– Blackthorne wspomina o nich w swojej opowieści. Odgrywają ważną rolę w tej historii.

– W jakim sensie?

– Aguirrez mógłby łatwo uciec swoim przeciwnikom do Ameryki Północnej, gdzie Brasero nigdy by go nie znalazł. W tamtych czasach tylko Baskowie potrafili przepłynąć Atlantyk. Jednak Aguirrez wiedział, że Brasero będzie tropił jego rodzinę. Wiedział też, że jeśli nawet ukryje relikwie w Ameryce Północnej i wróci do Europy, Brasero będzie czekał.

– Może postanowił zostać – odrzekł Austin. – Chciał się zemścić na człowieku, który zniszczył mu życie i ukradł majątek.

– Zgadza się. Brasero również był zdecydowany dokończyć to, co zaczął. Przesiadł się z galery na okręt wojenny dwukrotnie większy od karaweli Diego. Dowództwo powierzył Blackthorne’owi. Okręt był najeżony działami i szybko rozprawiłby się z uciekinierami. Jednak Aguirrez wiedział już, że Brasero ma informatora, i przezornie trzymał się z dala od jaskiń. Umieścił na lądzie garstkę swoich ludzi, żeby Brasero ich zobaczył. Kiedy Martinez spuścił na wodę szalupy, Baskowie uciekli do grot i wciągnęli za sobą przeciwników.

– Czuję pułapkę.

– Więc masz lepszy nos niż Martinez, zaprzątnięty wizją spalenia na stosie Aguirreza i jego załogi.

– Te jaskinie to labirynt. Doskonałe miejsce do zorganizowania zasadzki.

– Więc na pewno nie będziesz zaskoczony, kiedy usłyszysz, co się stało. Baskowie zastosowali strategię ataku z dwóch kierunków. Karawela ruszyła na okręt wojenny i postraszyła jego nieliczną załogę kilkoma strzałami armatnimi. Potem Baskowie dokonali abordażu i opanowali okręt. Poza tym Aguirrez przygotował pułapkę. Wciągnął do grot jedno ze swoich dział i otworzył ogień do przeciwników. – Perlmutter uniósł pulchną pięść, jakby przeżywał tamtą walkę. – Brasero był dobrym szermierzem, ale Aguirrez lepszym. Zamiast od razu zabić Martineza, pobawił się z nim, zanim go wykończył.

– A jaką rolę odegrał w tym wszystkim Blackthorne?

– Gdy jeden z ludzi Brasero chciał strzelić do Aguirreza, Blackthorne zabił go. Aguirrez kazał sprowadzić do siebie Anglika i wysłuchał historii jego życia. Ponieważ Blackthorne był doświadczonym kapitanem, powierzono mu dowodzenie zdobycznym okrętem wojennym, na pokładzie którego zamierzano odstawić do domu część ludzi Aguirreza. Kilka tygodni później okręt wpłynął na Tamizę.

– A co się stało z relikwiami Rolanda?

– Blackthorne nie wspomina o tym. Pisze jednak, że przed wysłaniem swoich ludzi do domu Aguirrez zebrał małą grupę ochotników, którzy z nim zostali. Nie potrzebował już strzelców i kanonierów, tylko doświadczonych żeglarzy. Wiedział, że mimo śmierci Brasero relikwie nie będą bezpieczne, dopóki istnieje inkwizycja. Popłynął więc na zachód i przepadł bez śladu. Jeszcze jedna niewyjaśniona tajemnica morska.

– Może nie – odparł Austin i wręczył Perlmutterowi wycinek prasowy o katastrofie zeppelina.

Perlmutter przeczytał artykuł i podniósł wzrok.

– Te “niezwykłe przedmioty” mogły być dawno zaginionymi relikwiami.

– Otóż to. Co oznacza, że są w rękach Oceanusa.

– Czy oddadzą je?

Austin pomyślał o swoich starciach z ludźmi Oceanusa i zaśmiał się ponuro.

– Wątpię.

Perlmutter popatrzył na niego ponad złączonymi czubkami palców.

– W tej całej historii jest chyba coś, czego jeszcze nie wiem.

– Mnóstwo rzeczy. Chętnie opowiem ci wszystkie krwawe szczegóły przy następnej kawie. – Austin uniósł filiżankę. – Skoro wstajesz, stary, mógłbyś mi dolać? Sobie też nalej.

28

Austin przyszedł na spotkanie z Aguirrezem trzy minuty przed czasem. Po wyjściu od Perlmuttera pojechał Embassy Row. Bogowie czuwający nad waszyngtońskimi kierowcami byli dla niego łaskawi i bez problemu znalazł miejsce parkingowe. Poszedł Pennsylvania Avenue i stanął przed kilkupiętrowym budynkiem z fasadą z ciemnego szkła. Przeczytał szyld obok drzwi i pomyślał, że chyba źle zapisał adres. Biorąc pod uwagę kilkusetletnie kłopoty rodziny Aguirrezów z władzami hiszpańskimi, ambasada Hiszpanii była ostatnim miejscem, gdzie spodziewałby się znaleźć Balthazara.

Austin podał swoje nazwisko ochronie przy wejściu i został przekazany recepcjonistce. Wystukała numer na interkomie i porozmawiała z kimś po hiszpańsku. Potem uśmiechnęła się i z uroczym kastlijskim akcentem oznajmiła, że pan Aguirrez jest u ambasadora i za chwilę przyjdzie.

Kilka minut później z korytarza wyłonił się Aguirrez. Zrezygnował z niebieskiego dresu i czarnego beretu i był nienagannie ubrany w ciemnoszary garnitur, który kosztowałby Austina tygodniową pensję. Jednak nawet najlepszy krawiec nie mógł ukryć jego chłopskich dłoni i mocnej budowy ciała. Aguirrezowi towarzyszył siwy mężczyzna. Szedł obok niego z opuszczoną głową i rękami założonymi do tyłu, uważnie słuchając jego słów. Aguirrez zobaczył Austina i pomachał mu. Obaj mężczyźni z uśmiechem uścisnęli sobie ręce i rozstali się. Aguirrez podszedł do Austina i otoczył go ramieniem.

– Pan Austin – powiedział wesoło. – Miło znów pana widzieć. Przepraszam, że nie przedstawiłem pana ambasadorowi, ale był już spóźniony na spotkanie. Tędy, proszę…

Zaprowadził Austina korytarzem do drzwi salonu w starej części kompleksu ambasady. W wygodnie urządzonym pokoju był duży marmurowy kominek, miękkie dywany i ciężkie drewniane meble. Na ścianach wisiały obrazy olejne, przedstawiające sceny z życia hiszpańskiej wsi.

Aguirrez najwyraźniej zauważył zdumioną minę Austina. Kiedy usiedli, powiedział:

– Wygląda pan na zaskoczonego.

Kurt nie widział powodu, żeby kluczyć.

– Zdziwiłem się, że zastałem pana, człowieka oskarżanego o to, że jest baskijskim terrorystą, w murach hiszpańskiej ambasady.

Aguirrez nie wydawał się urażony.

– Zebrał pan o mnie informacje, czego się spodziewałem, więc wie pan, że te zarzuty są bezpodstawne.

– Mimo to nie włożył pan dziś swojego czarnego beretu.

Aguirrez wybuchnął śmiechem.

– Zrezygnowałem z niego przez szacunek dla moich gospodarzy. Obawiałem się, że niektórzy w tym budynku będą podejrzewać, że pod beretem mam bombę, co może przeszkodzić nam w załatwieniu sprawy.

– To znaczy?

– W pokojowym rozwiązaniu problemu Basków.

– Ambitne zadanie po setkach lat konfliktu.

– Jestem pewien, że się uda.

– A co z poszukiwaniami pańskiego przodka?

– W tym wypadku nie można oddzielić przeszłości od teraźniejszości. Separatyści baskijscy chcą mieć ojczyznę. Rząd hiszpański eksperymentował z autonomią, ale z marnym skutkiem. Gdybym znalazł relikwie, których szukam, ujawnienie ich istnienia mogłoby wywołać falę baskijskiego nacjonalizmu. Znam moich rodaków. To by podzieliło Hiszpanię.

– Więc nagle stał się pan bardzo ważny dla rządu hiszpańskiego.

Aguirrez przytaknął.

– Rozmawiałem z wysoko postawionymi osobami w Madrycie. Poproszono mnie, żebym poinformował wasz Departament Stanu o sytuacji i zapewnił, że nie jestem terrorystą. Zgodziłem się, że jeśli znajdę relikwie, będą przechowywane w bezpiecznym miejscu.

– Co pana powstrzyma przed wycofaniem się z tego?

Bask zmarszczył brwi.

– Logiczne pytanie. Rząd hiszpański też je zadał. Powiedziałem, że uszanuję pamięć mojego przodka, którego wybrano na strażnika relikwii. W zamian rząd hiszpański podejmie właściwe kroki, by zapewnić Baskom autonomię.

– Używa pan relikwii jako karty przetargowej?

Aguirrez wzruszył ramionami.

– Wolę nazywać to działaniem w obopólnym interesie.

– Niezły układ, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze nie ma pan relikwii.

Bask uśmiechnął się szeroko.

– To drobiazg. Dokopałem się do informacji o trasach morskich, którymi mój przodek podróżował do Nowego Świata. Baskowie byli na Wyspach Owczych już w 875 roku. Po zatrzymaniu się tam, Diego popłynąłby w kierunku Nowej Fundlandii lub Labradoru. Tę teorię potwierdzają wcześniejsze wyprawy. Moi rodacy już w średniowieczu łowili dorsze i polowali na wieloryby u wybrzeży Ameryki Północnej.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: