– Poruczniku? – odezwała się.
Skinął głową w jej stronę.
– Słucham, Rizzoli?
– Co jest z tym biurem?
Przysłali agenta, który oczekuje od nas pełnego dostępu do śledztwa.
– Takie żądanie wyraziła Komenda Główna Policji.
Zatwierdzone na samym szczycie, pomyślała.
Patrzyła, jak ekipa kryminalistyczna pakuje swój sprzęt i wraca do furgonetki. Mimo że byli w granicach miasta, ciemny róg rezerwatu Stony Brook, w którym się znajdowali, wydawał się odludny jak głęboka puszcza.
Wiatr wirował opadłymi liśćmi i roznosił zapach zgnilizny. Widziała wśród drzew kołysanie się latarki Barryego Frosta, który odwiązywał taśmę otaczającą miejsce, w którym znaleziono ciało, likwidując wszelkie ślady działania policji.
Od dziś to miejsce będzie obserwowane; możliwe, że zapach rozkładających się zwłok zwabi przestępcę do tej cichej kępy drzew w opustoszałym parku.
– Więc nie pozostaje mi nic innego, jak tylko współpracować z agentem Deanem? – zapytała.
– Obiecałem komendantowi, że będziemy z nim współpracowali.
– Co w tej sprawie tak zainteresowało federalnych?
– Nie zapytałaś Deana?
– Z równym skutkiem mogłabym zapytać to drzewo.
– Jest impregnowany.
Ta sytuacja mi się nie podoba. Mamy przekazywać mu wszystkie informacje, a on nie jest zobowiązany do niczego.
– Może podeszłaś do niego niewłaściwie.
Poczuła nagłe ukłucie złości.
Zrozumiała przesłanie ukryte w tych słowach.
Nie umiesz postępować z mężczyznami, Rizzoli. Zawsze ich wkurzasz.
– Zetknąłeś się kiedykolwiek z agentem Deanem?
– Nie.
Uśmiechnęła się sarkastycznie.
– To masz szczęście.
– Słuchaj, postaram się dowiedzieć więcej. Na razie spróbuj z nim współpracować, dobrze?
– Czy powiedziałam, że nie będę?
– Miałem w tej sprawie telefon.
Dowiedziałem się, że go stąd wypędziłaś. To nie wygląda na chęć do współpracy.
– Zakwestionował moje dowództwo. Chcę zaraz, na tym miejscu, coś ustalić. Prowadzę tę sprawę, czy nie?
Chwila ciszy.
– Prowadzisz.
– Wierzę, że agent Dean weźmie to pod uwagę.
– Postaram się, żeby tak było.
– Odwróciwszy się, spojrzał na las.
– A zatem mamy dwa trupy. Oba to kobiety?
– Sądząc po rozmiarach szkieletu i znalezionych włosach, ten drugi również jest kobietą. Zostało na nim bardzo mało miękkiej tkanki, resztę zjadły robaki. Przyczyny śmierci na razie nie dało się ustalić.
– Skąd wiadomo, że tu nie ma więcej trupów?
– Psy niczego nie znalazły.
Marquette odetchnął z ulgą.
– Dzięki Bogu.
Odezwał się sygnał pagera.
Zerknąwszy na wyświetlacz, Rizzoli rozpoznała numer lekarza sądowego.
– Powtarza się historia sprzed roku – mruknął Marquette, patrząc na las.
– Chirurg zaczął zabijać w tym samym czasie.
– To te upały – powiedziała Rizzoli, sięgając po swoją komórkę.
– Potwory wyłażą z kryjówek.