– Najwyraźniej dysponuje pan informacjami, o których ja nic nie wiem – odparł chłodno funkcjonariusz Departamentu Stanu. – O ile oczywiście są to informacje, a nie dezinformacje. Ja znałem Sheng Chouyanga takiego, jakiego opisałem.
– Tak samo jak Dawid Webb, którego panu opisaliśmy, był Jasonem Bourne'em? Nie, proszę się nie denerwować. Nie bawię się z panem w kotka i myszkę, tylko zależy mi, żeby pan to zrozumiał:
Sheng nie jest tym człowiekiem, którego pan znał. Nigdy nim nie był.
– W takim razie kogo znałem? Kto siedział po drugiej stronie stołu w czasie negocjacji?
– To zdrajca, panie podsekretarzu. Sheng Chouyang zdradził swój kraj, a kiedy jego zdrada wyjdzie na jaw, co prędzej lub później musi nastąpić, Pekin obciąży odpowiedzialnością cały wolny świat. Konsekwencje tego błędu będą wręcz niewyobrażalne… Niemniej jesteśmy pewni, że przyświeca mu konkretny cel.
– Sheng zdrajcą! Nie wierzę panu! Przecież w Pekinie jest niemalże wielbiony! Najprawdopodobniej w przyszłości zostanie Przewodniczącym!
– Wówczas Chinami będzie rządził nacjonalista i fanatyk, pod względem ideologicznym wywodzący się z Tajwanu.
– Pan oszalał! Chwileczkę, przed chwilą powiedział pan, że on ma jakiś cel. „Przyświeca mu konkretny cel”, takiego użył pan sformułowania!
– Wraz ze swoimi zwolennikami pragnie zagarnąć Hongkong. Potajemnie przygotowuje ekonomiczny „Blitzkrieg”, polegający na poddaniu całego handlu i wszystkich instytucji finansowych kontroli „neutralnej” komisji, a w rzeczywistości podległej Pekinowi, czyli jemu. Pretekstem ma być fakt, że w roku 1997 wygasa brytyjsko-chiński układ, w związku z czym powołanie owej komisji ma się stać pozornie logicznym wstępem do przejęcia przez Chiny zwierzchności nad wyspą. Nastąpi to w momencie, gdy Sheng usunie ze swojej drogi wszystkie przeszkody i kiedy w sprawach ekonomii będzie się liczyć wyłącznie jego zdanie. Może to się zdarzyć za miesiąc lub dwa. Albo w przyszłym tygodniu.
– Uważacie, że Pekin się na to zgodzi? – zaprotestował McAl-lister. – Mylicie się! To… to szaleństwo! Chińska Republika Ludowa nigdy nie tknie Hongkongu, ponieważ przechodzi przez niego sześćdziesiąt procent jej międzynarodowej wymiany. Porozumienia gwarantują istnienie Wolnej Strefy Ekonomicznej przez pięćdziesiąt lat, a najważniejszym podpisem, jaki na nich figuruje, jest właśnie podpis Shenga!
– Ale dzisiaj Sheng nie jest tym samym Shengiem, którego pan znał.
– Tylko kim, do diabła?
– Proszę się przygotować na niespodziankę, panie podsekretarzu. Sheng Chouyang jest najstarszym synem działającego na terenie Szanghaju przemysłowca, który zdobył swą fortunę w starych, skorumpowanych Chinach Czang Kaj-szeka. Kiedy stało się jasne, że rewolucja Mao jednak zwycięży, cała rodzina uciekła za granicę, tak jak uczyniło to wielu posiadaczy ziemskich i kupców, zabierając ze sobą wszystko, co tylko udało się zabrać. Ojciec jest teraz jednym z najważniejszych taipanów w Hongkongu – niestety nie wiemy którym. Dzięki łaskawości jego syna, najpotężniejszego ministra w Pekinie, kolonia stanie się praktycznie jego własnością. To największa ironia i zarazem zemsta starego człowieka: Hongkong znajdzie się pod władaniem tych samych ludzi, którzy skorumpowali nacjonalistyczne Chiny, Przez długie lata bezwzględnie wykorzystywali swój kraj, ciągnąc olbrzymie zyski z pracy głodujących, ubezwłasnowolnionych ludzi, przygotowując grunt pod rewolucję Mao. Nawet jeżeli to, co mówię, brzmi jak komunistyczny bełkot, to obawiam się, że w większej części jest jednak żenująco prawdziwe. Obecnie garstka prowadzonych przez maniaka fanatyków chce siłą uzyskać to, czego nie przyznałby im żaden sąd na świecie. – Hayilland umilkł na chwilę, po czym fuknął z pogardą: – Szaleńcy!
– Skoro nie wiecie, kto jest tym taipanem, skąd macie pewność, że to wszystko prawda?
– Informacja pochodzi ze ściśle tajnych źródeł, ale została potwierdzona – odparł Reilly. – Po raz pierwszy dotarła do nas z Tajwanu. Pierwszym informatorem był członek tamtejszego rządu obawiający się, że taki rozwój wydarzeń nie przyniesie nic oprócz krwawej łaźni, w której skąpie się cały Daleki Wschód. Błagał nas, byśmy do tego nie dopuścili. Nazajutrz rano został znaleziony z poderżniętym gardłem i trzema kulami w głowie. W chińskim języku symboli oznacza to, że był zdrajcą. Od tamtej pory w podobny sposób zginęło jeszcze pięciu ludzi. To prawda. Spisek istnieje, rozszerza się coraz bardziej, a jego serce znajduje się w Hongkongu.
– Szaleństwo!
– W dodatku takie, które nigdy nie przyniesie oczekiwanych rezultatów – uzupełnił Hayilland. – Gdyby istniały jakiekolwiek szansę, moglibyśmy udać, że patrzymy akurat w inną stronę i pozostawić sprawy ich biegowi. Ale takie szansę nie istnieją. Wszystko spali na panewce, podobnie jak w siedemdziesiątym drugim spisek Lin Piao przeciwko Mao Tse-tungowi, a wtedy Pekin zwróci się przeciwko Ameryce, Tajwanowi i Wielkiej Brytanii, oskarżając jednocześnie najważniejsze ogólnoświatowe instytucje finansowe o to, że wspomagały konspiratorów. Osiem lat postępu pójdzie na marne tylko dlatego, że jakiejś grupce fanatyków zachciało się zemsty. Ujmując to w sposób, do którego jest pan przyzwyczajony, panie podsekretarzu. Chińczycy są podejrzliwym i skorym do niepokojów narodem, a jeśli wolno mi dodać także moją opinię, wynikającą z wieloletniego doświadczenia, do którego niedawno pan się odwoływał – ich rząd jest niezwykle skłonny do paranoidalnych podejrzeń, doszukując się bezustannie zdrady zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz swego kręgu. Bez trudu uwierzą, że cały świat postanowił zdusić ich ekonomię, odcinając ją od międzynarodowego rynku i rzucić kraj na kolana, podczas gdy zza północnej granicy Rosjanie będą się temu przyglądali z coraz szerszymi uśmiechami. Odpowiedź będzie gwałtowna i natychmiastowa: wojska zajmą Koulun, Hongkong i całe Nowe Terytoria, na których szerzy się burżuazyjne zepsucie. Niezliczone miliardowe inwestycje przepadną bez śladu, handel właściwie ustanie, miliony ludzi stracą pracę, pojawią się głód i choroby. Daleki Wschód stanie w płomieniach, a cały świat w obliczu wojny, o jakiej nikt z nas wolałby nie myśleć.
– Boże… – szepnął McAllister. – Nie można do tego dopuścić!
– Rzeczywiście, nie można – zgodził się ambasador.
– Ale dlaczego właśnie Webb?
– Nie Webb, tylko Jason Bourne – poprawił go Havilland.
– W porządku! W takim razie, dlaczego Jason Bourne?
– Ponieważ z Koulunu dotarła do nas informacja, że on już tam jest.
– Co takiego?
– A my wiemy, że to nieprawda.
– Nic nie rozumiem!
– Znowu uderza. Zabija. Wrócił do Azji.
– Przecież to, co pan mówi, nie ma najmniejszego sensu!
– Ale to, co robi Sheng Chouyang, ma głęboki sens.
– Jak to?
