Zagraniczna pszenica, obce ziarno… Ruth? – zaczął zastanawiać się Campion. Tak, mowa o pannie Ruth Palinode albo przynajmniej o szczątkach tej biednej kobiety, które znajdowały się właśnie w laboratorium sir Dobermana. Zaczął się znowu przysłuchiwać w momencie, gdy Lawrence głęboko wciągnął powietrze.

– W każdym razie muszę to sprawdzić. Pozwolisz mi? – powiedział ostro do siostry.

Kiedy się odwrócił, jego oczy zza grubych szkieł spoczęły na Campionie, stojącym o kilka stóp od niego, i nagle, jak gdyby przepraszając go za tak długie ignorowanie, obdarzył go najmilszym i najbardziej zawstydzonym uśmiechem. Potem wyszedł, zamykając za sobą bezszelestnie drzwi.

Campion ustawił naczynia na tacy, a kiedy pochylił się, żeby ją podnieść, zauważył tytuł książki leżącej na kolanach panny Palinode^ najeżonej papierowymi zakładkami.

Był to „Przewodnik po torach wyścigów konnych" Ruffa.

6. Nocna opowieść

Campion, wyrwany nagle ze snu, usiadł podpierając się łokciem,

– Z boku, mój kochany, jest przełącznik – usłyszał cichy głos panny Roper. – Przekręć go. Mam list dla ciebie.

Zapalił światło, zauważył, że zegarek na nocnym stoliku wskazuje za piętnaście trzecią, a kiedy podniósł głowę ujrzał na środku pokoju przekomiczną postać. Na jasnoróżową wełnianą piżamę miała narzucony krótki płaszcz, a na głowie czepek z wstążek. Panna Roper tuliła do piersi syfon z wodą sodową, butelkę szkockiej whisky, opróżnioną do połowy, i dwie duże szklanki. Między palcami trzymała delikatnie błękitną kopertę.

List był napisany na urzędowym policyjnym papierze, dużymi literami, jak gdyby go pisał bardzo śpieszący się uczeń.

Szanowny Panie!

Dotyczy zmarłej R u t h Palinode. Raport sir Dobermana gotów był dziś o 0.30. Wewnętrzne organa zawierają dwie trzecie grama hioscyjarniny w dostarczonym materiale, co świadczy o przyjęciu znacznie większej dozy, podane} zapewne w postaci hydrobromidu hioscyjaminy, na co nie ma dowodu, jeśli przyjęty zestal podskórnie czy doustnie. Dawka stosowana w medycynie – jedna setna do jednej pięćdziesiątej grama.

Dotyczy zmarłego Edwarda Bon C h r e t i n Palinode. Planowana natychmiastowa ekshumacja. Cmentarz Belvedere, Wilswich N., godz. 4 rano. Prosimy o przybycie, ale nikt się nie obrazi, jeśli Pan nie przyjdzie,

C. Luke, Insp. Dziel. Kom. Pol.

Campion przeczytał to dwukrotnie i złożył list. Miły chłopak z tego Charlie'ego Luke'a. „Planowana natych- miastowa ekshumacja…" Tak,, niech przeprowadzi tę ekshumację i niech im gładko pójdzie.

W tym momencie panna Roper podała mu szklaneczkę do połowy napełnioną płynnym bursztynem.

– A to po co? Żeby uspokoić moje nerwy?

Ku jego zdumieniu ręka jej zadrżała.

– To chyba nie są jakieś złe wiadomości? List przyniósł policjant, więc pomyślałam sobie, że może to pańskie prawo jazdy, a pan tu leży i martwi się o nie.

– Moje co?.

Zażenowana przymknęła oczy.

– Pomyślałam sobie, że powinien pan mieć jakiś papier czy coś w tym rodzaju, co chroniłoby pana, gdyby… gdyby…

– Gdybym został otruty7 – spytał uśmiechając się do niej.

– Och, za whisky ręczę – zapewniła nie zrozumiawszy jego intencji. – Mogę na to przysiąc. Butelkę trzymam pod kluczem. No cóż, teraz tak trzeba. A teraz, niech pan patrzy – piję. – Rozsiadła się wygodnie w nogach jego łóżka i pociągnęła spory łyk. Campion sączył swój alkohol powoli iż mniejszym entuzjazmem. Nie przepadał za whisky i na ogół nie miał zwyczaju pić w łóżku, w środku nocy.

– Czy policjant obudził panią? – spytał. – Bardzo mi przykro. Nie było powodu do takiego pośpiechu.

– Nie, jeszcze się kręciłam po domu – powiedziała ogólnikowo. – Chcę z panem porozmawiać, panie Campion. Po pierwsze, czy na pewno w tym liście nie ma złych wieści?

– Nic, czego bym się nie spodziewał – odparł zgodnie z prawdą. – Obawiam się, że wkrótce dowiemy się, iż panna Ruth została otruta, to wszystko.

