Tłum już się rozszedł. Od dłuższego czasu nikt się nie pojawił. W pewnej chwili do namiotu zajrzał Win. Na ich widok uniósł brew i wycofał się.
Myron sprawdził godzinę.
– Muszę iść – powiedział. – Mam spotkanie.
– Z kim?
– Z Tadem Crispinem.
– Tu, w Merion?
– Tak.
– Długo to potrwa?
– Nie.
Linda zaczęła bawić się pierścionkiem, przypatrując się mu, jakby go szacowała.
– Pozwolisz, że zaczekam? – spytała. – Zjemy razem kolację.
Zdjęła okulary. Oczy miała zapuchnięte, lecz spojrzenie stanowcze i skupione.
– Dobrze.
W domu klubowym spotkał się z Esperanzą. Zrobiła znaczącą minę.
– O co chodzi? – zagadnął.
– Myślisz o Jessice? – spytała podejrzliwie.
– Nie, a dlaczego pytasz?
– Bo znów masz tę przyprawiającą o mdłości, miłosno-tęskną minę. Sam wiesz. Taką, że mam ochotę zwymiotować ci na buty.
– Chodźmy – powiedział. – Tad Crispin czeka.
Spotkanie nie przyniosło rezultatu, ale do niego przybliżyło.
– Kontrakt, który podpisał z Zoomem, jest o dupę potłuc – oceniła Esperanza.
– Wiem.
– Crispin cię lubi.
– Pożyjemy, zobaczymy – odparł Myron.
Przeprosił ją i szybko wrócił do namiotu. Linda Coldren siedziała na tym samym krześle, w królewskiej pozie, tyłem do niego.
– Lindo?
– Już ciemno – powiedziała cicho. – Chad nie lubi ciemności. Chociaż ma szesnaście lat, wciąż nie gaszę światła na korytarzu. Na wszelki wypadek.
Myron nie poruszył się. Gdy odwróciła się w jego stronę i ujrzał jej uśmiech, miał wrażenie, że coś wwierca się mu w serce.
– Kiedy Chad był mały – ciągnęła – nie rozstawał się z czerwonym plastikowym kijem golfowym i piłką do wiffle’a. Dziwne. Właśnie taki pojawia mi się w myślach przed oczami. Z tym małym czerwonym kijem. Dłuższy czas nie mogłam przywołać tego obrazu. Teraz Chad jest już prawie mężczyzną. Ale odkąd zniknął, widzę go jako małego, szczęśliwego chłopczyka, który na dziedzińcu za domem uderza w piłki do golfa.
Myron skinął głową i wyciągnął rękę.
– Chodźmy, Lindo – rzekł łagodnie.
Wstała. Ruszyli w milczeniu. Nocne niebo było tak jasne, że wyglądało jak mokre. Miał ochotę wziąć jej dłoń. Ale nie zrobił tego. Doszli do jej wozu, odbezpieczyła pilotem zamek i otworzyła drzwiczki. Myron, który zaczął okrążać samochód, nagle się zatrzymał.
Na siedzeniu kierowcy leżała koperta.
Zamarli na kilka sekund. Koperta była brązowa, na tyle duża, by pomieścić zdjęcie formatu dwadzieścia na dwadzieścia pięć centymetrów, płaska, nieco wybrzuszona pośrodku.
Linda Coldren spojrzała na Myrona. Chwycił kopertę za brzeg i uniósł ją w górę. Na odwrocie drukowanymi literami napisano:
OSTRZEGAŁEM NIE SZUKAJCIE POMOCY
TERAZ CHAD ZA TO ZAPŁACI
JESZCZE RAZ WEJDZIECIE NAM W PARADĘ
BĘDZIE ZNACZNIE GORZEJ.
Na klatce piersiowej Myrona zacisnęły się stalowe obręcze strachu. Powoli opuścił dłoń i dotknął kłykciem wypukłości. W dotyku przypominała glinę. Ostrożnie rozciął kopertę i odwrócił. Na siedzenie wypadła jej zawartość.
Odcięty palec odbił się od skóry i znieruchomiał.
Rozdział 18
Myron wpatrywał się w niego, oniemiały.
O mój Boże, mój Boże, mój Boże…
Zdjęty panicznym strachem, zadygotał, zdrętwiał. Jeszcze raz przeczytał ostrzeżenie na kopercie. To twoja wina, Myron, twoja wina! – usłyszał wewnętrzny głos.
Obrócił się ku Lindzie. Oczy miała szeroko rozwarte, rozedrganą dłonią zakrywała usta.
Chciał zrobić krok w jej kierunku, lecz zatoczył się jak bokser po knockdownie, który nie czeka, aż sędzia doliczy do ośmiu.
– Trzeba kogoś wezwać – wydusił z siebie głosem, który nawet jemu wydał się słaby. – FBI. Mam znajomych…
– Nie – sprzeciwiła się stanowczo.
– Lindo, posłuchaj…
– Przeczytaj to!
– Ale…
– Przeczytaj to – powtórzyła i zwiesiła głowę. – Ta sprawa już cię nie dotyczy, Myron.
– Nie zdajesz sobie sprawy, z czym masz do czynienia.
– Czyżby? – Poderwała głowę i zacisnęła dłonie w pięści. – Mam do czynienia z chorym potworem. Potworem, który przy najmniejszej prowokacji okalecza. – Przystąpiła do samochodu. – Obciął mojemu synowi palec tylko dlatego, że z tobą rozmawiałam. Jak myślisz, co się stanie, jeśli nie wykonam jego poleceń?
Myronowi zakręciło się w głowie.
– Lindo, zapłacenie okupu nie gwarantuje… – Wiem o tym – przerwała mu.
– Ale… – Bezradnie szukał argumentów, a potem powiedział coś bezdennie głupiego. – Przecież nie wiesz, czy to palec Chada.
Opuściła wzrok. Jedną dłonią powstrzymała szloch, a drugą bez śladu obrzydzenia czule pogładziła odcięty palec.
– Wiem, że jego – odparła cicho.
– Chad może już nie żyć.
– Jaka więc różnica, co zrobię?
Myron nic więcej nie powiedział. Wystarczająco się zbłaźnił. Potrzebował kilku chwil, by się pozbierać, zastanowić nad dalszymi krokami.
Twoja wina, Myron. Twoja wina.
Odrzucił tę myśl. Bywał już mimo wszystko w gorszych opałach. Oglądał zabitych, ścierał się z wyjątkowymi łotrami, łapał zabójców i oddawał ich w ręce sprawiedliwości. Potrzebował tylko…
Zawsze z pomocą Wina, Myron. Nigdy samodzielnie.
Linda Coldren uniosła odcięty palec. Po policzkach spływały jej łzy, ale twarz miała spokojną jak staw.
– Do widzenia, Myron – powiedziała.
– Lindo…
– Więcej mu się nie sprzeciwię.
– Musimy to przemyśleć…
Pokręciła głową.
– Nie powinniśmy byli się do ciebie zwracać. Trzymając w dłoni palec syna, wsunęła się do samochodu.
Odłożyła delikatnie palec, zapaliła silnik, wrzuciła bieg i odjechała.
Myron dotarł do samochodu. Kilka minut siedział i głęboko oddychał, żeby ochłonąć. Trenował sztuki walki od pierwszego roku studiów, kiedy Win zapoznał go z taekwondo. Nauczyli się tam medytacji, ale nigdy nie opanował jej najważniejszych niuansów. Nie potrafił całkowicie wyłączyć umysłu. Zamknął oczy, próbując zastosować się do jej prostych zasad. Oddychał wolno przez nos, wpychał powietrze jak najgłębiej, starał się pracować nie piersią, lecz przeponą, a wypuszczał je przez usta jeszcze wolniej, aż do całkowitego opróżnienia płuc.
Dobrze, co zrobisz teraz? – zadał sobie pytanie.
Pierwsza wypłynęła na powierzchnię najprostsza odpowiedź: Poddaj się. Ogranicz straty. Przyznaj, że to nie twój żywioł. Przecież nigdy tak naprawdę nie pracowałeś dla FBI. Po prostu towarzyszyłeś Winowi. Zadanie cię przerosło, przez co szesnastoletni chłopak stracił palec, a kto wie, czy nie więcej. „Bez Wina jesteś beznadziejny” – to słowa Esperanzy. Wbij je sobie do głowy i spasuj.
I co dalej? Niech Coldrenowie sami uporają się z tym pasztetem?
Gdybyś się nie wtrącił, być może ich syn zachowałby dziesięć palców.
Na tę myśl poczuł, że coś w nim pęka. Otworzył oczy. Serce znowu zaczęło mu walić jak młot. Nie mógł zadzwonić do Coldrenów. Nie mógł zawiadomić federalnych. Dalsze działanie na własną rękę groziło, że Chad straci życie.
Uruchomił silnik, wciąż próbując dojść do siebie. Musiał przeanalizować sytuację. Ochłonąć. Rozważyć, co wynika z rozwoju wypadków. Zapomnieć o strachu. Zapomnieć o tym, że być może zawalił sprawę. Odcięty palec był wskazówką.
Po pierwsze: kopertę podrzucono w zastanawiającym miejscu – w zamkniętym samochodzie Lindy Coldren (tak jest, zamkniętym; otworzyła go pilotem). Jak porywacz dostał się do środka? Włamał się do wozu? Trudno wykluczyć, ale czy miałby na to czas na parkingu w Merion? Czy ktoś by o tym nie doniósł? Pewnie tak. Czy mógł użyć kluczyka, który zabrał Chadowi Coldrenowi? Hmm. Bardzo możliwe, ale nie dało się tego potwierdzić bez rozmowy z Lindą, a to nie wchodziło w grę.
Szlaban zamknięty. Na razie.
Po drugie: w porwaniu wzięło udział więcej osób niż jedna. Ta konkluzja nie wymagała koronkowego śledztwa. Przede wszystkim uczestniczył w nim Paskudny Nazi. Dowodził tego jego telefon z galerii handlowej, no i późniejsza reakcja. Tylko czy taki egzemplarz jak on mógł wkraść się do klubu Merion i podrzucić kopertę, do wozu Lindy Coldren? Na pewno nie w czasie Otwartych Mistrzostw Stanów. Natychmiast wzbudziłby podejrzenia. A w notce na kopercie ostrzeżono Coldrenow przed ponownym „wejściem w paradę”. Czy Paskuda użyłby takich słów?