– On go tam sprowadził. Jason Bourne jest ponownie do wynajęcia. Jego klient, jak zwykle, tak dobrze się zamaskował, że nie sposób do niego dotrzeć – tym bardziej, iż jest nim ktoś, kogo nikt przy zdrowych zmysłach nie mógłby o to podejrzewać: czołowy polityk Chińskiej Republiki Ludowej, pragnący wyeliminować swoich oponentów zarówno w Hongkongu, jak i w Pekinie. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy dziwnym zbiegiem okoliczności umilkło wiele wpływowych głosów w Komitecie Centralnym. Według oficjalnych dokumentów część spośród nich zmarła, czemu trudno się dziwić, zważywszy na ich wiek, dwaj zaś prawdopodobnie zginęli w wypadkach – jeden w samolotowym, drugi na wylew krwi do mózgu podczas urlopu w górach Shaoguan. Nawet jeśli to kłamstwo, to przynajmniej starano się nadać mu pozory prawdopodobieństwa. Inny został „przeniesiony”, co stanowi eufemizm oznaczający popadniecie w niełaskę, a wreszcie, i to jest najbardziej niezwykłe, wicepremier rządu ChRL zginął zamordowany w Koulunie, kiedy w Pekinie nie wiedziano nawet, że się tam znajduje. To okropna sprawa. Wraz z nim zostało zmasakrowanych jeszcze czterech ludzi, a zabójca pozostawił wizytówkę, pisząc w kałuży krwi na podłodze dwa słowa: Jason Bourne. Ego uzurpatora wymagało, by wszyscy łączyli z tym morderstwem wyłącznie to nazwisko.
McAllister zamrugał raptownie powiekami, rozglądając się bezradnie po pokoju.
– To przerasta mnie o głowę – wykrztusił z trudem, lecz niemal natychmiast opanował się i utkwił nieruchome spojrzenie w twarzy Havillanda. – Czy ofiary zbrodni miały ze sobą coś wspólnego?
Dyplomata skinął głową.
– Raporty naszego wywiadu nie pozostawiają co do tego żadnych wątpliwości. Niektórzy mniej, a niektórzy bardziej otwarcie, ale wszyscy występowali przeciwko polityce Shenga. Ze szczególną energią czynił to właśnie wicepremier, stary rewolucjonista i weteran Wielkiego Marszu Mao. Nie mógł po prostu znieść parweniuszowskiego Shenga. Ale co robił potajemnie w Koulunie, w towarzystwie bankierów? Pekin nie mógł znaleźć odpowiedzi na to pytanie, więc całą sprawę zatuszowano, ciało poddano kremacji, a wicepremier po prostu przestał oficjalnie istnieć.
– „Wizytówka” zabójcy… To nazwisko wypisane w kałuży krwi… wskazywałoby na Shenga – powiedział drżącym głosem podsekretarz stanu, nerwowo trąc ręką czoło. – Dlaczego to zrobił? Dlaczego zostawił nazwisko?
– Przecież to biznes, a każdy biznes wymaga reklamy. Trudno sobie wymarzyć lepszą. Czy już zaczyna pan rozumieć?
– Nie jestem pewien, co pan ma na myśli.
– • Dla nas ten nowy Bourne stanowi drogę wiodącą bezpośrednio do Shenga. Użyjemy go jako pułapki. Uzurpator podszywa się pod mityczną postać, lecz jeśli autentyczny Bourne wytropi go i zajmie jego miejsce, będzie mógł dosięgnąć samego Shenga. To bardzo proste. Nasz Jason Bourne zastąpi tamtego mordercę, a następnie wyśle do Shenga pilną wiadomość, że stało się coś, co może zagrozić całości starannie przygotowanego planu. Sheng musi na to zareagować. Nie może sobie pozwolić na zignorowanie takiego sygnału, bo przecież najważniejsze jest to, żeby jego prawdziwe plany nie wyszły na jaw zbyt wcześnie. Aż do ostatniej chwili musi mieć czyste ręce. Stawi się na spotkanie choćby po to, by osobiście zabić wynajętego mordercę i usunąć w ten sposób wszelkie wiążące go z nim ślady. Kiedy to uczyni, my będziemy przygotowani i tym razem nie zawiedziemy.