– Jaką resztę? – zainteresowała się kuna.
– Dlaczego Perełka nazywała się Bambi i dlaczego Pafnucy nazwany został Puchatkiem – odparła Marianna. – Tego nie rozumiem i bardzo mnie to intryguje.
– Ja wiem – powiedział pośpiesznie Pafnucy pomiędzy jedną rybą a drugą.
Siedział nad jeziorkiem i nareszcie mógł spokojnie zjeść obiad, który wypadł w porze podwieczorku. Po całym wczorajszym dniu i dzisiejszym poranku głodny był okropnie. Przez ludzkie dziecko nie tylko nie zdążył zjeść śniadania, ale także odbywał dalekie marsze i biegi. Na końcu zdążył jeszcze porozumieć się z Puckiem i teraz wiedział już wszystko.
– Jeżeli wiesz, powiedz natychmiast! – zażądał borsuk. – Ja też jestem ciekaw.
Marianna wiedziała, co będzie, jeśli Pafnucy zacznie opowiadać natychmiast, ale zawahała się, bo również była ciekawa. Nie zdążyła ostrzec borsuka.
– Kukek gy kogegał – rzekł Pafnucy. – Ko cha ochoky…
– Proszę? – zdumiał się borsuk, a kuna na gałęzi prychnęła.
Pafnucy przełknął pośpiesznie.
– Pucek mi powiedział – wyjaśnił. – To są osoby, które to dziecko zna z książek.
– Z czego? – spytała Marianna.
– Z książek – powtórzył Pafnucy.
– Co to są książki? – spytał borsuk.
– Nie wiem – odparł Pafnucy. – To jest coś, na co się patrzy oczami. Takie znaki to ma i te znaki można czytać.
– To chyba nic niezwykłego? – zauważyła Klementyna. – Wszystko pozostawia po sobie znaki, które można czytać. Dziki, wilki, zające i my. To się nazywa ślady. Czy to to samo?
– Nie – powiedział Pafnucy. – Ko kchaky kchawie ne kchaka chokyk…
– Na litość boską, nie zadawajcie mu żadnych pytań! – zdenerwowała się Marianna. – Zaczekajcie, aż on zje! Przecież to jest nie do zniesienia, ten bełkot!
– Myślałem, że może robić przerwy – rzekł borsuk. – Mógłby właściwie jeść te ryby po jednej i opowiadać pomiędzy nimi.
– Mógłby, ale sam widzisz, że nie jest do tego zdolny! – krzyknęła Marianna.
Pafnucy, po zjedzeniu połowy przygotowanych ryb, poczuł się już odrobinę mniej głodny. Spróbował spełnić życzenie borsuka.
– Książki to takie małe – wyjaśnił. – Ludzie mają to w domu, nie trzeba nigdzie chodzić, mogą tylko na to patrzeć i czytać. To tak, jakby ktoś opowiadał. I w tych książkach cha ochoky…
– Zrób mi uprzejmość i powtórz te ostatnie słowa jeszcze raz – poprosił cierpko borsuk.
Pafnucy przełknął.
– Są osoby – powtórzył.
Przez chwilę wszyscy milczeli i przyglądali mu się.
– I co te osoby? – nie wytrzymała kuna.
Pafnucy już chciał odpowiedzieć od razu, ale pohamował się. Przełknął rybę i zatrzymał się przed następną.
– I to dziecko zna te osoby z książek – powiedział. – Pucek słyszał, jak opowiadało swojej mamusi, że spotkało wszystkich. W jednej książce jest niedźwiedź, który wygląda tak samo jak ja i nazywa się Puchatek, i jest dziecko dzika, które nażywa się Prosiaczek, a w drugiej książce jest dziecko sarenki, które nazywa się Bambi…
Ryba wyglądała tak apetycznie, że dłużej nie mógł zwlekać i włożył ją do ust.
– Rozumiem, że to dziecko myślało, że spotkało w naszym lesie swoje osoby z książek? – upewniła się Marianna.
– Tak – przyświadczył Pafnucy. – Gyło kechge y chachecho che che chało.
– Chechechało – wymamrotał pod nosem borsuk z lekką irytacją. – Chechechało. Co to może być?
– A mówiłam! – krzyknęła Marianna i plusnęła w wodę.
– Sama go zapytałaś – wytknęła z gałęzi kuna. Borsuk przyglądał się pilnie Pafnucemu i doczekał chwili przełknięcia. Powstrzymał go przed sięgnięciem po następną rybę.
– Zaraz, chwileczkę – powiedział. – Wyjaśnij mi, co to jest chechechało?
– Się nie bało – wyjaśnił posłusznie Pafnucy. – To dziecko było pewne, że spotkało te osoby, i dlatego się nie bało. Podobało mu się tu. Pucek mówi, że gdyby miało co jeść, bardzo chętnie zostałoby w naszym lesie dłużej. Y kchoye gegy…
– Nie! – wrzasnęła Marianna. – Słuchajcie, niech on zje do końca!
Z całego obiadu Pafnucego zostało już zaledwie kilka mniejszych ryb, wszyscy zatem zdecydowali się poczekać. Pafnucy chciał być uprzejmy, więc zjadł koniec obiadu w wielkim pośpiechu.
– I twoje dzieci – powiedział do borsuka – nadzwyczajnie się tej dziewczynce podobały, chociaż nie wiedziała, kim są. Pucek zapytał mnie o to, bo też nie mógł zrozumieć, skąd się u nas wzięły małe pieski i kotki, ale ja już wiedziałem, że to borsuki, i mogłem mu powiedzieć. Właściwie to ludzkie dziecko było całkiem sympatyczne.
– O tak! – przyświadczyła z głębokim przekonaniem żona borsuka.
– Pucek w ogóle kazał wam wszystkim bardzo podziękować – powiedział Pafnucy. – Remigiuszowi też. Powiedział, że ludzie powiedzieli, że on dostanie medal. To jest takie coś, co się wiesza na szyi i każdy od razu wie, że ten, co ma medal, jest strasznie ważny. I ma olbrzymie zasługi. Więc on jest teraz strasznie ważny wyłącznie dzięki nam. I powiedział, że my powinniśmy dostać medale, ale ludziom nie da rady tego wytłumaczyć, więc jego medal to jest właściwie nasz medal. I tylko jeden leśniczy wie, że wszystkie zwierzęta ratowały ludzkie dziecko, i bardzo nas kocha.
– No proszę! – powiedziała ze wzruszeniem Klementyna. – Zawsze wiedziałam, że leśniczy jest porządnym człowiekiem!
Wszyscy byli bardzo zadowoleni i dumni z siebie. Wiewiórka fiknęła koziołka na gałęzi, Marianna zanurkowała w wodzie i wyniosła Pafnucemu jeszcze jedną, dodatkową rybę. Dziki, które słuchały, stojąc w krzakach dookoła, zachrząkały głośno z wielką satysfakcją.
– Pafnucy, może teraz chciałbyś deser? – zapytały. – Chętnie wygrzebiemy ci najpiękniejsze kłącza!
– Dziękuję wam bardzo – powiedział Pafnucy. – Ale zdaje się, że na ten temat słyszałem coś niezmiernie interesującego i chyba na deser pójdę do leśniczówki…