Pucek biegał wzdłuż drogi, bardzo blisko lasu. Wiatr powiał od strony Remigiusza i przyniósł odrobinę lisiej woni. Pucek zatrzymał się nagle jak wryty.

Remigiusz doskonale wiedział, dlaczego biały pies stanął i węszy w jego kierunku. Uznał, że już dłużej czekać i myśleć nie można.

– Hej, ty! – zawołał, nie wychylając się zza krzaka. – Przychodzę w imieniu Pafnucego! Zanim coś zrobisz, lepiej najpierw posłuchaj!

Pucek uczynił krok ku niemu, ale zatrzymał się.

– Ty jesteś lisem? – powiedział podejrzliwie.

– Jestem, no to co? – odparł drwiąco Remigiusz. – Nie było nikogo innego pod ręką, a Pafnucy musiał lecieć do leśniczego. Zawiesiłem na kołku wojnę z psami. Mógłbyś zrobić to samo.

Pucek wiedział, że w lesie rozgrywają się wydarzenia poważne. Przemógł się i postanowił zachować spokój.

– Dobra, nie będę się czepiał! – zawołał. – Co się tam dzieje? Słońce wschodzi, robi się późno!

– Dzieje się coś takiego, że wytrzymać nie można – odparł Remigiusz. – Dziecko wrzeszczy, wszyscy się kłócą, wilki dostają histerii, a ludzie włażą do lasu. Mam cię do nich zaprowadzić.

– W porządku – zgodził się Pucek z lekkim zakłopotaniem. – Głupio mi trochę, ale pójdę za tobą. To jest przeciwne naturze, tak zwyczajnie iść za lisem, bez żadnego polowania. Zrobię to ze względu na Pafnucego.

– Możesz mnie gonić – zaproponował Remigiusz. – Będę uciekał i możesz sobie wyobrażać, że uciekam naprawdę. Łatwiej ci pójdzie.

Pucek uznał, że to bardzo dobry pomysł. Wiedział jednak, że w lesie biega nieco wolniej od Remigiusza, który był znacznie mniejszy i swobodniej mógł się przedostawać przez różne przeszkody. Nie miał ochoty zgubić przewodnika.

– Dobrze, tylko nie popadaj w przesadę – zgodził się. – Pilnuj, żebym nadążył za tobą aż do tych ludzi.

– I wzajemnie! – zawołał Remigiusz. – Nie zapomnij się, w razie czego!

Machnął rudym ogonem i skoczył w las. Pucek odbił się potężnie i skoczył za nim.

Remigiusz mknął tak, jakby rzeczywiście goniły go myśliwskie psy, nie był bowiem pewien, czy Pucek nie wpadnie w zbyt wielki zapał i nie zapomni, z jakiej przyczyny pędzi za lisem. Pucek wytężał wszystkie siły, ponieważ obawiał się, że Remigiusz mu ucieknie. W ten sposób całą drogę przez wielki i gęsty las przebyli w tak rekordowym tempie, że czegoś podobnego nikt nie dokonał ani przedtem, ani potem.

Zwolnili dopiero, kiedy znaleźli się po dwóch różnych stronach wielkiej kępy brzóz, które wyrastały z jednego pnia i trzeba je było okrążać.

– Ty, koniec gonitwy! – zawołał niespokojnie Remigiusz, błyskawicznie zmieniając kierunek. – Jesteśmy blisko! Opamiętaj się trochę!

Pucek nie mógł zmienić kierunku równie szybko, bo żaden pies nie potrafi skręcać tak jak lis. Zahamował, ślizgając się na wszystkich czterech łapach i obiegł brzozy.

– Dobra, pamiętam, o co chodzi! – odkrzyknął niecierpliwie. – Jeszcze nie czuję ludzi! Gdzie oni są?

Remigiusz na wszelki wypadek przebiegł na drugą stronę kępy.

– Za chwilę będą! Jeszcze ci muszę pokazać drogę do leśniczówki! – krzyknął.

– Zaraz się opanuję! – obiecał Pucek.

Cały czas rozmawiali, obiegając dookoła wielką kępę brzóz. Obaj byli zdyszani i ziajali do siebie. Z drzewa przyglądał im się dzięcioł.

– Może byście tak już przestali, co? – zaproponował karcąco. – Cześć, Pucek! My się znamy.

Dopiero głos dzięcioła spowodował, że Pucek opamiętał się ostatecznie. Przestał gonić Remigiusza w kółko, usiadł i wywiesił język.

– Cześć, jak się masz! – zawołał. – Nawet nie zdążyłem zapytać, dlaczego to on przyszedł, a nie Pafnucy. Obecność lisa zawsze powoduje jakieś komplikacje.

– Ale przynajmniej przylecieliśmy w niezłym tempie – stwierdził ironicznie Remigiusz, siedzący z drugiej strony. – Mówiłem ci, że wszystko się przedłużyło, bo ta mała czepiała się Pafnucego.

– Wcale mi nie mówiłeś! – oburzył się Pucek.

– Nie? – zdziwił się Remigiusz. – No, może i rzeczywiście nie zdążyłem. W każdym razie zrobiło się późno i Pafnucy musiał iść do leśniczówki.

– Zwracam wam uwagę, że teraz jest jeszcze później – rzekł sucho dzięcioł. – Ludzie weszli duży kawał i są blisko wilków. Pilnuję tu cały czas i zawiadamiam was, że nadeszła ostatnia chwila.

– W takim razie ruszamy! – zadecydował Pucek i zerwał się na nogi.

Wchodzący do lasu całym wielkim szeregiem, ludzie ujrzeli nagle przed sobą dużego, białego psa. Pies zaszczekał głośno, przebiegł przed nimi i uczynił coś, co było bardzo podobne do zaganiania krów. Szczeknął na ostatniego człowieka na jednym końcu szeregu, przebiegł na drugi koniec i znów zaszczekał na ostatniego człowieka. Obszczekiwał tych ostatnich ludzi, biegając między nimi, tak wytrwale i stanowczo, że w końcu każdy zrozumiał jego żądanie, żeby zebrać się w jednym miejscu.

Równocześnie zaczęły szczekać i denerwować się psy, prowadzone na smyczach. Pucek załatwił z nimi sprawę między jednym szczeknięciem a drugim.

– Spokój, chłopcy! – zawołał. – Ja wiem, gdzie jest to dziecko, którego szukacie! Wszyscy za mną, doprowadzę was! I droga będzie łatwiejsza!

Zaangażowane przez ludzi psy policyjne prawie wszystkie znały Pucka osobiście i wiedziały, że można mu wierzyć. Zaczęły ciągnąć ludzi na smyczach, wiodąc ich do miejsca, które wskazywał Pucek.

Tymczasem Pafnucy dotarł do leśniczówki.

Leśniczy wstawał bardzo wcześnie. Był już ubrany i jadł śniadanie, kiedy jego własne psy zaczęły szczekać. Wyjrzał przez okno i zobaczył przed swoją furtką Pafnucego.

Bardzo lubił Pafnucego, zostawił zatem śniadanie i wyszedł, trzymając w rękach kilka herbatników. Pafnucy chętnie jadał herbatniki, teraz jednak, ku zdumieniu leśniczego, nawet na nie nie spojrzał. Już z góry postanowił sobie, że zachowa się tak samo jak Pucek, kiedy prowadzi ludzi, bo jest to sposób najlepszy. Zamiast przyjąć poczęstunek, odbiegł kilka kroków od furtki, zatrzymał się i obejrzał na leśniczego.

Leśniczy zdziwił się tak, że zatrzymał się również.

– Przestańcie mu mówić, że przyszedłem, bo on już mnie widzi – powiedział Pafnucy do szczekających psów. – Powiedzcie mu, żeby poszedł za mną!

– Po co? – zdumiał się jeden pies. – Co to za jakaś nowość?

– Ludzkie dziecko siedzi w lesie – wyjaśnił Pafnucy. – Trzeba, żeby do niego poszedł, bo jest małe, głodne i zmęczone.

– Rozumiemy – powiedziały psy. – Dobrze, spróbujemy ci pomóc.

Przestały szczekać i podbiegły do furtki, oglądając się na leśniczego. Pafnucy usiadł i czekał. Leśniczy, nie pojmując, co to znaczy, otworzył furtkę i wyszedł. Oba psy wybiegły również. Pafnucy podniósł się, odmaszerował kilka kroków, znów się zatrzymał i obejrzał na leśniczego. Psy zrobiły dokładnie to samo. Leśniczy zaczął coś rozumieć.

– Dajcie spokój – powiedział z lekkim zakłopotaniem. – I tak bym przecież poszedł do lasu, ale chciałem skończyć śniadanie. O co wam chodzi?

Psy szczeknęły energiczniej, zawróciły kawałek, po czym znów podbiegły do Pafnucego i obejrzały się na swego pana. Leśniczy odgadł, że ma iść za nimi, i westchnął ciężko.

– Dobrze – powiedział. – Już idę. Poczekajcie chwilę, niech wezmę strzelbę.

Psy od razu przetłumaczyły Pafnucemu jego słowa. Leśniczy wszedł do domu i zaraz wyszedł ze strzelbą na ramieniu.

Pafnucy wstał i lekkim truchtem pobiegł w głąb lasu. Psy pobiegły za nim, a za nimi pomaszerował leśniczy, bardzo zaintrygowany zachowaniem niedźwiedzia.

Zwierzęta biegają po lesie znacznie szybciej niż ludzie, droga zatem potrwała dość długo. W końcu jednak dotarli do małej, zapłakanej dziewczynki, która siedziała pod drzewem i na widok leśniczego wydała okrzyk wielkiej radości.

Leśniczy o nic nie musiał pytać, od razu wiedział, że to dziecko zabłąkało się w lesie. Odwrócił się i popatrzył na Pafnucego, który zatrzymał się o kilka metrów dalej.

– Pafnucy, jesteś najmądrzejszym niedźwiedziem na świecie! – powiedział uroczyście. – Dziękuję ci bardzo i obiecuję ci cały wór kruchych ciasteczek z miodem!

Następnie wziął dziewczynkę na ręce i ruszył z nią w kierunku swojej leśniczówki, gdzie miał telefon i samochód. Samochód był specjalny, miał silnik elektryczny, nie hałasował i nie dymił. Dziewczynka zaś od razu zaczęła mu opowiadać, że spotkała w lesie prześliczne zwierzątka, misia Puchatka, Prosiaczka i Bambi.

– No i masz! – powiedziała Marianna do Klementyny. – Znów to samo, Puchatek i Bambi, nadała nam nowe imiona, ciekawe, dlaczego. Pafnucy, stanowczo musisz się tego dowiedzieć!

– Ach, moja droga – odparła uszczęśliwiona Klementyna. – Niech wymyśla imiona, jakie chce, najważniejsze, że została uratowana. Dawno się tak nie zdenerwowałam!

– Pafnucy, on powiedział, że jesteś najmądrzejszy na świecie – przetłumaczyły pośpiesznie psy leśniczego. – Dostaniesz ciastka z miodem. Zdaje się, że to lubisz.

– Kiedy dostanę? – zainteresował się Pafnucy.

– Pewnie jutro – odparły psy. – Musimy lecieć i przypilnować, żeby poszedł najkrótszą drogą. Cześć!

Prowadzący ludzi Pucek dowiedział się od ptaków, że ma za dużo czasu. Nie powinien dojść do leśniczówki wcześniej niż leśniczy z dziewczynką, bo ludzie nie zrozumieją, że należy spokojnie poczekać i mogą znów pchać się do lasu. Musi zatem przedłużyć ich drogę. Naradził się z pozostałymi psami, zmienił kierunek i poszedł przez gąszcza, pnie, krzaki i różne doły. Ludzie sapali i stękali, ocierali sobie pot z czoła, ale posłusznie szli za psami, które udawały, że pilnie węszą, i dążyły ciągle przed siebie.

Wreszcie dzięcioł zawiadomił, że leśniczy już prawie dociera do domu i można ludzi poprowadzić prosto. Pucek zawrócił znów w stronę wygodnej drogi, pobiegł szybciej i wkrótce wszyscy ujrzeli ogrodzenie leśniczówki. Zatrzymali się na chwilę i w tym momencie z lasu wyszedł leśniczy, niosący na rękach małą dziewczynkę w żółtej sukience.

*

– Owszem, spotkanie tego dziecka z jej mamusią widziałam na własne oczy i nikt mi nie musi o tym opowiadać – powiedziała z satysfakcją Marianna, wychodząc z wody. – Ale chciałabym wiedzieć całą resztę.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: