— Što? — nieachvotna azvaŭsia ja.

Mnie chaciełasia pajsci navierch, bo zdavałasia, što truby pieradajuć słaby vodhuk stuku — vidać, Sartoryus zajmaŭsia aparaturaj vysokaha napružannia. Ale ad adnoj dumki, što daviadziecca brać z saboj Chery, znikała ŭsialakaje žadannie isci. Prysutnasć Chery ŭ biblijatecy była choć krychu zrazumiełaja, ale tam, siarod mašyn, heta moža dać padstavy Snaŭtu dla niepažadanych zaŭvah.

— Krys, — prašaptała Chery, — a jak u nas z taboj?..

Ja mižvoli ŭzdychnuŭ. Nielha skazać, što heta byŭ ščaslivy dzień.

— Usio cudoŭna. A ŭ čym sprava?

— Ja chaču z taboj pahavaryć.

— Kali łaska. Ja słuchaju.

— Ale nie tak.

— A jak? Ja ž tabie kazaŭ, što ŭ mianie vielmi balić hałava, dy i kłopataŭ šmat…

— Kab tolki było žadannie, Krys.

Ja prymusiŭ siabie ŭsmichnucca. Napeŭna, heta vyhladała pakutliva.

— Dobra, kachanaja, kažy.

— A ty skažaš mnie praŭdu?

Ja padniaŭ brovy. Taki pačatak mnie nie padabaŭsia.

— Navošta ja budu ciabie padmanvać?

— U ciabie mohuć być pryčyny. Surjoznyja. Ale kali chočaš, kab… nu, viedaješ… tady nie padmanvaj mianie.

Ja pramaŭčaŭ.

— Zaraz ja nieštačka tabie skažu, ale i ty mnie skažy. Dobra? Usiu praŭdu. Niahledziačy ni na što.

Ja nie paziraŭ u jaje vočy, a jana łaviła moj pozirk. Ja zrabiŭ vyhlad, što nie zaŭvažaju hetaha.

— Ja ŭžo skazała tabie, što nie viedaju, adkul ja tut zjaviłasia. CHiba mo ty viedaješ. Pačakaj, ja jašče nie ŭsio skazała. Mo i ty nie viedaješ. A kali viedaješ i nie možaš ciapier skazać, to, mahčyma, skažaš kali-niebudź pazniej? Heta nie budzie sama strašnaje. Va ŭsiakim razie dasi mnie šanc.

Mnie stała choładna.

— Dziciatka, što ty kažaš? Jaki šanc?.. — marmytaŭ ja.

— Krys, kim by ja ni była, ale ja nie dzicia. Ty ž abiacaŭ. Skažy.

Toje „kim by ja ni była” tak pierachapiła mnie horła, što ja zniamieŭ i moh tolki pazirać na jaje, biazhłuzda kivajučy hałavoj, niby abaraniajučysia ad taho, što ja mieŭ pačuć.

— Pasłuchaj, nieabaviazkova ž kazać zaraz, prosta skažy, što nie možaš…

— Ja ničoha nie chavaju… — adkazaŭ ja chrypłym hołasam.

— Voś i dobra, — pramoviła jana i ŭstała.

Ja chacieŭ što-niebudź skazać, adčuvajučy, što nielha tak zakančvać razmovu, ale słovy zasieli ŭ horle.

— Chery…

Jana stajała la akna, spinaj da mianie. Ciomna-sini pusty Akijan raskinuŭsia pad pustym niebam.

— Chery, kali ty dumaješ, što… Chery, ty ž viedaješ, što ja kachaju ciabie…

— Mianie?

Ja padyšoŭ da jaje. Chacieŭ abniać. Jana vyzvaliłasia, adpichnuŭšy maju ruku.

— Ty taki dobry… — skazała jana. — Kachaješ? Mianie? Ja chacieła b, kab ty lepš biŭ mianie!

— Chery, kachanaja!

— Nie! Nie. Lepiej pamaŭčy.

Chery padyšła da stała i pačała zbirać talerki. Ja paziraŭ u ciomna-siniuju pusteču. Sonca zachodziła, i vializny cień ad Stancyi pavoli chistaŭsia na chvalach. Talerka ŭpała z ruk Chery. Vada bulkała ŭ rakavinie. Ryžy koler pa krai niebaschiłu pierachodziŭ u załacista-rudy. Kali b ja viedaŭ, što rabić. Kali b ja viedaŭ! Nastupiła cišynia. Chery stajała za majoj spinaj.

— Nie. Nie advaročvajsia, — pramoviła Chery amal šeptam. — Ty nie vinavaty, Krys. Ja viedaju. Nie chvalujsia.

Ja vyciahnuŭ u jaje bok ruku. Chery ŭciakła ŭ hłybiniu kabiny i, padymajučy ceły stos talerak, pramoviła:

— Škada. Kali b ich možna było razbić, ja rastaŭkła b ich, rastaŭkła b usie!!!

Ja dumaŭ, što jana sapraŭdy špurnie ich na padłohu, ale Chery, zirnuŭšy na mianie, usmichnułasia:

— Nie bojsia, ja nie budu rabić hłupstva.

Ja pračnuŭsia pasiarod nočy i adrazu nasciarožana sieŭ na łožku; u pakoi było ciomna, z kalidora praz pračynienyja dzviery padała słabaje sviatło. Niešta pranizliva šypieła, hety huk usio macnieŭ, supravadžaŭsia hłuchimi ŭdarami, nibyta niešta vialikaje adčajna biłasia za scianoj. „Mieteor! — pramilhnuła ŭ hałavie. Prabiŭ abšyŭku. Niechta tam josć!”

Praciahłaje chrypiennie.

Ja kančatkova pračnuŭsia. Ja ž na Stancyi, a nie na rakiecie, a hety strašny huk…

Ja vybieh u kalidor. Dzviery małoj łabaratoryi byli adčynieny, tam hareła sviatło. Ja ŭskočyŭ tudy.

Mianie aharnuŭ nievynosny choład. Kabina była zapoŭniena paraj, ad jakoj zamiarzała dychannie. Mnostva biełych sniažynak kružyłasia nad ciełam, zahornutym u kupalny chałat, jano słaba stukałasia ab padłohu. U hetym chałodnym tumanie ja zaŭvažyŭ Chery i kinuŭsia da jaje, padniaŭ, choład apiakaŭ mnie ruki, Chery chrypieła; ja pabieh pa kalidory mima dzviarej, užo nie adčuvajučy choładu, para, jakaja vyryvałasia z jaje hub, jak ahniom apiakała majo plačo.

Ja pakłaŭ Chery na stol, razarvaŭ na jaje hrudziach chałat, zirnuŭ na zaledzianieły dryhotki tvar, kroŭ zamierzła ŭ rocie, čornym nalotam zapiakłasia na rastulenych hubach, na jazyku bliščali kryštaliki lodu…

Vadki kisłarod. U łabaratoryi byŭ vadki kisłarod, u sasudach Dziuara. Kali ja padnimaŭ Chery, u mianie pad rukami chrusnuła škło. Kolki jana mahła vypić? Usio adno spaleny trachieja, hartań, lohkija; vadki kisłarod macnienšy za kancentravanuju kisłatu. Jaje skrypučaje, suchoje, jak huk razarvanaj papiery, dychannie zamirała. Vočy byli raspluščany. Ahonija.

Ja pahladzieŭ na vializnyja zašklonyja šafy z instrumientami i lekami. Trachieatamija? Intubacyja? Ale ž lohkich užo niama! Jany spalenyja. Lakarstva? Kolki lakarstvaŭ! Palicy zastaŭleny šerahami kalarovych butelečak i pakiecikaŭ. Chrypiennie napaŭniała ŭsio pamiaškannie, z adkrytaha rota Chery išła para.

Hrełki…

Ja pačaŭ ich šukać, kinuŭsia da adnoj šafy, da druhoj, vykidvaŭ pakieciki z ampułami. Špryc? Dzie? U sterylizatary! Ja nie moh sabrać špryc, bo ruki zamierzli, palcy zdrancvieli, nie hnulisia. Ja šalona stukaŭ rukoj pa sterylizatary, ničoha nie adčuvajučy. Chrypiennie stała macniejšym. Ja kinuŭsia da Chery. Vočy ŭ jaje byli raspluščany.

— Chery!

Moj hołas prapaŭ, huby stali niepasłuchmianyja.

Pad biełaj skuraj chodyram chadzili rebry, vilhotnyja ad rastałaha sniehu vałasy rassypalisia. Chery hladzieła na mianie.

— Chery!

Bolš ničoha skazać ja nie moh. Stajaŭ jak słup, apusciŭšy niepasłuchmianyja skalełyja ruki; nohi, huby, pavieki hareli ŭsio macniej. Ale ja amal nie adčuvaŭ hetaha. Kropla rastałaj ad ciapła kryvi ciakła pa ščace Chery, pakidajučy kryvuju liniju; jazyk zatrymcieŭ i znik, Chery ŭsio jašče chrypieła.

Ja ŭziaŭ jaje ruku — puls nie adčuvaŭsia; rassunuŭšy poły chałata, ja prykłaŭ vucha da pranizliva chałodnaha cieła la hrudziej. Praz šum, jaki nahadvaŭ tresk ahniu, ja pačuŭ lichamankavy stuk, šalonyja ŭdary, takija chutkija, što ich nielha było paličyć. Ja stajaŭ, nizka schiliŭšysia, vočy byli zapluščany. Štości dakranułasia da majoj hałavy. Heta Chery palcami pašavialiła maje vałasy. Ja zazirnuŭ joj u vočy.

— Krys, — prachrypieła jana.

Ja schapiŭ jaje za ruku, Chery adkazała pociskam, jaki ledź nie razdrabiŭ maju kisć. Strašnaja hrymasa zastyła na jaje tvary, pamiž viejkami bliščali białki, u horle zachrypieła, cieła zakałaciłasia ad vanitaŭ. Ja ledźvie ŭtrymlivaŭ Chery; jana spaŭzła sa stała, hałavoj biłasia ab bierah fajansavaj lejki. Ja padtrymlivaŭ jaje, pryciskaŭ da stała; pasla kožnaj spazmy Chery vyryvałasia z maich ruk. Ja imhnienna spacieŭ, nohi stali vatnyja. Kali prystupy vanitaŭ zmienšylisia, ja pasprabavaŭ pakłasci Chery. Pavietra svistała ŭ jaje ŭ hrudziach. Niečakana na hetym strašnym skryvaŭlenym tvary zasviacilisia vočy.

— Krys, — zachrypieła jana, — jak… jak doŭha, Krys?

Jana pačała zadychacca, na jaje hubach vystupiła piena, znoŭ pačalisia vanity. Ja trymaŭ jaje z apošniaj siły. Chery tak rezka ŭpała tvaram uniz, što ŭ jaje navat zastukali zuby. Jana ciažka dychała.

— Nie, nie, nie, — chutka vydychała jana, i kožny vydych zdavaŭsia apošnim.

Vanity praciahvalisia; Chery znoŭ zatrapiatałasia ŭ maich rukach, u čas karotkich pierapynkaŭ miž prystupami jana ŭciahvała pavietra z takoj ciažkasciu, što ŭ jaje vystupali rebry. Zatym viejki napałovu prykryli jaje nieviduščyja vočy. Chery bolš nie varušyłasia. Ja vyrašyŭ, što heta kaniec. Navat nie sprabujučy scierci z jaje hub ružovuju pienu, ja stajaŭ, nachiliŭšysia nad joju, čuŭ daloki hul vializnaha zvona i čakaŭ jaje apošniaha vydychu, kab pasla pavalicca na padłohu, ale Chery dychała ŭžo amal biez chrypaŭ, dychała ŭsio bolš spakojna, hrudzi ŭžo amal nie ŭzdryhvali, serca biłasia raŭniej. Ja stajaŭ zhorbiŭšysia. Tvar Chery pačaŭ ružavieć. Ja jašče ničoha nie razumieŭ. Maje dałoni spacieli, mnie zdałosia, što ja stanaŭlusia hłuchim: niečym miakkim, ełastyčnym byli zabityja vušy, adnak ja ŭsio jašče čuŭ časty zvon, užo hłuchi, nibyta zvon tresnuŭ.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: