– Leśniczego? – spytał Pafnucy.

– Leśniczego nie ma, więc czegoś innego. Powinno się może… Powinno się może…

– Coś im zrobić w samochód – podpowiedział Karuś. – O te swoje samochody boją się najbardziej. Wiem z całą pewnością.

– Może ich także ktoś przestraszyć – zaproponował Pafnucy. – Na przykład wilki.

– A ty nie? – zdziwił się Karuś. Pafnucy pokręcił głową.

– Ja chyba nie, bo o mnie każdy od razu wie, że jestem łagodny i nieszkodliwy.

– Ale jeden człowiek przed tobą uciekł – przypomniał Pucek. – Ludzie w ogóle są tępi nie do uwierzenia, zanim się zorientują, jaki jesteś, już poszaleją ze strachu. To chyba jedyne wyjście, spróbować ich przestraszyć. Oczywiście można im także popsuć samochód. Zaraz ci powiem, gdzie on ma miejsce dobre do psucia.

Opowiedział Pafnucemu, że samochód jeździ na kołach i te koła można przedziurawić. Przedziurawienie jest bardzo łatwe, wystarczy taki drut kolczasty, na jakim skaleczył sobie łapę, albo czyjeś ostre zęby, albo gwóźdź. Na przedziurawionych kołach żaden samochód nigdzie nie pojedzie.

Karuś popędził do wsi i po chwili wrócił, przynosząc w zębach wielki, trochę zakrzywiony gwóźdź. Położył go na trawie. Pafnucy przez ten czas zdążył się trochę zastanowić.

– Ale jeżeli taki samochód nie będzie mógł odjechać, ci ludzie zostaną tam już na zawsze – powiedział bardzo rozsądnie, oglądając gwóźdź. – Wcale tego nie chcemy. Wolimy, żeby w ogóle nie przyjeżdżali.

– Jeżeli ciągle będzie ich tam spotykało coś złego, przestaną przyjeżdżać – zapewnił Pucek.

– Można im także zrobić krzywdę z wierzchu – powiedział Karuś. – Byłem świadkiem, jak się strasznie awanturowali, bo jeden drugiemu taki samochód podrapał i pogniótł. Bardzo tego nie lubią. Moglibyście spróbować też im coś podrapać i pognieść.

Pafnucy zaczął się obawiać, że nie zdoła zapamiętać tych wszystkich informacji. Milczał przez chwilę i powtarzał sobie w myśli to, co usłyszał.

– Podrapać i pognieść – powiedział, bo to była ostatnia wiadomość. – Podrapać i pognieść. Jak podrapać? Tak?

Drapnął bardzo mocno łapą i wydrapał z łąki porządny pas trawy. Oba psy aż zaskomlały z zachwytu.

– Pierwszorzędnie! – zawołał Pucek i wybuchnął śmiechem. – Pafnucy, jedno takie twoje drapnięcie na każdym samochodzie i już ich macie z głowy!

– Mam nadzieję, że nie boisz się do nich podejść? – spytał Karuś.

– Nie, to oni jego się boją – powiedział Pucek, bardzo rozśmieszony.

Pafnucy ciągle wyobrażał sobie to drapanie i gniecenie. Klementyna, Matylda i Kikuś mogliby wskoczyć na taki samochód i trochę zatupać kopytkami. Klemens mógłby opuścić głowę i użyć swoich rogów. Ani jeleń jednakże, ani sarny nie podejdą do obcych ludzi za żadne skarby świata. Wilki też wolą być ostrożne. Może dziki? Jeżeli dzik kłapnie paszczęką, może nie tylko pognieść, ale nawet przedziurawić bardzo twarde rzeczy. Dziki wprawdzie też boją się ludzi, ale zapach jedzenia bardzo wzmaga ich odwagę, a ludzie przecież przywożą ze sobą piknik…

– Można także dziobać – powiedział Karuś. – Raz widziałem, jak jedna kura dziobnęła samochód, bo siedziało na nim coś jadalnego. Od razu zaczęli ją odpędzać z wielkim krzykiem. Przypominam wam, że znajduję się tu tylko chwilowo, na ogół mieszkam w miejscu, gdzie jest dużo samochodów. Dawno zauważyłem, że ludzie się o nie strasznie troszczą.

– Chyba teraz pójdę i wszystko wszystkim powtórzę – powiedział Pafnucy. – Naradzimy się razem. Możliwe, że jeszcze wrócę, żeby was o coś więcej zapytać, ale teraz lepiej nie, bo mogę zapomnieć. Dziękuję wam bardzo.

– Nie ma za co – powiedział Karuś. – Na wszelki wypadek będę się trzymał blisko lasu, żebyś mógł mnie łatwo znaleźć.

– Pomyślności, Pafnucy! – zawołał Pucek, kiedy Pafnucy już się zaczai oddalać.

*

Marianna wróciła od bobrów dopiero rano i Pafnucy czekał na nią, powtarzając sobie pod nosem wszystkie wiadomości, jakie powinien przekazać. Troszeczkę mu się pomieszały.

– Czekaj – powiedziała Marianna po dłuższej chwili słuchania. – Przestaję rozumieć cokolwiek. Dziki mają drapać wodę pod spodem? Co to znaczy?

– Mnie się wydawało, że to ptaki powinny przegryzać coś pod spodem – rzekł słuchający również borsuk. – Też, przyznaję, nie rozumiem. Jeszcze nie widziałem gryzącego ptaka.

Pafnucy zdenerwował się trochę, bo od początku tego się właśnie obawiał. Spróbował zacząć jeszcze raz.

– Owszem, wilki do przestraszenia nadają się nieźle – zgodziła się po następnej chwili Marianna. – Tylko dlaczego ma się to odbywać przez ziemię albo przez piasek?

– Nie, to nie tak – poprawił Pafnucy pośpiesznie i z zakłopotaniem. – To są dwie oddzielne rzeczy. Przestraszenie jest dla ludzi, a piasek dla wody.

– Po co wodzie piasek? – spytał do reszty skołowany borsuk, ale na szczęście w tym miejscu Marianna odgadła.

– Ach! – zawołała. – Oni pewnie mówili o oczyszczaniu wody! Jeżeli woda przesączy się przez dużą ilość ziemi i piasku, i kamyków, zrobi się czysta! Wszystkie świństwa zostaną w tym piasku. To masz na myśli?

– Tak – powiedział z ulgą Pafnucy. – To jest jedna sprawa.

– A drugą sprawą jest przestraszanie? – upewnił się borsuk. – Nie mam nic przeciwko temu, tylko co nam z tego przyjdzie?

Pafnucy znów chciał powiedzieć wszystko razem. O tym, że przestraszeni ludzie uciekną, nie myjąc samochodu, a potem wcale nie przyjdą, o tym, że powinno im się zrobić krzywdę w samochód, bo to ich zupełnie zniechęci, i o tym, jak ta krzywda ma wyglądać. Okazało się, że ciągle jest tego za dużo.

– Myślałam, że już skończyliśmy ze spodem – powiedziała Marianna. – Woda nie przepłynie po wierzchu, tylko pod spodem. Co to za nowy spód?

– Samochodu – powiedział Pafnucy. – Te cuchnące potwory nazywają się samochody. Pod spodem mają takie coś, dość miękkie do przegryzania, zapomniałem, jak to się nazywa. Takie nogi, co się kręcą.

Borsuk miał inne wątpliwości.

– A dlaczego dziki mają zjeść piknik? – zapytał. – I dlaczego muszą go jeść nad wodą? Nie mogą gdzie indziej? I czy to jest w ogóle jadalne?

Pafnucy usiadł i chwycił się za głowę.

– To takie strasznie trudne! – zawołał żałośnie. – Jak oni do mnie mówili, wydawało się łatwe. Nie pytajcie mnie razem, tylko oddzielnie, bardzo was proszę!

– Dobrze – powiedziała Marianna. – Skończmy ze spodem. Mają nogi pod spodem. Normalna sprawa. Co ma być z tymi nogami, obojętne, czy się kręcą, czy nie?

– Powinno się je poprzegryzać – powiedział szybko Pafnucy. – Ale mnie się wydaje…

– Żeby nie odjechali? – spytał podejrzliwie borsuk.

