Zdążył mu już załatwić kilka bardzo lukratywnych umów reklamowych. W październiku podobizna Christiana miała się pojawić na pudełkach z płatkami Wheaties. Pepsi szykowała reklamę, w której rzucona przez niego dwulitrowa butla dietetycznej coli leciała idealnie spiralnym lotem w stronę grupy młodych atrakcyjnych kobiet. Nike zaś opracowała nowe kostiumy sportowe i kolce o firmowej nazwie Steele Trap – Stalowa Pułapka.
Na reklamach Christian miał zarobić miliony, a więc – niezależnie od hojności Ottona Burke’a – znacznie więcej niż za grę w drużynie Tytanów. Była to dziwna sytuacja. Z jednej strony kibiców oburzało, że gracz chce wynegocjować jak najwyższy kontrakt, i sportowiec domagający się od bogatego klubu dużej kwoty był dla nich prostakiem, samolubem, żyłą, z drugiej zaś nie mieli nic przeciwko temu, by zgarniał góry pieniędzy od Pepsi, Nike czy Wheaties, reklamując produkty, których nie używał, a nawet nie lubił. Nie było w tym sensu. Za spędzenie trzech dni na kręceniu półminutowej zakłamanej reklamy Christian Steele miał zarobić więcej niż za cały ligowy sezon, narażony na wściekłe ataki toczących pianę byków z nadaktywną przysadką mózgową. Tego chcieli kibice.
Agentom zaś było w to graj. Większość z nich dostawała od trzech do pięciu procent zarobków graczy, których reprezentowali (Myron brał cztery), podczas gdy z umów z reklam od dwudziestu do dwudziestu pięciu procent. (Myron brał piętnaście, ale w końcu był nowy w branży). Innymi słowy, z każdego milionowego kontraktu podpisanego z klubem agent dostawał około czterdziestu tysięcy, a z każdej milionowej umowy reklamowej mógł zgarnąć do ćwierć miliona.
W następnej kolejności Myron zadzwonił do Ricky’ego Lane’a, napastnika New York Jets, który grał przedtem w uniwersyteckiej drużynie z Christianem. Ricky był jednym z jego najważniejszych klientów i to pewnie on namówił Steele’a, żeby skorzystał z jego usług.
– Nie odwiedziłbyś obozu dla dzieciaków? – spytał. – Płacą pięć kawałków.
– Nieźle. Ile mi to zajmie?
– Kilka godzin. Trochę pogadasz, rozdasz kilka autografów, te rzeczy.
– Kiedy?
– W następną sobotę.
– A co z tym centrum handlowym?
– W najbliższą niedzielę. Galeria Livingstona. Sklep sportowy Morleya.
Za dwie godziny siedzenia przy stoliku i rozdawania autografów Ricky miał dostać również pięć tysięcy.
– Super.
– Przysłać po ciebie limuzynę?
– Nie, sam przyjadę. Co z moim kontraktem na przyszły rok?
– Jesteśmy bliscy dogadania. To potrwa najwyżej tydzień. Aha, odwiedź wkrótce Wina, dobrze?
– Jasne.
– Jesteś w formie?
– W życiowej – odparł Ricky. – Chcę tego kontraktu.
– To trenuj. I nie zapomnij spotkać się z Winem.
– Zrobi się. Bywaj, Myron.
– Cześć.
Kolejne rozmowy były bardzo do siebie podobne. Wszyscy dziennikarze, do których oddzwaniał, pytali o kontrakt Christiana z Tytanami. Myron grzecznie odmówił komentarzy. Posłużenie się mediami dla wywarcia nacisku w negocjacjach niekiedy skutkowało, ale nie w przypadku Ottona Burke’a. Pertraktacje trwają, poinformował. Podpisania umowy można się spodziewać w każdej chwili.
Następnie Myron zadzwonił do dawnego gracza Yankees, Joe Norrisa, który niemal co weekend uczestniczył w kiermaszach kart z wizerunkami graczy. Miesięcznie zarabiał obecnie więcej niż przez cały sezon u szczytu kariery.
Potem odbył rozmowę z Lindą Regał, zawodową tenisistką, która właśnie przebiła się do pierwszej dziesiątki w rankingu ATP. Martwiła się, że się starzeje, urażona słowami telewizyjnego sprawozdawcy, który nazwał ją „znaną weteranką kortów”. Niebawem kończyła dwadzieścia lat.
Erica Kramera, futbolistę kończącego Uniwersytet Kalifornijski, który miał szansę trafić z drugiego naboru do ligi,
Myron zastał w mieście i umówił się z nim na obiad. Znaczyło to, że znalazł się w finale – wraz z tysiącem konkurentów z branży. Rywalizacja była niesamowita. Przykład! Tysiąc dwustu autoryzowanych agentów ligi futbolowej NFL zabiegało o względy dwustu uniwersyteckich graczy, którzy w kwietniu i podpiszą zawodowe kontrakty. Z czegoś trzeba zrezygnować. Zwykle była to etyka.
Po telefonie do Kramera zadzwonił do szefa klubu New York Jets, Sama Logana, żeby wynegocjować kontrakt Ricky’ego Lane’a.
– Chłopak jest w życiowej formie – pochwalił go. Wstał i zaczął chodzić po gabinecie. Przestronne, ładne biuro mieściło i się przy Park Avenue, pomiędzy ulicami Czterdziestą Szóstą: i Czterdziestą Siódmą. Robiło wrażenie, a w biznesie zdominowanym przez oszustów, łobuzów i szubrawców wrażenie bardzo się liczy. – Wierz mi, to nowy Gayle Sayers. Jest niesamowity.
– Za mały – odparł Logan.
– Co ty gadasz? Czy Barry Sanders też jest za mały? A Emmitt Smith? Ricky jest od nich potężniejszy. Przez cały czas dźwiga ciężary. Wierz mi, będzie wielki.
– Uhm. To fajny chłopak, Myron. Pracuje z całych sił, ale nie mogę mu dać więcej niż…
Suma wciąż była za niska, chociaż wyższa. Rozmowy trwały bez ustanku. W ciągu dnia Esperanza przyniosła mu kanapkę, którą pochłonął. O ósmej odbył ostatnią rozmowę.
– Halo? – odezwała się Jessica.
– Będę u ciebie za godzinę – powiedział. – Musimy porozmawiać.
Myron szukał na jej twarzy reakcji. Wpatrywała się w magazyn, jakby to był numer Newsweeka. Minę miała przeraźliwie; obojętną. Co jakiś czas kiwała głową, przebiegała wzrokiem resztę strony, zerkała na okładki i wracała do zdjęcia Kathy. Robiła to z taką nonszalancją, że niemal spodziewał się, iż zagwiżdże.
Zdradzały ją tylko bezkrwiste białe kostki palców i szelest kartek w mocno zaciśniętych dłoniach.
– Dobrze się czujesz? – spytał.
– Dobrze – odparła spokojnie. – Christian dostał to pocztą?
– Tak.
– A ty i Win rozmawialiście z wydawcą… – zawahała się, a na jej twarzy po raz pierwszy pojawił się ślad odrazy -…tego?
– Tak. Skinęła głową.
– Podał wam adres autora ogłoszenia?
– Tylko numer skrytki pocztowej. Zasadzę się tam jutro, zobaczę, kto odbierze pocztę.
– Pojadę z tobą.
Już chciał zaprotestować, ale się powstrzymał. Nic by nie wskórał.
– Dobrze.
– Kiedy Christian ci to dał?
– Wczoraj.
– Wiesz o tym od wczoraj? – spytała czujnie.
Skinął głową.
– I nic mi nie powiedziałeś?! To ja, jak paranoiczka, otwarłam przed tobą duszę, a ty wiedziałeś o tym cały czas?!
– Nie miałem pojęcia, jak ci o tym powiedzieć.
– Zataiłeś przede mną jeszcze coś?
– Wczoraj wieczorem Christian odebrał telefon. Sądzi, że dzwoniła Kathy.
– Co?!
Myron szybko opowiedział jej o telefonie. Gdy doszedł do tego, że Christian usłyszał głos Kathy, Jessica zbladła jak ściana.
– Czy twoja znajoma z centrali telefonicznej czegoś się dowiedziała? – spytała.
– Nie. Usługa „oddzwonimy” jest dostępna tylko w miastach objętych prefiksem dwieście jeden. W ilu?
– W trzech czwartych.
– A więc chodzi o trzy czwarte północnej części New Jersey, najgęściej zaludnionego stanu w kraju? Co zawęża liczbę podejrzanych do dwóch, trzech milionów?
– To niewiele, ale zawsze coś.
Znów wpatrzyła się w magazyn.
– Nie chciałam ci dopiec. Tylko…
– Nie ma o czym mówić.
– Nie znam nikogo lepszego od ciebie. Naprawdę.
– A ja takiej zołzy jak ty.
– Tu mnie masz.
Na jej ustach pojawił się cień uśmiechu.
– Powiesz o tym policji? Paulowi Duncanowi?
– Nie wiem – odparła po chwili.
– Media zmieszają Kathy z błotem.
– Mam gdzieś to, co zrobią media.
– Ja tylko ostrzegam.
– Mogą ją nazwać dziwką na tysiąc sposobów. Nie dbam o to.
– A co z twoją mamą?
– Jej życzenia też mnie nie obchodzą. Chcę odnaleźć Kathy.
– A więc, powiesz im.
– Nie.
– No, to co zamierzasz? – spytał, zdezorientowany.
– Kathy przepadła ponad rok temu – zaczęła wolno z namysłem formułując słowa. – W tym czasie policja i media niczego nie ustaliły. Niczego! Przepadła bez śladu.