Maggie słuchała cierpliwie, odczekała chwilę, kiedy zamilkł. Nick miał z pewnością skomplikowane stosunki z ojcem, a rozmowa na ten temat krępowała go. Maggie wiedziała, że próbuje jej przekazać coś istotnego, coś co ma związek ze sprawą Jeffreysa. Czyżby sądził, że jego ojciec pokpił wówczas sprawę?
Wreszcie Nick spojrzał na nią, jakby czytał w jej myślach.
– Nie zrozum mnie źle. Nie twierdzę, że ojciec celowo narażał ludzi na niebezpieczeństwo. Cieszy się wielkim szacunkiem i tak było zawsze. Wiem, że nigdy nie wybraliby mnie na szeryfa, gdybym nie był jego synem. Chcę powiedzieć, że to wszystko jakoś zbyt łatwo się poukładało, gdy tylko tata złapał Jeffreysa. Któregoś dnia pojawiła się poufna informacja, a następnego Jeffreys już wszystko wypaplał.
– Jaka informacja?
– Chyba ktoś zadzwonił. Nie pamiętam dokładnie. Nie było mnie tu wtedy. Pracowałem na uniwersytecie stanowym, wszystko docierało do mnie z drugiej ręki. W raportach nic o tym nie ma?
Maggie przekartkowała kilka teczek. Większość dokumentów już przeczytała i nie przypominała sobie żadnej informacji o telefonie.
– Nie natknęłam się na informację o anonimowym przecieku – rzekła, wręczając mu dokument oznaczony tytułem „Aresztowanie Jeffreysa”. – Co jeszcze pamiętasz?
Był skonfundowany, a ona nie była pewna, czy Nick kwestionuje swoją pamięć, czy działania ojca. Przyglądała mu się znad raportów przygotowanych i podpisanych przez Antonia Morrellego.
– Raporty twojego ojca są bardzo wyczerpujące, samo aresztowanie opisane jest krok po kroku. Jest tu nawet napisane, co znaleźli w bagażniku auta Jeffreysa. – Sprawdziła swoje notatki i przeczytała:
– Rolka taśmy, nóż myśliwski, jakiś sznur… zaraz… – Sprawdziła, czy przepisała bezbłędnie. – Para chłopięcych majtek, które, jak później stwierdzono, należały do… – Spojrzała na Nicka, który znalazł tę samą listę w raporcie i czytał te same punkty. Spotkali się wzrokiem. Pomyśleli to samo. Maggie kontynuowała: – Para chłopięcych majtek, które, jak stwierdzono później, należały do Erica Paltrowa. – Maggie przetrząsnęła raz jeszcze raport koronera, żeby sobie odświeżyć pamięć, choć wiedziała, co w nim jest. – Eric Paltrow miał na sobie majtki, kiedy go znaleziono.
Nick z niedowierzaniem kręcił głową.
– Założę się, że Jeffreys zdziwił się tym znaleziskiem w swoim bagażniku.
Patrzyli na siebie. Żadne z nich nie chciało głośno nazwać tego, na co właśnie się natknęli. Ronald Jeffreys został skazany za dwa morderstwa, których nie popełnił. Istniało spore prawdopodobieństwo, że wpakował go w to ktoś z biura szeryfa.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DZIEWIĄTY
Wtorek, 28 października
Dzień był fatalny. Nick uważał, że to z powodu dwóch zaledwie godzin snu, które na domiar złego spędził w biurowym fotelu. Maggie wróciła do hotelu o trzeciej nad ranem, żeby odpocząć, wziąć prysznic i zmienić ubranie. Nick nie pojechał do swojego domu na wsi, tylko zasnął przy biurku. Przez cały dzień szyja i plecy przypominały mu, że tylko cztery lata dzielą go od czterdziestki.
Nie miał już tyle siły co dawniej, chociaż jego troska o sprawność seksualną stała się nieaktualna dzięki Maggie O’Dell. Pamiętał, jak zareagowała na dotyk jego palców, wciąż widział jej iskrzące spojrzenie. No, co się z nim działo w tamtej chwili… Jezu, jakże się cieszył, że z więziennego prysznica lała się tylko zimna woda. Nawet ktoś taki jak on przestrzega pewnych reguł, gdy w grę wchodzą mężatki. Gdyby tylko jego ciało nie podszeptywało wciąż, że reguły są po to, by je łamać.
Miał pecha, bo zapas czystej odzieży, zwykle spoczywający w biurowej szafie, skończył się kilka dni wcześniej. Włożył więc oficjalny brązowy mundur, co zresztą było jak najbardziej właściwe z uwagi na poranną konferencję prasową. Choć prawdę mówiąc, niczego to nie zmieniło. Ludzie, którzy przyszli na konferencję, szybko zamienili się w żądny linczu tłum, na co istotny wpływ miał poranny artykuł Christine z wytłuszczonym tytułem:
Biuro szeryfa ignoruje ślady w sprawie Alvereza.
Nick był przekonany, że Eddie odwiedził panią Krichek, i to już dawno, po jej pierwszym telefonie. Czemu do diabła od razu sobie nie uświadomił, że Krichek ma świetny widok na parking, gdzie porwano Danny’ego? Jezu, udusiłby Eddiego albo jeszcze gorzej, rzuciłby go na pastwę tych dziennikarzy jako kozła ofiarnego. Tymczasem puścił go po kilku słowach upomnienia.
Cholera, potrzebował teraz wszystkich swoich pracowników. To nie był czas, żeby tracić zimną krew, do czego o mały włos nie doszło na konferencji, kiedy zaczęto go zasypywać obrzydliwymi pytaniami. Za to O’Dell, rzeczowo i kategorycznie, jak tylko ona potrafiła, szybko sprowadziła wszystko do właściwych proporcji. Stwierdziła, że media powinny wziąć czynny udział w poszukiwaniu mordercy, a nie doszukiwać się błędów w strategii szeryfa, i wysłała ich na poszukiwanie niebieskiego pickupa. Nick zaczął się już zastanawiać, jak w ogóle by sobie bez niej poradził. Miał nadzieję, że nie dowie się tego prędko.
Skręcił w ulicę, gdzie mieszkała Christine, kiedy słońce wyjrzało z dziury między chmurami, po czym znów znikło. Zbliżał się wieczór, robiło się chłodno, ostry wiatr zapowiadał spadek temperatury.
Maggie przez całą drogę siedziała obok niego zatopiona w dokumentach sprawy Alvereza. Na jej kolanach leżały rozrzucone zdjęcia z miejsca zbrodni, i te, które zrobiła sama swoim polaroidem. Jak najszybsze stworzenie precyzyjnego portretu mordercy stało się jej obsesją, jakby mogło to uratować życie Matthew Tannera. Spędziwszy popołudnie na zestawianiu sprzecznych śladów i przesłuchaniu wielu świadków, którzy nie mieli nic do powiedzenia, Nick obawiał się, że jest już za późno. Od chwili zaginięcia Matthew stu siedemdziesięciu pięciu szeregowych policjantów, oficerów i cywili prowadziło nieprzerwane poszukiwania, lecz żaden strzęp dowodu nie zbliżył ich do odnalezienia chłopca. Wszystko wskazywało na to, że ktoś zatrzymał się samochodem obok Matthew i sprawił, by chłopiec wsiadł do jego wozu dobrowolnie. Dokładnie tak jak mówiła pani Krichek.
Jeśli to prawda, bardzo możliwe, że mordercą jest osoba, którą chłopcy znają i której ufają. Jezu, Nick wolałby już, żeby morderca rozpłynął się we mgle, niż żeby okazał się kimś stąd. Kimś, kto żyje w tej społeczności. Może to ktoś, kogo i on zna.
Zamyślony Nick wjechał na podjazd i zahamował gwałtownie. Fotografie rozsypały się po siedzeniu i podłodze.
– Przepraszam. – Skierował dżipa na parking, ocierając dłoń o udo Maggie. Odsunął rękę i zaczął szybko podnosić zdjęcia. Ich ręce zaplątały się przypadkiem, czoła dotknęły się. Podał jej zdjęcia, Maggie podziękowała, odwracając wzrok. Caluteńki dzień obchodzili się na palcach. Nick nie był pewny, czy chodziło o odkrycie dotyczące sprawy Jeffreysa, czy może o zbyt bliski kontakt.
Gdy stanęli przed drzwiami Christine, zadzwoniła komórka Maggie.
– Agentka O’Dell.
Christine wpuściła ich do środka.
– Byłam pewna, że znów odwołasz – szepnęła Nickowi do ucha i zaprowadziła go do salonu, zostawiając Maggie w holu, żeby mogła swobodnie rozmawiać.
– Z powodu artykułu? – spytał Nick.
Zdziwiła się, jakby wcale o tym nie pomyślała.
– Nie, ponieważ jesteś zawalony robotą. Nie jesteś zły za ten artykuł, co?
– Krichek to wariatka. Wątpię, by cokolwiek widziała.
– Ona jest przekonująca, Nick. I całkiem normalna. Powinieneś szukać niebieskiego pickupa.
Posłał spojrzenie w stronę Maggie, która chodziła tam i z powrotem. Była rozjuszona, jej oczy miotały błyskawice. Miał ochotę podsłuchać rozmowę. I nagle jego życzenie spełniło się, bo wściekły głos Maggie dotarł do pokoju.
– Idź do diabła, Greg! – Wrzuciła telefon do kieszeni, lecz rozdzwonił się na nowo.
Christine spojrzała na Nicka, unosząc brwi.
– Kim jest Greg? – spytała szeptem.