– No właśnie, na tych poprzegryzanych nogach nie odjadą w żaden sposób…

– Pafnucy, czyś oszalał? – krzyknęła ze zgrozą Marianna. – Mają tam zostać na zawsze?! I bez przerwy paskudzić naszą wodę?!

– Ależ nie! – zawołał zrozpaczony Pafnucy. – Przeciwnie! Ja właśnie mówiłem, że to zły sposób! I dlatego trzeba im zrobić krzywdę z wierzchu!

– No, wreszcie odczepił się od tego spodu – powiedziała z ulgą Marianna. – Krzywdę z wierzchu… Ale z krzywdą z wierzchu będą mogli odjechać?

– Oczywiście, że będą mogli i powinni nawet odjechać bardzo prędko!

Stopniowo, po kawałku, wszystkie informacje od Pucka i Karusia zostały przekazane. Wówczas Pafnucy nagle oprzytomniał i przestał się czuć wypchany niezrozumiałą wiedzą. Powtórzył rozmowę z psami bardzo porządnie i Marianna i borsuk pojęli wszystko.

– Nie możemy czekać, aż leśniczy wyzdrowieje i zacznie robić porządek, bo do tego czasu zatrują rzekę śmiertelnie – powiedziała stanowczo Marianna. – Musimy zastosować te wszystkie sposoby od razu. Zrobimy porządek sami, a leśniczy zajmie się tym później.

– Słusznie – pochwalił borsuk. – Do ludzi się nie zbliżę, to pewne, ale może przydałbym się do czegoś innego?

– Do kopania – powiedziała Marianna. – W razie gdybyśmy robili te warstwy do oczyszczania, ziemię, piasek i tak dalej, z pewnością trzeba będzie pokopać. Ale przez te rzeczy woda przesącza się bardzo powoli. Może warto zapytać bobry?

– A te inne krzywdy? – spytał Pafnucy.

– Pozwolicie, że się wtrącę – powiedział nagle z drzewa dzięcioł. – Słucham tu przez cały czas i chcę wam zwrócić uwagę, że najszybciej potrafią dziobać dzięcioły.

– Świetny pomysł! – ucieszyła się Marianna. – Wspomniałeś coś o jednej kurze, Pafnucy? Co to jest jedna kura w porównaniu z dwoma albo trzema dzięciołami!

– Siedmioma – poprawił dzięcioł. – Mieszka tu w pobliżu sześcioro moich krewnych. Myślę, że wszyscy się dadzą namówić.

– Nie wiem tylko, czy wytrzymacie – zatroskał się Pafnucy. – Oni mówili, że ci ludzie lecą i awanturują się ze strasznym krzykiem.

– O, krzyków i awantur znosić nie będziemy – odparł dzięcioł. – Ale zanim zaczną lecieć i krzyczeć, zdążymy zrobić dość dużo, bądź spokojny. Ludzie są beznadziejnie powolni.

– Możliwe, że dołączą się i dziki – powiedział borsuk. – Sądzę, że też wystarczy, jeśli każdy chapnie paszczą tylko jeden raz.

– Jeżeli ludzie będą uciekali w pośpiechu, zostawią wszystko – zauważyła Marianna. – Na pewno będzie w tym coś do jedzenia, chociażby ten piknik. Gwarantuję wam, że dzikom to się bardzo spodoba.

– W takim razie muszę chyba iść do nich? – westchnął Pafnucy i zaczął podnosić się z trawy.

– Nie, nie musisz – powiedział dzięcioł. – Ostatecznie, słucham was już dość długo i zdążyłem załatwić sprawę. Dziki już tu idą i prawdopodobnie przyleci także Remigiusz. Wszyscy zostali zawiadomieni.

– Jesteś genialny! – pochwaliła go Marianna. – Z tego zmartwienia zapomniałam, że Pafnucy nic nie jadł. Zanim przyjdą, akurat zdążymy załatwić śniadanie, a możliwe, że nawet obiad.

Remigiusz miał najdalej, więc przybiegł ostatni, kiedy już zgromadziły się sarny, dziki, wilki, kuny, wiewiórki, a także liczne ptaki. Na szczęście nie trzeba mu było wiele tłumaczyć, ponieważ trochę znał ludzi.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: