– Zatrzymaj się, albo rozwalę cię na kawałki! – krzyknął Austin.
– Nie strzelaj! Jesteśmy Atlantal – odpowiedział Tombs, próbując do końca ciągnąć swoją maskaradę.
Austin nie dał się na to nabrać; nie zmyliła go też bandera Unii na maszcie intruza. Wydał rozkaz: "Ognia!".Dla wieży dziobowej było już za późno: Texas znalazł się poza jej kątem rażenia. Ale rufowe Dahlgreny zdążyły jeszcze plunąć bezpośrednim ogniem w uciekający pancernik. Z tej odległości nie można było spudłować – i ogniomistrze Unii nie spudłowali.
Ciężkie pociski zdruzgotały część kazamaty; szczątki stalowego pancerza i dębowych belek przywaliły siedmiu ludzi.
Niespełna sekundę później Tombs wydał rozkazy bojowe. Odsunęły się pancerne pokrywy i trzy działa wyrzuciły swe pociski w stronę rufowej wieży Onondagi. Jeden z nich wpadł przez luk strzelniczy do wnętrza wieży i eksplodował, powodując straszliwą masakrę: dziesięciu ludzi z obsługi Dahlgrenów zginęło na miejscu, jedenastu innych doznało ciężkich obrażeń.
Zanim komandor Austin zdążył wydać nowe rozkazy, Texas rozpłynął się w ciemności; bezpiecznie skręcił w następne zakole rzeki. Zdesperowany Austin kazał podnieść kotwicę i ruszyć w pogoń za nieprzyjacielskim pancernikiem, choć wiedział, że to już tylko pusty gest. Maksymalna szybkość Onondagi nie przekraczała siedmiu węzłów. Nie było żadnej nadziei na ponowne nawiązanie kontaktu bojowego.
Na Texasie komandor Tombs otworzył luk w dachu kazamaty i zawołał do środka:
– Poruczniku Craven! Nieprzyjacielska flaga nie będzie nam już potrzebna. Proszę ją zdjąć i wciągnąć na maszt barwy Konfederacji. I zamknąć otwory strzelnicze!
Jeden z młodych podoficerów wybiegł na pokład rufowy i gorliwie – najwidoczniej sprawiało mu to satysfakcję – ściągnął z masztu flagę Unii. Po chwili nad okrętem znów powiewała dumnie biało-czerwona bandera Konfederacji.
Craven wyszedł na dach kazamaty i stanął obok Tombsa.
– A więc wydało się – powiedział. – Nie będziemy mieli ani chwili spokoju, dopóki nie wyjdziemy na pełne morze. Ale chyba sobie z nimi poradzimy. Mają na brzegu tylko lekką artylerię polową; nie ugryzą tym naszego pancerza.
Tombs patrzył w milczeniu w mrok, na wijące się przed nimi pasmo rzeki.
– Najgroźniejsze będą działa okrętowe, panie Craven – odezwał się po chwili. – Tam, przy ujściu, czeka na nas cała wielka flota.
Jeszcze nie skończył mówić, gdy z brzegu runęła na nich lawina ognia.
– Oho, zaczyna się – mruknął Craven i wycofał się pospiesznie do kazamaty. Tombs pozostał na dachu, kryjąc się jedynie za budką sternika. Chciał być na posterunku w momencie, gdy trzeba będzie podjąć szybką akcję przeciw blokującym rzekę okrętom wroga.
Pociski z niewidocznych baterii brzegowych i kule wyborowych strzelców zabębniły po pancerzu Texasa gęstym gradem. Tombs, choć jego ludzie złościli się i klęli, nie pozwolił otworzyć luków strzelniczych. Nie widział powodu, by wystawiać załogę na niebezpieczeństwo i marnować proch na strzelanie do niewidzialnego wroga.Nawałnica trwała przez dwie godziny. Maszyny pancernika pracowały równo, pchając go naprzód z prędkością większą nawet, niż przewidzieli konstruktorzy. Co chwila z lewej lub prawej burty pojawiały się małe drewniane kanonierki. Odpalały jedną salwę, która nie czyniła Texasowi większej szkody niż, słoniowi ukąszenie komara i zostawały daleko z tyłu, w ciemnościach. Wszelkie próby pogoni były daremne. Choć kanonierki poruszały się z maksymalną prędkością, dla pancernika wyglądało to, jakby stały w miejscu.
Nagle przed dziobem zmaterializowała się znajoma sylwetka Atlanty. Stała zakotwiczona w poprzek rzeki. Jej działa otworzyły ogień niemal natychmiast, zaledwie wachtowi dostrzegli zbliżający się Texas,
– Musieli wiedzieć o nas, przygotowali się – mruknął Tombs.
– Czy mam ich ominąć? – spytał pilot, zachowujący w tym wszystkim zdumiewająco zimną krew.
– Nie, panie Hunt – odparł Tombs. – Walimy prosto w ich rufę.
– Rozumiem, chce pan ich zmieść z drogi… – pilot pokiwał głową z uznaniem. – Bardzo dobry pomysł, komandorze.
Obrócił nieznacznie koło sterowe, kierując dziób Texasa w stronę rufy Atlanty. Chwilę później dwa pociski z ośmiocalowych dział dawnego konfederackiego pancernika uderzyły w przednią ścianę kazamaty, łamiąc pancerz i wspierającą go drewnianą konstrukcję. Straty w ludziach nie były jednak tym razem tak wielkie: tylko trzej marynarze doznali szoku i drobnych obrażeń od odłamków.Texas szybko zbliżył się do nieprzyjacielskiego okrętu i uderzył w jego rufę masywną, dziesięciostopową ostrogą. Pękły łańcuchy kotwicy rufowej; siła uderzenia obróciła Atlantę o dziewięćdziesiąt stopni i zepchnęła jej niską rufę pod powierzchnię rzeki. Woda wlała się wielkimi strumieniami przez otwory strzelnicze. Texas przetoczył się swoją straszliwą masą po pokładzie rufowym Atlanty, Zanim się to skończyło, zanim ustał piekielny zgrzyt pancerza o pancerz, kadłub okrętu Unii osunął się pod powierzchnię, osiadł w mulistym dnie rzeki i przewrócił się na bok. Wirujące wściekle łopaty śrub Texasa przemknęły o parę cali od powalonych nadbudówek. Większość załogi Atlanty zdołała w ostatniej chwili uciec przez otwory strzelnicze, ale co najmniej dwudziestu ludzi zostało na zawsze w zatopionym kadłubie.
Tombs i jego załoga nie mieli jednak czasu o tym myśleć. Wiadomość o ich desperackim rejsie dotarła już za pośrednictwem telegrafu do wszystkich oddziałów i jednostek Unii w ujściu James River. Coraz więcej pocisków z baterii brzegowych i kanonierek trafiało w uciekający pancernik; wciąż z tym samym, zerowym skutkiem – ku rozpaczy i wściekłości jankeskich artylerzystów.
W końcu jednak i oni osiągnęli pierwszy sukces. Stufuntowy pocisk z umieszczonej na wysokim brzegu baterii Fortu Hudson trafił w budkę sternika. Wybuch nie zdołał wprawdzie naruszyć pancerza, ogłuszył jednak sternika, a odłamki, które wpadły przez szczeliny obserwacyjne, dotkliwie pokaleczyły mu twarz. Główny pilot Hunt trwał jednak dzielnie przy sterze, trzymając idealnie prosty kurs środkiem toru wodnego.Niebo na wschodzie zaczęło szarzeć. Rozjaśniało się, kiedy Texas minął Newport News i z wąskiego koryta rzeki wyskoczył na rozległe, głębokie wody Hampton Roads, na których trzy lata wcześniej rozegrała się sławna bitwa między Monitorem a Merrimackiem.Czekała tu na nich cala flota Unii – rozciągnięta w morderczy szpaler. Ze swojego miejsca przy sterówce Tombs widział nie kończący się las masztów i kominów. Po lewej ustawiły się ciężkozbrojne drewniane fregaty i korwety, po prawej nowocześniejsze monitory i kanonierki. A na horyzoncie, w ciasnym przesmyku między potężnymi bastionami Fortress Monroe i Fort Wool, rozparła się imponująca sylwetka New Ironsides – wielkiego statku handlowego, opancerzonego już w czasie wojny i uzbrojonego w osiemnaście ciężkich dział.
Tombs rozkazał wreszcie odsunąć pancerne klapy; lufy dział wysunęły się z otworów jak kły z paszczy rozdrażnionego drapieżnika. Artylerzyści przyjęli ten rozkaz z entuzjazmem; zaczęli rychtować działa, ładować pociski, sypać proch do komór, ryglować zamki. Dowódcy baterii zajęli miejsca przy celownikach.Craven przeszedł powoli przez cały pokład bojowy; uśmiechał się, żartował, doradzał, dodawał otuchy. Tombs zszedł do kazamaty, by wygłosić krótką mowę. Była optymistyczna: dzielni chłopcy z Południa na pewno i tym razem tęgo złoją skórę tchórzliwym Jankesom. Potem z lunetą pod pachą wspiął się z powrotem na stanowisko przy budce sterowej.Artylerzyści Unii mieli dużo czasu, by przygotować się do bitwy. Sygnaliści już dawno przekazali jasny rozkaz: otworzyć ogień, gdy tylko Texas znajdzie się w zasięgu dział. Na razie jednak trwała straszliwa cisza, jakby stado wilków bezgłośnie obserwowało, jak zahipnotyzowana tysiącem spojrzeń ofiara zmierza w stronę nieuniknionej pułapki.
Kontradmirał David Porter, krępy, przysadzisty brodacz, mocniej naciągnął na głowę marynarską czapkę i wspiął się na dużą skrzynię, stojącą na pokładzie jego okrętu flagowego, drewnianej fregaty Brooklyn. W słabym świetle poranka mógł w ten sposób lepiej widzieć zbliżający się pancernik.
– Jest już – zauważył kapitan James Alden, dowódca fregaty. – Cholera, idzie prosto na nas!
– Piękny widok: taki rasowy okręt, idący pełną parą w paszczę śmierci… – skomentował poetycznie Porter. Texas wypełniał całe pole widzenia jego lunety. – Nigdy już nie zobaczymy niczego równie pięknego.
– Za chwilę będzie w naszym zasięgu – rzeczowo zameldował Alden.
– Nie będziemy strzelać na wiwat, panie Alden. Niech pan przypomni ludziom, że mają spokojnie czekać i szanować amunicję. Tu każdy strzał jest ważny.
Na Texasie Tombs stanął za plecami pilota, który trwał przy sterze, choć krew nadal ciekła mu po skroni.
– Niech pan się trzyma jak najbliżej tych drewnianych fregat. Ci z pancerników będą się bali strzelać, żeby nie trafić we własne okręty.
Wydał rozkaz otwarcia ognia, gdy tylko w zasięgu dział jego okrętu znalazła się pierwsza z nieprzyjacielskich jednostek… Był to Brooklyn. Stufuntowy szrapnel z dziobowej armaty Texasa przebił wysoką burtę fregaty i wybuchł w sąsiedztwie ciężkiego działa. W promieniu dziesięciu stóp zginęli wszyscy.
Wtedy odezwały się okręty Unii spod prawego brzegu. Najpierw dwa lite pociski, wystrzelone z monitora Saugus, wpadły w wodę obok rebelianckiego pancernika, wznosząc w powietrze gigantyczne fontanny. Celniej strzelały następne okręty. Chickasaw – ten sam, który niedawno stoczył zwycięski pojedynek z konfederackim pancernikiem Tennessee na zatoce Mobil, a także Manhattan i Nahant; skorygowali też swoje celowniki artylerzyści z Saugusa. Ich pociski gęsto zabębniły po pancerzu Texasa, a rzeka w jego otoczeniu zaczęła przypominać wielki, wrzący kocioł.
Tombs uznał, że nie warto podejmować boju z odległymi monitorami.
– Obrócić działa rufowe i dziobowe na lewą burtę! – zawołał do Cravena. – Cały ogień na fregaty!
Podwładni Cravena zareagowali już po paru sekundach i trzy pociski uderzyły w dębowy pokład Brooklyna. Pierwszy przebił się do maszynowni. Jego wybuch zabił na miejscu ośmiu ludzi i ranił dwunastu innych. Drugi wymiótł za burtę trzydziestodwufuntowe działo razem z obsługą. Największe spustoszenia poczynił jednak trzeci pocisk.