– Oczywiście, że została otruta. Mam nadzieję, że nie po to nas budzili, żeby nas o tym zawiadamiać – mówiła spokojnie. – To jeden przynajmniej pewnik; ostatecznie nie jesteśmy głupcami. A teraz niech pan posłucha, chciałabym panu coś powiedzieć. Absolutnie jestem po pańskiej stronie. Jestem panu więcej niż wdzięczna i naprawdę może pan na mnie polegać. Niczego nie zamierzam przed panem ukrywać. Słowo daję.

Tego rodzaju zapewnienia mogłyby wydawać się podejrzane u kogokolwiek innego, ale w jej ustach brzmiały całkowicie szczerze. Jej mała ptasia twarz pod zabawnym czepkiem była bardzo poważna.

– Jestem o tym przekonany – zapewnił ją.

– Och, bywają różne drobne sprawy, które człowiek zachowuje dla siebie. Ale ja tego nie zrobię. Teraz, kiedy udało mi się pana tu ściągnąć, będę z panem absolutnie, uczciwa.

Uśmiechnął się do.niej łagodnie.

– Cioteczko, co takiego masz na sumieniu? Może tę młodą osobę, która przebiera się na dachu?

– Na dachu? A więc ten małpiszon tak to robi. – Była zdziwiona, a zarazem sprawiło jej to widoczną ulgę. – Wiedziałam, że gdzieś się przebiera, ponieważ w zeszłym tygodniu Clarrie zauważył ją na Bayswater Road strasznie wystrojoną, a tego samego wieczora spotkałam ją wracającą w starym ubraniu. Miałam nadzieję, że nie robi tego na czyichś oczach. Na szczęście to nie jest tego rodzaju dziewczyna, biedny dzieciak.

Nie było zupełnie jasne, dlaczego się nad nią lituje.

– Pani ją lubi? – spytał.

– Strasznie jest miła. – Uśmiech starszej kobiety był serdeczny i rozbawiony zarazem. – Odebrała takie okropne wychowanie. Ci starzy ludzie wcale nie rozumieją dziewcząt. Zresztą jakim cudem mieliby rozumieć? Jest po uszy zakochana: przypomina mi rozwijający się pączek. Gdzieś o tym czytałam, ale gdzie? Chciałam powiedzieć, że taka uwaga nie jest w moim stylu. Ale ona jest jak pączek róży: jeszcze kolczasty, ale już ukazuje się odrobina różowego koloru. Clarrie powiada, że ten chłopak jest dla niej bardzo miły. Chyba boi się jej dotknąć.

– On również jest bardzo młody, prawda?

– Nie taki znowuż młody, ma dziewiętnaście lat. Wysokie, kościste chłopaczysko w przyciasnym pulowerze, w którym wygląda jak obdarty ze skóry królik. Mnie się wydaje, że to on, wedle swego gustu, wybrał jej to nowe ubranie. Ona oczywiście za nie zapłaciła. Ale sama nie potrafiłaby kupić sobie nawet kostiumu kąpielowego. Z tego, co mi opowiadał Clarrie, cały ten ubiór musiał wymyślić chłopak. – Znowu łyknęła whisky i zachichotała. – Powiada, że wyglądała komicznie. Z pewnością mnóstwo falbanek, a wszystko trochę za ciasne. To sprawka chłopca. Jeździ też z nim na motorze.

– Gdzie ona go poznała?

– Licho wie. Nigdy o nim nie mówi. Czerwieni się na odgłos motoru i wydaje jej się, że nikt się niczego nie domyśla – urwała. – Pamiętam dobrze, ja też taka kiedyś byłam – powiedziała ze smutkiem, który dodawał jej uroku. – A pan? Och, pan jest jeszcze za młody na wspomnienia, ale i to przyjdzie pewnego dnia.

Siedząc w łóżku ze szklanką w ręku, świadomy powolnego mijania późnych godzin nocnych, Campion miał nadzieję, ze taki czas nie nadejdzie. Po chwili znowu zaczęła mówić z przejęciem, pochyliwszy się do przodu:

– Mój drogi, jak już wspomniałam, jest jeszcze pewna drobna sprawa, która ciągnie się od dawna, i doszłam do wniosku, że powinnam o tym powiedzieć, żebyś nie był zaskoczony… Halo? – Ostatnie słowo zostało skierowane do drzwi, które właśnie cicho się otworzyły. Na progu ukazała się szczupła wojskowa sylwetka, odziana w elegancki, znakomicie uszyty niebieski szlafrok z szamerowaniami.

Kapitan Alastair Seton stał, wahając się, na progu. Zaczął przepraszać próbując ukryć zażenowanie:

– Proszę mi wybaczyć. – Wyraźnie wymawiał każde słowo, a głos jego miał nieco mocniejszy timbre, niż Campion się spodziewał. – Właśnie przechodziłem koło drzwi i zauważyłem światło, ale byłem pewien, że hm, pokój jest pusty…


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: