17
Do kogo by tu jeszcze zadzwonić?
To proste.
Do Nancy Serat. Koleżanki, z którą Kathy mieszkała w akademiku, jej najbliższej przyjaciółki.
Jessica usiadła przy biurku ojca. Światła były wyłączone, story opuszczone, ale nadal mocno świecące słońce przenikało przez nie i rzucało cienie.
Co prawda, Adam Culver zrobił wszystko, by jego domowe biuro w niczym nie przypominało policyjnej, cementowej makabrycznej kostnicy, ale nie w pełni mu się to udało. Choć w przerobionej na gabinet sypialni z licznymi oknami, jaskrawo żółtymi ścianami, jedwabnymi kwiatami, białym biurkiem z laminatu i mnóstwem misiów dookoła – Williamem Szeksmisiem, Rhettem Miśtlerem i Scarlett O’Miś, Misiem Ruth, Miślockiem Holmesem, Humphreyem Miśgartem wraz z Lauren Miścall – panował wesoły nastrój, to był on wymuszenie radosny, niczym klaun, z którego się śmiejecie, lecz który trochę was przeraża.
Jessica wyjęła z torebki notes z telefonami. Kilka tygodni temu Nancy przysłała Culverom kartkę. Dostała z uczelni stypendium i pozostała w kampusie, by pomagać w rekrutacji nowych studentów. Jessica odszukała jej numer i zadzwoniła.
Po trzecim sygnale odezwała się automatyczna sekretarka. Nagrała na nią wiadomość i odłożyła słuchawkę. Już miała przeszukać szuflady biurka, gdy powstrzymał ją głos:
– Jessica.
Podniosła głowę. W progu stała matka. Z zapadniętymi oczami, twarzą jak maska pośmiertna, chwiała się, jakby za chwilę miała upaść.
– Co tutaj robisz? – spytała.
– Rozglądam się.
Carol Culver skinęła głową, która podskoczyła na jej szyi jak spławik na żyłce.
– Znalazłaś coś?
– Jeszcze nie.
Carol usiadła i wpatrzyła się przed siebie niewidzącym wzrokiem.
– Była takim wesołym dzieckiem – powiedziała wolno, zapatrzona w dal, przebierając w palcach paciorki różańca. – Z jej twarzy nie schodził uśmiech. Taki cudowny, szczęśliwy. Opromieniał wszystko, każdy pokój, do którego wchodziła. Ty i Edward… cóż, miewaliście humory. Ale Kathy? Uśmiechała się do wszystkiego i wszystkich. Pamiętasz?
– Tak. Pamiętam.
– Twój ojciec żartował, że jest urodzoną entuzjastką. – Carol zaśmiała się na to wspomnienie. – Nic nie mogło jej zniechęcić. – Śmiech uwiązł jej w gardle. – Oprócz mnie.
– Kathy cię kochała, mamo.
Carol westchnęła głęboko, a pierś zafalowała jej, jakby westchnienie kosztowało ją wiele wysiłku.
– Byłam surowa wobec was, córek. Chyba za surowa. Staroświecka.
Jessica nie odpowiedziała.
– Po prostu nie chciałam, żebyś ty i siostra…
– Żebyśmy co?
Carol opuściła głowę, potrząsnęła nią. Jej palce szybciej zaczęły przebierać paciorki różańca.
– Miałaś rację, Jessico – odezwała się dopiero po dłuższej chwili. – Kathy się zmieniła.
– Kiedy?
– W klasie maturalnej.
– Co się stało?
Do oczu Carol napłynęły łzy. Próbowała sklecić słowa, bezradnie gestykulując rękami.
– Jej uśmiech… – ramiona jej drgnęły -…pewnego dnia zniknął.
– Dlaczego?
Carol Culver otarła oczy. Drżała jej dolna warga. Jessica była sercem z matką, ale z jakiegoś powodu na więcej mogła się zdobyć. Siedziała i patrzyła na jej cierpienie dziwnie obojętnie, jak na wyciskacz łez w kablówce, nadawany późnym wieczorem.
– Nie chcę cię ranić – zapewniła. – Chcę tylko odnaleźć siostrę.
– Wiem, kochanie.
– Zmiana w zachowaniu Kathy ma na pewno związek z jej zniknięciem.
– Mój Boże!
Matka się zgarbiła.
– Wiem, że to boli – powiedziała Jessica. – Jeżeli udaj nam się odnaleźć Kathy, jeżeli odkryjemy, kto zabił tatę…
Carol poderwała głowę.
– Twojego ojca zabił jakiś bandzior.
– Nie wierzę. Myślę, że te sprawy są powiązane. Zniknięcie Kathy, zamordowanie taty i cała reszta.
– Ale… jak?
– Jeszcze nie wiem, Dowiem się z pomocą Myrona.
Zabrzęczał dzwonek.
– To wuj Paul – domyśliła się Carol i ruszyła do drzwi?
– Mamo?
Carol zatrzymała się, ale nie odwróciła głowy.
– Co tu się dzieje? Czego boisz mi się powiedzieć?
Dzwonek znów się odezwał.
– Muszę otworzyć – odparła Carol Culver i szybko zeszła j po schodach.
– Więc Frank Ache chce cię zabić – rzekł Win.
Myron skinął głową.
– Na to wygląda.
– Szkoda.
– Gdybyż tylko mnie znał. Wiedział, jaki jestem naprawdę.
Siedzieli w pierwszym rzędzie na stadionie Tytanów. Z dobroci serca Otto zgodził się, żeby Christian trenował. Z dobroci serca i dlatego, że doświadczony rozgrywający Neil Decker spisywał się tragicznie.
Poranny trening składał się z mnóstwa szybkich sprintów i ćwiczenia zagrywek. Za to popołudniowy przyniósł niespodziankę. Gracze, rzecz niemal niesłychana o tej porze roku, wyszli w pełnym rynsztunku.
– Frank Ache to niemiły typ – rzekł Win.
– Lubi katować zwierzęta.
– Słucham?
– Mój znajomy znał go jako podrostka. Ulubioną rozrywką Franka Ache’a było polowanie na koty i psy i rozwalanie im łbów pałką do bejsbola.
– To na pewno robiło wrażenie na dziewczętach. Myron skinął głową.
– Wnoszę, że zechcesz skorzystać z moich niezrównanych usług.
– Tak, przez kilka dni.
– Pysznie. Czy słusznie też wnoszę, że masz jakiś plan?
– Pracuję nad nim. Zapamiętale.
Na boisko wbiegł Christian. Poruszał się bez wysiłku, jak wielcy sportowcy. Dołączył do grupy naradzających się futbolistów, odszedł od nich i zbliżył się do linii wznowienia gry.
– Pełny kontakt! – krzyknął trener. Myron spojrzał na Wina.
– Nie podoba mi się to – powiedział.
– Co?
– Pełny kontakt pierwszego dnia.
Christian wywołał numery graczy, po kilku zagrzewających okrzykach dostał piłkę i cofnął się, żeby ją podać.
– Cholera! – zaklął Myron.
Christian za późno dostrzegł, że szarżuje na niego Tommy Lawrence, obrońca Tytanów, przez nikogo nie blokowany wybrany w zeszłym sezonie do drużyny gwiazd. Tommy wbił się kaskiem w mostek Christiana i obalił go na ziemię. Taki atak nie uszkadza ciała, ale jest piekielnie bolesny. Dwaj inni obrońcy zwalili się na nich.
Christian wstał, krzywiąc się z bólu i trzymając się za klatkę piersiową. Nikt mu nie pomógł.
Myron zerwał się z fotela.
– Usiądź – powstrzymał go Win, kręcąc głową.
Po schodach zszedł na dół ze swoją świtą Otto Burke.
Myron spojrzał na niego groźnie, na co Otto uśmiechnął się promiennie i kilka razy cmoknął.
– Sprzedałem wielu znanych repów, żeby go mieć w zespole – powiedział. – Widać na niektórych nie zrobi wrażenia.
– Usiądź, Myron – powtórzył Win.
Christian, utykając, powrócił do grupy. Ogłosił następną zagrywkę i podszedł do linii wznowienia. Sprawdziwszy szyki obronne, wywołał numery, dostał piłkę od środkowego i cofnął się. Szarżujący Tommy Lawrence znów bez przeszkód ominął lewego obrońcę. Christian zamarł. Tommy skoczył na niego jak pantera, z rękami wyciągniętymi do bezpardonowego chwytu. Christian zareagował w ostatniej chwili. Był to drobny ruch, lekki unik, ale wystarczył, żeby Tommy minął go w locie i wylądował na ziemi. Christian zamachnął się piłką i posłał petardę – przez całe boisko.
– Hej, Otto! – zawołał uśmiechnięty Myron.
– Co?
– Pocałuj mnie w jajecznicę.
Otto uśmiechał się dalej. Myron zastanawiał się, jak możliwe. Czyżby usta zastygły mu tak, jak dzieciakom karconym przez mamy za robienie min?
– Pocałuj mnie w jajecznicę? – zdziwił się Win.
– To mój hołd dla kelnerki Flo z Alicji.
– Oglądasz za dużo telewizji.
– Wiesz, o kim ciągle myślę?
– O kim?
– O Garym Gradym.
– Co z nim?
– Ma romans z uczennicą, która rok później znika. Mija czas i jej zdjęcie pojawia się w jego ogłoszeniu porno.
– Do czego zmierzasz?
– Że to nie ma sensu.
– Tak jak wszystko w tej sprawie.
Myron potrząsnął głową.
– Zastanów się. Grady przyznaje, że miał romans z Kathy. Czego więc powinien unikać jak ognia?