PRZESUNIĘCIE W KONTAKTACH, DOMINACJA, PRZEJMOWANIE OBOWIĄZKÓW I SAMOPOCHŁANIAJĄCA AKTYWNOŚĆ
Nawet superman nie chciał być supermanem cały czas. Chciał być supermanem tylko wtedy, gdy służyło to jakiemuś jego celowi. A przez pozostały czas cieszył się z bycia zwykłym człowiekiem. To samo odnosi się do Ciebie. Nie musisz robić wszystkiego przez cały czas. To, że Twój mąż ucieka przed jakimiś obowiązkami, wcale nie oznacza, że Ty musisz je przejąć. Jeżeli obiecał pomalować kuchnię i nie zrobił tego, nie musisz jej malować, chyba, że już nie możesz wytrzymać patrząc jak wygląda.
Jeżeli straci pracę, nie oznacza to automatycznie, że Ty musisz iść do pracy. Przejęcie roli żywiciela rodziny niekoniecznie stanowi najbardziej pożądane rozwiązanie. Zanim wpadniesz w panikę, dowiedz się w jakich okolicznościach stracił pracę. Wina może leżeć po jego stronie, ale nie musi. Wcale nie musiał zostać wyrzucony z powodu alkoholizmu. Jest wiele pytań. Czy dostanie odprawę? Czy nadaje się na bezrobotnego? Czy zakład przywróci go do pracy, jeśli podejmie leczenie? Coraz więcej firm zdaje sobie sprawę z korzyści płynących z takiego kroku.
Czy masz oszczędności? Czy otrzymasz zasiłek? Czy rodzina pomoże Ci przez jakiś czas? Uczęszczaj na spotkania Al-Anonu. Spytaj kobiety, które tam spotkasz, jak one rozwiązały ten szczególny problem. Utrata pracy nie jest niczym wyjątkowym dla osób mających do czynienia z alkoholizmem. Proponuję Ci więc, abyś zamiast podnosić rzuconą przez niego rękawicę, raczej wykorzystała ten czas na poważne zastanowienie się nad sobą, swoją sytuacją i tym, co chcesz zrobić ze swoim życiem.
Istnieje możliwość, że mąż – w zależności od tego, jak bardzo jest chory – znajdzie inną pracę. Może to wstrząśnie nim tak, że stawi czoła sytuacji. Twój akt heroizmu może zostać przez niego odebrany jako kastracja. Zbadaj swoje motywy. Nie spiesz się.
W tym właśnie momencie możesz dojść do wniosku, że masz już dość, że nie chcesz żyć dalej w takiej sytuacji. Możesz postanowić, że pójdziesz do pracy ze względu na dobro swoje i dzieci. Z wielu względów może to być pożądane rozwiązanie, ale na pewno nie powinnaś tego robić po to, aby odciążyć męża. Są duże szanse, że nie pomoże Ci on w pracach domowych i to, co potencjalnie mogło być dla Ciebie cudownym doświadczeniem rozwoju doprowadzi do tego, że będziesz się czuła jeszcze bardziej urażona. I właśnie wtedy, gdy zaczniesz się okropnie użalać nad sobą z powodu ciężaru, który dźwigasz, przyjdzie ktoś taki jak ja i powie: „Męczennice rzadko są doceniane za życia, ale kobiety, które robią karierę i równocześnie prowadzą dom to, moim zdaniem, jedne z najbardziej fascynujących ludzi”.
Jak długo możesz to wszystko robić? Czy naprawdę tego chcesz? Co jest w tym cennego dla Ciebie? Właściwie to na kim wywierasz wrażenie albo na kim chcesz je wywrzeć? Czy chcesz całkowicie wyczerpać się fizycznie i emocjonalnie? Gdzie jesteś Ty w tym wszystkim? I czy w ogóle jesteś?
Co zrobiłaś dla siebie dzisiaj? Co zrobiłaś, aby sprawić sobie przyjemność? Właśnie sobie. Możesz opierać się przed przyjęciem takiej propozycji. To bardzo egoistyczne. Tak, rzeczywiście. To jest egoizm, ale nie w negatywnym sensie. Jeżeli zrobisz dla siebie coś, co komuś zaszkodzi lub kogoś zrani, to może nie jest to dobry pomysł. Ale większość z tego, co robimy z pobudek egoistycznych prowadzi do spełnienia naszego „ja”. Takie czyny przynoszą pożytek nie tylko nam, ale i innym ludziom wokół nas. Jeżeli czujesz się dobrze, będziesz promieniowała na swoje otoczenie. Wiesz, że ludzie reagują na Twoją irytację, lecz reagują także na poczucie zadowolenia i satysfakcji.
Dlaczego nie miałabyś sporządzić listy dziesięciu rzeczy, które lubisz robić? Większość z nich prawdopodobnie nawet wiele nie kosztuje. Obiecaj sobie, że codziennie będziesz robić przynajmniej jedną z nich. Robienie czegoś dla siebie pomoże Ci poczuć się lepiej.
Będzie Ci prawdopodobnie trudno sporządzić taką listę. Myślenie o sobie bez użalania się to coś nowego. Spróbuj. Nie masz nic do stracenia poza kilkoma minutami żalu.
Są to pierwsze kroki na drodze budowy sobie takiego życia, w którym Twój mąż może mieć swój udział lub nie. Zaczynasz od prostych drobiazgów, które sprawiają Ci przyjemność. Potem, gdy codzienne robienie czegoś dla siebie wejdzie Ci w krew, kiedy spotykanie się z innymi ludźmi stanie się Twoim naturalnym prawem, możesz zacząć myśleć o tym, jak bardziej produktywnie wykorzystać swój czas. Może zechcesz pomyśleć o jakiejś pracy społecznej, o dokształcaniu lub poszukaniu pracy, z której będziesz zadowolona.
Najważniejsza jest tu zmiana kąta widzenia. Robisz, co robisz (bez względu na to co to jest), ponieważ Ty chcesz to robić, ponieważ jest to dobre dla Ciebie, a nie dlatego, że boisz się prosić go o pieniądze albo dlatego iż myślisz, że coś powinnaś. Rób to, co czujesz, że jest dobre dla Ciebie. Cała reszta się dogra.
Odrzuć je. Jest to bezwartościowa emocja. To nie przez Ciebie jest chory. Nie możesz jej zwalczyć ani nad nią zapanować.
Niech Twoim przewodnikiem będzie sumienie. To przychodzi z wewnątrz. Daje Ci prawdziwą miarę tego, co jest dla Ciebie dobre, a co złe.
Poczucie winy zostaje narzucone z zewnątrz. Kto ma prawo za Ciebie decydować, jak powinnaś lub nie powinnaś się czuć, albo jak powinnaś lub nie powinnaś działać? W końcu jesteś już dorosła.
Pewnie teraz myślisz: „To wszystko brzmi ładnie, pięknie, ale łatwiej powiedzieć niż zrobić”. Masz rację. To niełatwo stawać się osobą niezależną. To ciężka praca.
Przede wszystkim chciałabym Ci powiedzieć, żebyś odebrała mu władzę nad sobą. To Ty przekazałaś mu władzę wywoływania u siebie poczucia winy. Nie może tego robić, dopóki mu na to nie pozwolisz. Ale, ale, ale… Przemyśl to. Gdy następnym razem naciśnie na guzik twojego poczucia winy, powiedz sobie: „Czy chcę czuć się z tego powodu winna? Przykro mi, że on tak to odczuwa, lecz to moja sprawa czy wybiorę takie działanie”. Zobacz, co się stanie. Może ból będzie trochę mniejszy.
Obsesje naprawdę trudno zwalczyć. Jakaż to ulga, gdy odkryjesz, że nie myślisz o swoim alkoholiku i swoich problemach, choćby tylko przez moment. To Cię zżera. To Cię przytłacza. Gdy zaczniesz trochę więcej myśleć o sobie, obsesja zacznie tracić swoją moc. W gruncie rzeczy można myśleć tylko o jednej sprawie naraz. Jeżeli myślisz o czymś innym, nie możesz wtedy myśleć o swoich problemach. Koncentracja w warunkach stresu jest wyjątkowo trudna, więc nie wymagaj od siebie zbyt wiele. Spróbuj skupić się na czymś innym, choćby tylko przez 5 minut za jednym razem. Jeżeli to zbyt trudne, spróbuj robić to przez dwie albo nawet przez jedną minutę. Czas będzie się wydłużał. Tylko go wykorzystaj.
Wiele kobiet mówiło mi, że używało modlitwy o pogodę ducha jako pomocy w wyciszaniu i rozluźnieniu. Powtarzały ją wciąż, od początku. Zawiera ona wspaniałe przesłanie: „Boże, daj mi pogodę ducha, abym godziła się z tym, czego zmienić nie mogę. Odwagę, abym zmieniała to, co zmienić mogę. I mądrość, abym potrafiła odróżnić jedno od drugiego”.
Spróbuj tego. Albo znajdź książkę o technice relaksacyjnej, zapisz się na jogę czy idź na wykład o medytacji. Kiedy ostatni raz odnalazłaś radość w cichej samotności w kościele? A może ciepła kąpiel? Przejedź się na rowerze dookoła osiedla. Znajdź coś, co pomoże Ci zwolnić bieg tej karuzeli w Twojej głowie i odwróci kierunek Twoich myśli. Początkowo będzie Ci się to udawało tylko na krótko, ale potem coraz dłużej. Stopniowo zapanujesz nad swoim umysłem. Ostatecznie, należy on do Ciebie.
Martwienie się także nie czyni zbyt wiele dobrego. Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś powiedział: „Wiesz, cieszę się, że się tym martwiłam. Było to naprawdę pomocne”. Słyszałam natomiast coś przeciwnego: „Czemu straciłam tyle czasu zamartwiając się. To i tak nic nie zmieniło”.