– Był pan koszykarzem – przemówiła, zanim otworzyła drzwi wejściowe.

– Tak.

– Tym, który rozwalił sobie kolano.

W pierwszym meczu przed sezonem NBA. Jako zawodowy gracz, zakontraktowany z pierwszego naboru przez Boston Celtics. Fatalne zderzenie z przeciwnikiem i po karierze. Skończonej znienacka, zanim na dobre się zaczęła.

– Zdołał się pan z tym pogodzić – powiedziała. – Ułożył pan sobie życie, szczęśliwie i owocnie. – Uniosła głowę. – Dlaczego nie udało się Billy'emu Lee?

Myron nie miał na to odpowiedzi – także dlatego, że nie był pewien, czy rzeczywiście ułożył sobie życie. Pożegnał się i zostawił panią Palms z duchami przeszłości.

14

Sprawdził godzinę. Pora obiadu. Oczekiwali go tata z mamą. Kiedy wjechał na Garden State Parkway, odezwała się komórka.

– Jesteś w samochodzie? – spytał Win, uprzejmy jak zawsze.

– Tak.

– Nastaw jeden zero jeden zero WINS. Zadzwonię. Myron nastawił nowojorską stację na okrągło nadającą wiadomości. Reporter w helikopterze kończący raport o sytuacji na drogach oddał głos spikerce w studiu.

– Za sześćdziesiąt sekund najświeższe rewelacje w sprawie zamordowania baseballisty Clu Haida – zapowiedziała.

Było to długie sześćdziesiąt sekund. Myron musiał znieść wyjątkowo irytującą reklamę pączków z dziurką, a potem jakiś rozentuzjazmowany przygłup zdradził, jak pięć tysięcy dolarów rozmnożyć w dwadzieścia, choć zaraz ciszej i szybciej dorzucił, że ten patent nie zawsze się sprawdza i możesz też stracić pieniądze, co cię najprawdopodobniej czeka, gdyż trzeba być patentowanym durniem, żeby słuchać finansowych rad z radiowych reklam. Wreszcie na antenę powróciła spikerka. Przedstawiła się słuchaczom – tak jakby kogokolwiek to obchodziło – wymieniła nazwisko męskiego partnera i przeczytała:

– ABC donosi na podstawie anonimowego źródła w prokuraturze okręgowej powiatu Bergen, że na miejscu przestępstwa znaleziono włosy i, cytuję, „inne dowody fizjologiczne”, koniec cytatu, odpowiadające próbkom pobranym od podejrzanej o morderstwo Esperanzy Diaz. Według tego samego źródła, trwają badania DNA, ale wstępne testy obciążają panią Diaz. źródło to mówi również, że włosy, w tym krótkie, znaleziono w różnych miejscach w całym domu. Myronowi zatrzepotało serce. Krótkie włosy! Eufemizm zamiast „łonowe”.

– Nie ujawniono innych szczegółów, lecz prokuratura okręgowa najwyraźniej sądzi, że Clu Haida i Esperanzę Diaz łączył związek seksualny. Zostańcie państwo z jeden zero jeden zero WINS, radiem szczegółowych wiadomości.

Zadzwoniła komórka. Myron odebrał telefon.

– Chryste! – jęknął.

– Słabo powiedziane – rzekł Win.

– Zaraz oddzwonię.

Myron połączył się z kancelarią Hester Crimstein i od sekretarki usłyszał, że pani Crimstein jest w tej chwili niedostępna. Podkreślił, że dzwoni w pilnej sprawie. Nie wpłynęło to jednak na dostępność adwokatki. Kiedy spytał, czy pani Crimstein ma telefon komórkowy, sekretarka rozłączyła się. Wcisnął przycisk.

Telefon odebrał Win.

– Co o tym myślisz? – spytał go.

– Esperanza sypiała z Clu – odparł Win.

– Może nie sypiała.

– A jakże. Ktoś podrzucił na miejsce morderstwa jej włosy łonowe?

– Ten przeciek może być fałszywy.

– Niewykluczone.

– Mogła go odwiedzić w mieszkaniu w sprawach zawodowych.

– I przypadkiem zgubiła tam włosy łonowe?

– Może korzystała z łazienki. Może…

– Myron?

– Słucham?

– Nie wchodź dalej w szczegóły, dziękuję. Musimy uwzględnić jeszcze coś.

– Co?

– Dane z elektronicznej rogatki.

– Dobrze. Przejechała przez most Waszyngtona godzinę po morderstwie. To wiemy. Ale czy to nie pasuje do reszty? Po ostrej kłótni z Clu w garażu parkingowym Esperanza chce oczyścić atmosferę, więc jedzie do jego mieszkania.

– A kiedy tam przyjeżdża?

– Nie wiem. Może znajduje zwłoki i wpada w popłoch.

– A jakże. A potem wyrywa sobie kilka włosów łonowych i ucieka.

– Nie twierdzę, że nie była przedtem w tym mieszkaniu.

– Była.

– Skąd wiesz?

