieryŭ stan mikrareaktara, telekiravannie ruchavika, zatym razam sa startavaj kalaskaj pierakaciŭ rakietu na kruhłuju rolikavuju płoskasć startavaha stała pad centram lejkapadobnaha kupała, pryniaŭšy adtul pustuju kapsułu.
Heta była nievialikaja rakieta dla suviazi Stancyi z Satełoidam; jana pryznačałasia dla pieravozak hruzu, ludzi ŭ joj latali ŭ vyklučnych vypadkach rakieta nie adčyniałasia znutry. Mnie patrabavałasia mienavita takaja rakieta. Viadoma, ja nie zbiraŭsia zapuskać jaje, ale rabiŭ usio, jak pierad sapraŭdnym startam. Chery nieadnojčy supravadžała mianie pad čas palotaŭ i krychu razbirałasia ŭ padrychtoŭcy da startu. Ja pravieryŭ stan kandycyjanieraŭ i kisłarodnaj aparatury, zapusciŭ ich, a kali zapalilisia kantrolnyja lampački, vylez z ciesnaha boksa i zviarnuŭsia da Chery, jakaja stajała la trapa:
— Zachodź.
— A ty?
— Zajdu pasla ciabie. Mnie treba začynić luk.
Ja nie bajaŭsia, što jana adhadaje moj namier. Kali jana pa trapie padniałasia ŭ rakietu, ja adrazu ž usunuŭ hałavu ŭ luk i spytaŭsia, ci dobra joj tam; pačuŭ hłuchoje „aha”, adstupiŭsia i z usiaje siły začyniŭ vieka. Ja darešty zacisnuŭ abiedzvie zasaŭki i zahadzia padrychtavanym klučom pačaŭ zakručvać piać šrubaŭ, jakija zamacoŭvali ŭ pazach vieka luka.
Mietaličnaja sihara stajała viertykalna i była hatova voś-voś uzlacieć. Ja viedaŭ, toj, jakuju ja zamknuŭ, ničoha nie pahražaje — u rakiecie dastatkova kisłarodu, navat charču krychu josć; zrešty, ja zusim nie zbiraŭsia trymać jaje tam da biaskoncasci.
Ja imknuŭsia luboj canoj zdabyć choć niekalki hadzin svabody, kab usio abdumać, zviazacca sa Snaŭtam i pahavaryć z im užo na roŭnych.
Kali ja zakručvaŭ apošniuju šrubu, dyk adčuŭ, što mietaličnyja macavanni, na jakich trymajecca rakieta, ustanoŭlenaja tolki na vystupach z troch bakoŭ, uzdryhvajuć, ale vyrašyŭ, što heta ja sam z dapamohaj vialikaha kluča nieasciarožna raschistaŭ stalnuju hłybu.
Ja adyšoŭsia na niekalki krokaŭ i ŭbačyŭ toje, čaho nie chacieŭ by bačyć bolš nikoli ŭ žycci.
Rakieta raschistałasia ad udaraŭ znutry. Dy jakich udaraŭ! Kab tam byŭ stalny robat, a nie čornavałosaja strojnaja dziaŭčyna, to i jon nie zdoleŭ by hetak tresci vaśmitonnuju rakietu!
Na paliravanaj pavierchni snarada mihcieli i pieralivalisia vodbliski ahnioŭ kasmadroma. Ja nie čuŭ nijakich hukaŭ — unutry było cicha, tolki šyroka rasstaŭlenyja apory startavaha stała, na jakich stajała rakieta, stracili dakładnasć abrysaŭ. Jany vibravali, jak struny, — ja navat spałochaŭsia, što ŭsio moža razvalicca. Dryhotkimi rukami zacisnuŭ apošniuju šrubu, kinuŭ kluč i saskočyŭ z trapa. Pavoli adstupajučy, ja ŭbačyŭ, jak amartyzatary, različanyja tolki na pastajanny cisk, padskokvajuć u svaich hniozdach. Mnie zdałosia, što stalnaja abšyŭka mianiaje svoj koler. Jak zvarjaciel'y, ja padbieh da pulta dystancyjnaha kiravannia, abiedzviuma rukami šturchanuŭ uhoru rubilnik pusku reaktara i ŭklučennia suviazi; tady z repraduktara, jaki byŭ spałučany z rakietaj, pačuŭsia nie to pisk, nie to skavytannie, zusim nie padobnaje na čałaviečy hołas, i ŭsio-tki ja razabraŭ: „Krys! Krys! Krys!!!”
Zrešty, hučała heta nie vielmi vyrazna. Kroŭ liłasia z razbitych kostačak, tak chaatyčna i prymusova staraŭsia ja zapuscić snarad. Błakitny vodblisk upaŭ na scieny startavaha stała; z adlustravalnika hazaŭ pavalili kłuby dymu, jakija pieratvarylisia ŭ snop aslaplalnych iskraŭ; usie huki nakryŭ vysoki praciažny hul. Rakieta ŭzniałasia na troch strumieniach połymia, jakija adrazu ž zlilisia ŭ adzin vohnienny słup, i, pakidajučy za saboj dryhotkaje maryva, vylecieła praz šluzavuju adtulinu, jakaja adrazu ž začyniłasia. Aŭtamatyčnyja vientylatary pačali padavać sviežaje pavietra ŭ zału, dzie jašče vichuryŭsia jedki dym. Ja na ŭsio heta nie zviartaŭ uvahi. Rukami trymaŭsia za pult, tvar hareŭ ad apioku, vałasy abhareli ad ciepłavoha vypramieńvannia; ja sutarhava chapaŭ pavietra, jakoje pachła harełym i azonam. Choć pad čas startu ja instynktyŭna zapluščyŭ vočy, reaktyŭny strumień aslapiŭ mianie. Davoli doŭha pierad vačyma stajali čornyja, čyrvonyja i załatyja kruhi. Pastupova jany rastvarylisia. Dym, pyl, tuman znikali ŭ trubach vientylataraŭ, jakija ciažka stahnali. Pierš za ŭsio ja ŭbačyŭ zialony ekran radara. Ja pačaŭ šukać rakietu z dapamohaj radyjołakatara. Kali narešcie złaviŭ, jana była ŭžo za miežami atmasfiery. Nikoli ŭ žycci ja nie zapuskaŭ snarad tak paspiešna, uslapuju, nie viedajučy, jakoje paskarennie jamu nadać, kudy naohul jaho skiravać. Ja padumaŭ, što prasciej za ŭsio vyviesci rakietu na arbitu vakol Salarys z radyusam kala tysiačy kiłamietraŭ. Tady ja zdoleŭ by vyklučyć ruchaviki. Kali jany buduć pracavać, moža adbycca katastrofa, vyniki jakoj ciažka ŭiavić. Tysiačakiłamietrovaja arbita — jak ja pierakanaŭsia z tablicy — była stacyjanarnaja. Ale i jana, kali havaryć praŭdu, ničoha nie harantavała. Prosta ja nie moh prydumać ničoha inšaha. U mianie nie chapiła advahi ŭklučyć radyjosuviaź, jakuju ja vyklučyŭ adrazu pasla startu. Ja zrabiŭ by ŭsio, aby tolki nie čuć hetaha strašnaha hołasu, u jakim užo nie zastałosia ničoha čałaviečaha. Usie maski byli sarvany — u hetym možna pryznacca, — i pad vyjavaj Chery adkryłasia inšaja, sapraŭdnaja vyjava, takaja, što šalenstva stała ŭiaŭlacca sapraŭdnym zbavienniem.