Kurt spojrzał na chaos, który po sobie zostawił na Constitution Avenue. Ruch po tej stronie alei zamarł, wściekli kierowcy wysiadali z samochodów, żeby ustalić winnych stłuczek. Na przeciwległym chodniku stał Umealiq. Po jego twarzy spływała krew. Wyciągnął zza pasa nóż. Trzymając go przy piersi, zszedł z krawężnika. Na dźwięk syren policyjnych zatrzymał się. Nagle pojawiła się jedna z psich ciężarówek, które Austin widział przy torze wyścigowym. Zahamowała przed Eskimosem i zasłoniła go na kilka sekund. Kiedy odjechała, Umealiq zniknął.
Austin podszedł do ciężko dyszących psów i poklepał każdego po łbie.
– Kiedyś będziemy musieli to powtórzyć – powiedział.
Otrzepał kolana i łokcie, ale wiedział, że wygląda, jakby wracał z weekendowej balangi. Wzruszył z rezygnacją ramionami i poszedł z powrotem w kierunku muzeum. Therri stała przy czteropiętrowym, granitowym budynku od strony Constitution Avenue. Na widok Austina jej twarz rozjaśniła się. Podbiegła i objęła go.
– Dzięki Bogu, nic ci się nie stało – powiedziała, przytulając go mocno. – A co z tamtym strasznym typem?
– Przestraszył się waszyngtońskiego ruchu i zrezygnował z jazdy. Przepraszam, że po drodze musiałem się ciebie pozbyć.
– Nie ma sprawy. Faceci nieraz mnie rzucali, choć jeszcze żaden nie kazał mi się wynosić z sań zaprzężonych w psy.
Therri opowiedziała, że znalazła radiowóz policyjny, zaparkowany w pobliżu Castle. Powiedziała gliniarzom, że jej przyjacielowi grozi w parku śmiertelne niebezpieczeństwo. Popatrzyli na nią jak na wariatkę, ale pojechali to zbadać. Wróciła do muzeum poszukać Bena, jednak nie było po nim śladu. Kiedy zastanawiała się, co ma dalej robić, usłyszała syreny. Wyszła na bulwar i zobaczyła Austina.
Złapali taksówkę i dojechali do swoich samochodów. Pocałowali się na pożegnanie i umówili na spotkanie następnego dnia.
Kiedy Austin wrócił do domu, na podjeździe stał turkusowy samochód NUMA. Drzwi frontowe nie były otwarte. Wszedł do środka i usłyszał z głośników stereo Take Five w wykonaniu kwartetu Dave’a Brubecka. W jego ulubionym czarnym skórzanym fotelu siedział ze szklanką w ręku Rudi Gunn, zastępca szefa NUMA, niski, żylasty mężczyzna o wąskich ramionach i biodrach. Gunn był mistrzem logistyki, absolwentem Annapolis i byłym komandorem marynarki.
– Mam nadzieję, że wybaczysz mi to włamanie do ciebie – powitał Austina.
– Jasne. Przecież dałem ci szyfr zamka.
Gunn wskazał szklankę.
– Kończy ci się szkocka whisky Highland – oznajmił z typowym dla niego figlarnym uśmiechem.
– Pogadam o tym z lokajem. – Austin rozpoznał książkę, którą trzymał Gunn. – Nie wiedziałem, że lubisz Nietzschego.
– Znalazłem to na stoliku do kawy. Ciężka rzecz.
Kurt podszedł do baru, żeby zrobić sobie drinka.
Gunn odłożył książkę na bok i wziął ze stolika plik dokumentów.
– Dzięki za raport. Zainteresował mnie dużo bardziej niż dzieła pana Nietzschego.
– Domyślałem się, że tak będzie – odparł Austin i usadowił się ze szklanką na sofie.
Gunn podniósł na czoło grube okulary w rogowej oprawie i przerzucał stronice raportu.
– W takich momentach uświadamiam sobie, jakie nudne prowadzę życie. Naprawdę minąłeś się z powołaniem. Powinieneś pisać scenariusze do gier wideo.
Austin rozkoszował się smakiem ciemnego rumu z dodatkiem jamajskiego piwa imbirowego.
– Nie. Ta historia jest za bardzo naciągana.
– Pozwolę sobie być innego zdania, stary. Co jest naciągane w opowieści o tajemniczej korporacji, która na odległość zatapia statki? Dawno zapomniana jaskinia na Wyspach Owczych z fantastyczną sztuką ścienną… Stwór z filmu Szczęki, przez którego wylądowałeś na tyłku… – Gunn nie mógł powstrzymać chichotu. – Chciałbym to zobaczyć.
– Nie ma już takich rzeczy, jak szacunek dla człowieka – poskarżył się Austin.
Gunn przerzucił kilka następnych stron.
– Lista ciągnie się w nieskończoność. Eskimoskie bandziory polujące na ludzi zamiast na foki… Jest też prawniczka z radykalnej grupy obrońców środowiska… – Podniósł wzrok znad papierów. – Założę się, że ma ładne, długie nogi.
Austin zastanowił się.
– Powiedziałbym, że przeciętnej długości, ale całkiem zgrabne.
– Nie można mieć wszystkiego. – Gunn położył raport na kolanach i przyjrzał się Austinowi. Popatrzył na przekrzywioną muszkę, dziurę na kolanie smokingowych spodni i zdarte buty. – Bramkarz wywalił cię z imprezy w muzeum? Jesteś trochę, hm… wymiętoszony.
– Impreza była w porządku. Ale przekonałem się, że Waszyngton schodzi na psy.
– To nic nowego – odrzekł Gunn. – Mam nadzieję, że nie wypożyczyłeś tego stroju.
– Gorzej – odparł Austin. – To mój własny smoking. Może NUMA kupi mi nowy.
– Pogadam o tym z admirałem Sandeckerem – obiecał Gunn.
Austin zrobił następne drinki, a potem opowiedział o spotkaniu z Marcusem Ryanem i o tym, co wydarzyło się tego dnia. Gunn postukał palcem w raport na swoich kolanach.
– Jaki ma to związek z tym, co tu opisałeś?
– Szefowie Oceanusa rozprawiają się bezlitośnie z każdym, kto wejdzie im w drogę.
– Też tak uważam. – Gunn zamilkł na chwilę i zmarszczył czoło. Potrafił analizować dane jak komputer. W końcu zapytał: – A co z tym Baskiem, Aguirrezem?
– Interesujący facet. To zakryta karta w tym pokerze. Gadałem z kumplem z CIA. Nie wiadomo, czy Aguirrez jest powiązany z separatystami baskijskimi. Perlmutter grzebie dla mnie w historii jego rodziny. Na razie wiem tylko tyle, że to albo baskijski terrorysta, albo archeolog amator.
– Może sam mógłby nam to wyjaśnić. Szkoda, że nie masz z nim kontaktu.
Austin odstawił drinka, wyciągnął z kieszeni portfel i wyjął wizytówkę, którą Aguirrez dał mu na jachcie. Na odwrocie napisany był numer telefonu.
– No to zadzwoń – powiedział Gunn.
Austin podniósł słuchawkę telefonu i wystukał numer. Był zmęczony po wieczornych wyczynach i nie robił sobie wielkich nadziei.
– Co za miła niespodzianka, panie Austin. Czułem, że jeszcze porozmawiamy – usłyszał znajomy głos.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam w niczym ważnym.
– Ależ nie.
– Jest pan jeszcze na Wyspach Owczych?
– Nie. Przyjechałem w interesach do Waszyngtonu.
– Do Waszyngtonu?
– Tak, wędkowanie na Wyspach Owczych jest przereklamowane. Czym mogę służyć, panie Austin?
– Dzwonię, żeby podziękować za wyciągnięcie mnie z tarapatów w Kopenhadze.
Aguirrez nie próbował zaprzeczyć, że to jego ludzie przepędzili napastników z kijami, którzy zaatakowali Austina i Therri Weld.
– Ma pan talent do pakowania się w kłopoty, mój przyjacielu – zaśmiał się.
– Większość moich kłopotów ma związek z firmą o nazwie Oceanus. Liczyłem na to, że znów będziemy mogli o tym pogawędzić. I że opowie mi pan, jak postępują pańskie badania archeologiczne.
– Bardzo chętnie – odrzekł Aguirrez. – Jutro rano mam spotkania, ale po południu jestem wolny.
Uzgodnili godzinę i Austin zanotował waszyngtoński adres Aguirreza. Zaczął relacjonować Gunnowi treść rozmowy, gdy znów odezwał się telefon. Dzwonił Joe Zavala. Wrócił z Europy. Rozwiązał problemy z “Sea Lampreyem” i opuścił statek, kiedy “Beebe” został zaproszony przez duńską jednostkę “Thor” do współpracy przy projekcie badawczym na Wyspach Owczych.
– Chciałem cię tylko zawiadomić, że już jestem w domu. Uściskałem moją corvettę i właśnie wybieram się na wieczornego drinka z pewną młodą, piękną damą – powiedział Zavala. – Czy wydarzyło się coś nowego od czasu, kiedy widzieliśmy się ostatni raz?
– Normalka. Dziś wieczorem pewien stuknięty Eskimos ścigał mnie psim zaprzęgiem przez Mall z żądzą mordu w oczach. Poza tym cisza i spokój.
Po drugiej stronie linii zapadło milczenie.
– Żartujesz? – zapytał w końcu Zavala.
– Nie. Rudi jest tutaj. Wpadnij, to wszystkiego się dowiesz.
Zavala mieszkał w małym budynku dawnej biblioteki okręgowej w Arlington.
– Widzę, że muszę odwołać randkę. Będę za kilka minut – obiecał. – Zaczekaj. Masz jeszcze tę flaszkę tequili, którą chcieliśmy rozpić na Wyspach Owczych?