– Elektroniczna rogatka zarejestrowała przejazdy twojego forda taurusa. Z rachunku, który przyszedł w zeszłym tygodniu, wynika, że w minionym miesiącu przejechał on przez most Waszyngtona osiemnaście razy.

Myron zmarszczył brwi.

– Żartujesz.

– Aha, taki ze mnie figlarz. Pozwoliłem też sobie zbadać zeszły miesiąc. Przejazdów przez most było szesnaście.

– Może Esperanza jeździła do Północnego Jersey z innego powodu.

– A jakże. Centra handlowe w Paramus to prawdziwa atrakcja.

– Dobrze – uległ Myron. – Przyjmijmy, że miała romans.

– To najroztropniejszy domysł, zwłaszcza że pozwala sensownie wyjaśnić większość zdarzeń.

– Jak to?

– Takich jak milczenie Esperanzy.

– W jaki sposób?

– Kochankowie to z reguły wymarzeni podejrzani – odparł Win. – Na przykład, gdyby Esperanza i Clu tańczyli z sobą pościelowe mambo, głośną wymianę zdań w garażu można by uznać za sprzeczkę kochanków. W sumie taki fakt nie wróżyłby jej najlepiej. Pragnęłaby go ukryć.

– Przed nami? – zaripostował Myron.

– Tak.

– Dlaczego? Ona nam ufa.

– Na myśl przychodzi mi kilka powodów. Adwokatka zabroniła jej pewnie mówić cokolwiek.

– Esperanzy by to nie powstrzymało.

– Mogłoby. Lecz ważniejsze, że prawdopodobnie się wstydzi. Niedawno zrobiłeś ją wspólniczką. Odpowiadała za sprawę Clu. Wprawdzie uważasz, że jest za twarda, żeby przejmować się czymś takim, ale wątpię, czy ucieszyłaby ją twoja dezaprobata.

Myron przetrawił to sobie. Brzmiało sensownie, choć miał zastrzeżenia.

– Chyba jednak coś pominęliśmy – powiedział.

– To dlatego, że nie uwzględniamy najważniejszego powodu jej milczenia.

– To znaczy?

– Tego, że go zabiła.

I na tej figlarnej nucie Win zakończył rozmowę. Myron pojechał Nortfield Avenue w kierunku Livingston. W przodzie wyłoniły się znajome charakterystyczne obiekty rodzinnego miasta. Przemyślał sobie, co usłyszał w wiadomościach i od Wina. Czyżby to Esperanza była tajemniczą kobietą, z której powodu Haigowie się rozstali? A jeżeli tak, to czemu Bonnie tego nie potwierdziła? Może nie wiedziała. A może… Wolnego!

Może Clu i Esperanza spotkali się w Zgadnij. Wybrali się tam razem czy wpadli na siebie przypadkiem? Czy tak się zaczął ich romans? Pojechali i wzięli udział w czymś… jak zwał, tak zwał? Może był to zwyczajny traf? Może zjawili się w przebraniu, nie zdając sobie sprawy, kim są, aż… sprawy zaszły za daleko? Miało to sens?

Przy Nero's Restaurant skręcił w prawo w Hobart Gap Road. Miał już niedaleko. Wjechał w krainę swojego dzieciństwa – poprawka: całego życia, które spędził z rodzicami. Dopiero jakiś rok temu wreszcie odciął familijną pępowinę i przeprowadził się do Jessiki. Psycholodzy, psychiatrzy i podobni, używając sobie na tym, że przekroczywszy trzydziestkę, nadal mieszkał z tatą i mamą, z pewnością snuliby rozliczne teorie na temat nienaturalnych ciągot, które go przy nich trzymały. Być może mieliby rację. Dla niego wszakże odpowiedź była znacznie prostsza. Lubił swoich najbliższych. Owszem, bywali nieznośni – którzy rodzice nie są? – i lubili wścibiać nos w jego sprawy. Ale zwykle to wścibstwo dotyczyło spraw marginalnych. Respektowali jego prywatność, a przy tym czuł, że się o niego troszczą i jest dla nich ważny. Czy to było niezdrowe? Może. Lecz i tak znacznie lepsze od losu znajomych, namiętnie oskarżających rodziców o wszystkie życiowe niepowodzenia. Skręcił w swoją ulicę. Osiedle nie wyróżniało się niczym. Jak tysiące podobnych w New Jersey, a setki tysięcy w Stanach. Typowe przedmieście, podstawa tego kraju, bitewne pole legendarnego Amerykańskiego Marzenia, kwintesencja banału, ale Myron lubił tu mieszkać. Pewnie, były też nieszczęścia, niezadowolenie, niesnaski i co tylko, a jednak uważał to miejsce za „najbardziej rzeczywiste” na świecie. Uwielbiał placyk do kosza na podjeździe do domu, małe kółka przy nowych rowerkach pomagające w nauce jazdy, ustalony porządek dnia, chodzenie do szkoły, nadmierną dbałość o kolor trawników. To było życie. Na tym polegało.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: