ROZDZIAŁ 15. Czarna groza
Mike czekał na Trzech Detektywów w domu. Gdy przybyli, poprowadził ich na skróty do miejsca, gdzie Jay Eastland kręcił film. Scena rozgrywała się w naturalnym plenerze dżungli, na płaskiej polanie, otoczonej gigantycznymi drzewami i bujnymi zaroślami. Po północnej stronie wznosiło się niewysokie, lecz strome urwisko. Wystawały z niego olbrzymie głazy, stanowiąc wzniesione nieco ponad teren półki skalne.
Ożywiona krzątanina panowała teraz na polanie. Zespół techniczny rozkładał kable, na wielkich żelaznych trójnogach ustawiał reflektory. Na uboczu Eastland rozmawiał z grupą aktorów. Kilku mężczyzn przetaczało kamerę.
Bob przyglądał się zaaferowanej ekipie.
– Zaczęli już?
Mike potrząsnął głową.
– Całe rano było pochmurno. Teraz wychodzi słońce i mogą zacząć knocić w każdej chwili. George występuje w pierwszej scenie.
– Miał spokojną noc? – zapytał Jupe. – Czy też znowu był zdenerwowany?
– Nie, spał dobrze – odpowiedział Mike. – Weterynarz dał mu zastrzyk, po którym zasnął głęboko. Na szczęście, bo pantera podnosiła raban przez pół nocy.
– Ach nie! – jęknął Pete. – Tylko mi nie mów, że mamy nową tajemnicę. Nerwową panterę!
– Nie sądzę, Pete, Po prostu potrzeba jej czasu, żeby się uspokoić po podróży i przyzwyczaić do nowego otoczenia.
– Jak rana George'a? – zapytał Bob.
– Prawie zagojona. Trudno nawet znaleźć miejsce, gdzie był zraniony.
Mike wskazał na skraj polany.
Stał tam Jim Hall z George'em u boku. Zauważył ich i skinął ręką, by podeszli. Trzej Detektywi zbliżyli się ostrożnie, popatrując na lwa. Ten siedział spokojnie. Jego żółte oczy zapatrzone były gdzieś w dal.
– Cieszę się, że mogliście przyjść, chłopcy – powiedział Jim. – Jak widzicie, George jest dziś w świetnej formie. Robiliśmy już kilkakrotnie próbę i zna dobrze swą rolę. Mam nadzieję, że Eastland nie będzie zwlekał i weźmie się do pracy, póki George jest łagodny i spokojny.
Lew ziewnął, ukazując długie, żółtawe zęby. Głuchy warkot wydobył się z jego gardła. Trzej Detektywi popatrzyli na niego przestraszeni, ale Jim roześmiał się.
– On mruczy, chłopcy! To dobry znak. Czuje się szczęśliwy. – Spojrzał niecierpliwie w stronę reżysera i producenta w jednej osobie. – Weźcie się do roboty – mruknął.
Eastland szedł właśnie w stronę urwiska, rzucając opryskliwie instrukcje.
– Kamera tutaj. – Rzucił okiem na swe notatki. – Skoncentrować się dobrze na tej scenie. Krótka, ale ma być zrobiona dobrze za pierwszym razem, zrozumiano?
– Taniej bez powtórek – szepnął Pete do ucha Jupe'owi.
Eastland przywołał aktorkę i aktora.
– Panno Stone, pani i Rock Randall staniecie tutaj – wskazał miejsce pod półką skalną. – Lew będzie skakał na tej skale i patrzył na was z góry. Wy się kłócicie. Kiedy Randall jest odwrócony plecami do skały, lew skacze na niego. Wszystko jasne? Jakieś pytania, Sue? Ty, Rock? Nie? W porządku. – Tu zwrócił się do kamerzysty. – Ty kieruj kamerę na lwa w momencie, gdy skacze. Randall będzie z nim walczył. Chwilę się zmagają, po czym Randall pada, a lew unosi łapę do ataku i tu koniec. Ucinamy i przygotowujemy następne ujęcie. Tymczasem Hall będzie miał możność uspokojenia swego lwa. Mam nadzieję, że nie będzie kłopotów.
Jim Hall poczerwieniał.
– George wie, co ma robić. Nie będzie żadnych kłopotów. Niech tylko Randall rzuci się na ziemię i nie próbuje się podnieść. W przeciwnym razie George powali go z powrotem.
Producent z krzywym uśmiechem kiwnął głową.
– Miejmy nadzieję, że pójdzie dobrze. W każdym razie masz chyba polisę ubezpieczeniową, Rock? – zwrócił się do aktora.
– Daj spokój, Jay. Skończ z tą komedią.
Randall był blady, wiercił się niespokojnie i zapalił nerwowo papierosa.
– Rock Randall zdaje się być szalenie zdenerwowany – szepnął Jupe. – To gadanie Eastlanda na pewno mu nie pomaga.
Pete patrzył na lwa, siedzącego obok swego pana.
– Nie ma mu się co dziwić. Jak możesz się nie denerwować, jeśli wiesz, że lew na ciebie skoczy?
– On jest przecież tresowany – odezwał się Mike. – George nikomu nie zrobiłby krzywdy. Będzie tylko udawał.
– Podobno Rock Ranadall bił się z kimś wczoraj – powiedział Bob. – Nie widzę żadnych śladów.
– Makijaż – stwierdził Pete ze znawstwem.
Eastland instruował teraz aktorkę.
– Zaraz po tej scenie kręcimy twoją, Sue, z George'em. Śpisz w namiocie. George wtyka najpierw głowę, potem wchodzi do środka. Jest tylko zaciekawiony, ale jego obecność cię budzi. Zaczynasz krzyczeć, na co on otwiera paszczę i wydaje ryk. To wszystko. Okay? Nie rób tylko nic nierozsądnego. Nie skacz na nogi, nie próbuj go uderzyć. Siadasz tylko, podciągasz kołdrę i krzyczysz. Rozumiesz?
Aktorka ścisnęła się ręką za gardło.
– Nigdy dotąd nie pracowałam z lwem, proszę pana. Jest pan pewien, że on nie jest niebezpieczny?
Eastland uśmiechnął się. Wyciągnął z kieszeni złożoną kartkę papieru i pomachał nią.
– Tak twierdzi Jim Hall, jego właściciel i treser. Oto jego gwarancja, czarno na białym.
Aktorka odwróciła się z nieszczęśliwą miną.
Pete dotknął ramienia Jupe'a, patrząc na coś po drugiej stronie polany. Jupe poszedł za jego wzrokiem. Zobaczył mężczyznę o twarzy jak przecinek. Jupe nachylił się do Mike'a.
– Ten człowiek tam? Znasz go?
– Ten z cienką twarzą? Tak, to Dunlop. Robi coś tam dla pana Eastlanda.
– Dunlop? Jesteś pewien, że nie Olsen?
– Na pewno Dunlop. Słyszałem, jak Eastland tak się do niego zwracał. Pracuje, zdaje się, jako ekspert od broni palnej.
Jupe popatrzył na Pete'a i Boba, by się upewnić, czy usłyszeli. Skinęli głowami. Mężczyzna, zwany teraz Dunlopem, odwrócił się i odszedł nie oglądając się za siebie. Jupe zachmurzył się. Pamiętał pogróżkę Przecinka, a wiadomość, że był ekspertem od broni palnej, nie była krzepiąca.
– A co z Hankiem Mortonem? – zapytał. – Widziałeś go tu znowu?
Mike zrobił grymas.
– Niech tylko ośmieli się tu pokazać. I tak mieliśmy szczęście, że Dawson postawił tak szybko George'a na nogi.
– Powiedz mi, Mike, co się stało z klatką George'a? – zapytał Jupe. – Gdzieżeście ją wyrzucili?
– Nie wiem. Pewnie przez płot, na to składowisko złomu. Wyrzucamy tam większość naszego żelastwa. Była już dość zniszczona. Dlaczego pytasz?
– Ach tak, z ciekawości.
W tym momencie Eastland strzelił z palców i zawołał:
– Okay, Hall! Wszystko gotowe. Bierz swojego lwa i przygotuj go do akcji.
Jim pociągnął George'a za ucho.
– Chodź, chłopie. Czas wziąć się do pracy – powiedział miękko.
Podszedł z George'em do skał. Pochylił się, szepnął coś i strzelił palcami, wskazując półkę skalną. George usłuchał natychmiast i wspiął się lekko na skałę. Stanął na niej, spoglądając w dół. Wyglądał dokładnie tak, jak wymagała tego rola władcy dżungli. Jupe z przyjaciółmi patrzyli na niego z zachwytem.
Jim Hall gwizdnął cicho i dał mu znak gestem ręki. Lew zamruczał i spojrzał w dal, bijąc niespokojnie ogonem.
Rock Randall i Sue Słone zajęli swoje pozycje pod półką skalną. Eastland skinął głową. Jeden z pracowników wyskoczył naprzód.
– Przygotować się do akcji! – krzyknął. – Cisza na planie!
Wszyscy utkwili wzrok w rozgrywającej się scenie. Jupe dał znak swym towarzyszom i odszedł cicho. Bob i Pete zawahali się, ale po chwili niechętnie poszli za nim.
– Dobry moment wybrałeś, żeby odejść – mruknął Pete, gdy oddalili się od planu filmowego. – Akurat mogliśmy zobaczyć, jak George gra.
Jupe wzruszył ramionami.
– Właśnie na to liczę. Mam nadzieję, że występ George'a na tyle skupi uwagę wszystkich, że będziemy mogli spokojnie przeprowadzić małe dochodzenie.
– Gdzie? – zapytał Bob.
– W krainie diamentów – odparł Jupe, kierując się w stronę domu Halla.
Chłopcy podeszli ostrożnie do białego domu.
– Nowe klatki są po drugiej stronie – szepnął Jupe. – Chcę je obejrzeć. Jest całkiem prawdopodobne, że nie tylko klatkę George'a wykorzystano do przemytu diamentów. Musimy się zachowywać cicho i upewniać się, że nie jesteśmy obserwowani.
Bob zrobił zdumioną minę.
– Przez kogo? Wszyscy są na planie filmowym.
– Nie wszyscy – odparł Jupe zagadkowo.
Zatrzymał się, a za nim Bob i Pete, przy narożniku domu i nasłuchiwał. Przemknęli się następnie na drugą stronę, pochyleni poniżej parapetów okien.
Klatki stały oddalone od siebie na szerokość budynku. Zbliżyli się do pierwszej.
– Mamy szczęście – powiedział Bob. – Goryl śpi.
Ciemne, kosmate stworzenie leżało skulone w rogu klatki.
– No to co? Wchodzimy do środka szukać diamentów? – zapytał ironicznie Pete.
Jupiter obchodził klatkę z wolna, przyglądając się jej bacznie.
– Jeśli ktoś przemyca diamenty z Afryki w klatkach, to w jaki sposób? Zbudowanie podwójnego dna lub dachu wydaje się sensownym sposobem, nie?
– Tak – zgodził się Bob – ale jak możesz to stwierdzić na oko?
– Nie mogę. Na zewnątrz wszystko wygląda normalnie. Pręty tkwią w zwykłej drewnianej ramie. Ale zbyt łatwo można się do niej dostać. Jeśli jest w niej kryjówka, to prawdopodobnie wewnątrz. Jednak żeby to zbadać, trzeba by usunąć goryla.
Pete odetchnął z ulgą.
– Bogu dzięki! Już się bałem, że każesz nam wejść do klatki z gorylem w środku.
Jupe odwrócił się i ruszył do drugiej klatki.
– Chodźmy sprawdzić klatkę pantery. Może uda nam się wydedu… – i urwał nagle i dech zamarł mu w piersiach.
– Co się stało, Jupe? – zdziwił się Bob.
– Stójcie spokojnie – szepnął Jupe. – Żadnych gwałtownych ruchów, i nie uciekajcie.
– Ale o co chodzi? – nie mógł zrozumieć Pete.
– Sam zobacz – powiedział Jupe drżącym głosem. – Klatka jest otwarta i nie ma w niej pantery!
Chłopcy wpatrywali się w pustą klatkę i zimny pot spływał im po plecach. Nogi trzęsły im się jak galareta. Wtem za nimi rozległ się dźwięk, którego się obawiali – dzikie, syczące warczenie! Gardło ścisnęło się Jupe'owi. Stał nieco bokiem do kierunku, z którego dobiegało warczenie. Rzucił szybkie spojrzenie kątem oka i to, co zobaczył, wstrząsnęło nim.