– Co mu właściwie jest? – pyta.
– Prawdopodobnie nastąpiło pęknięcie wyrostka robaczkowego. Przygotowałam wszystkie dokumenty i zadzwoniłam do tamtejszego pogotowia. Zostanie przewieziony ambulansem.
– Cholera. Będę musiał z nim jechać. Ile czasu to zajmie?
– Zostanie natychmiast przyjęty. Myślę, że czeka go operacja.
Strażnik spogląda na zegarek.
Sprawdza, ile czasu zostało mu do końca zmiany, i zastanawia się, czy ktoś przyjedzie do szpitala, żeby go zastąpić. Nie troszczy się o mnie, tylko o siebie. Ja jestem jedynie zakłóceniem w porządku jego dnia.
Pielęgniarka składa stertę dokumentów i wsuwa je do koperty. Oddaje kopertę strażnikowi.
– To dla pogotowia. Zadbaj, żeby zostały przekazane lekarzowi.
– Więc przyjedzie po niego ambulans?
– Tak.
– Będą kłopoty z pilnowaniem go.
Pielęgniarka patrzy na mnie.
Rękę mam przykutą kajdankami do pryczy. Leżę nieruchomo z podwiniętymi kolanami; stanowię klasyczny obraz pacjenta rozdzieranego potwornym bólem z powodu zapalenia otrzewnej.
– Nie martwiłabym się zbytnio zagrożeniem. Jest zbyt słaby, żeby mógł stawić opór.