– Jej mężem.
– Nie wiedziałam, że ma męża.
– Czemu miałaby nie mieć? – rzucił i natychmiast pożałował swojego tonu, widząc uśmiech siostry.
– Nic dziwnego, że się przy niej tak pilnujesz.
– Co to niby ma znaczyć, cholera?
– Ona jest fantastyczna, gdybyś jeszcze nie zauważył, braciszku.
– Jest także agentką FBI. To czysto zawodowe kontakty.
– A od kiedy tak się tym przejmujesz? Pamiętasz tę śliczną prawniczkę z biura prokuratora? Chyba że tak rozumiesz „czysto zawodowe kontakty”…
– Nie była mężatką. – O ile dobrze pamiętał, starała się o rozwód.
Weszła Maggie. Na jej twarzy malowała się pełna goryczy rozpacz.
– Proszę mi wybaczyć – powiedziała, opierając się o framugę. – Mój mąż od pewnego czasu uwielbia mnie wkurzać.
– Dlatego pozbyłam się swojego – rzekła Christine z uśmiechem. – Jednego żałuję, że czekałam z tym zbyt długo. – Tak naprawdę to Bruce ją porzucił, ale nie musiała się z tego zwierzać. – Nicky, nalej Maggie wina. Sprawdzę, co słychać w kuchni. – Wychodząc, poklepała Maggie po ramieniu.
Butelka wina stała na stoliku. Nick napełnił kieliszki, kątem oka obserwując Maggie. Chodziła po pokoju, udając, że jest zainteresowana dekoratorskimi talentami Christine, ale była wyraźnie wytrącona z równowagi. Przystanęła przy oknie i zapatrzyła się w podwórko. Nick wziął kieliszki i podszedł do niej. Zadrżała.
– Nic ci nie jest? – Podał jej wino, mając nadzieję zajrzeć jej w oczy.
– Byłeś kiedyś żonaty, Nick? – Wzięła od niego kieliszek, ni stąd, ni zowąd zaintrygowana cieniem, który kładł się w ogrodzie Christine.
– Nie, udało mi się tego uniknąć.
Stali w milczeniu obok siebie. Jej łokieć otarł się o jego ramię, kiedy unosiła rękę z kieliszkiem. Ani drgnął, czerpiąc przyjemność z ciepła, jakie towarzyszyło temu przelotnemu kontaktowi. Czekał, chciał się dowiedzieć, dlaczego jej małżeństwo się rozpada. Potem nagle zaatakowało go poczucie winy. Dla usprawiedliwienia własnych myśli powiedział:
– Nie nosisz obrączki.
Uniosła rękę, jakby chciała to sprawdzić, a następnie wcisnęła ją do kieszeni.
– Leży na dnie Charles River.
– Słucham? – Nie widząc jej oczu, nie wiedział, czy żartuje, czy mówi poważnie.
– Rok temu wyciągaliśmy pływaka z rzeki.
– Pływaka?
– Tak nazywamy ciało, które już trochę przeleżało się w wodzie. Woda była bardzo zimna, no i obrączka ześliznęła się.
Patrzyła przed siebie, powiódł za nią wzrokiem. Zapadał zmierzch, widział w szybie odbicie Maggie. Wciąż myślała o rozmowie z mężem. Zastanawiał się, jaki naprawdę jest mężczyzna, który kiedyś zdobył serce Maggie O’Dell. Zastanawiał się, czy Greg jest intelektualnym snobem. Założyłby się, że facet nie ogląda nawet futbolu.
– Nie kupiłaś nowej?
– Nie. Może podświadomie zdawałam sobie sprawę, że wszystko to, co symbolizowała, skończyło się dawno temu, zanim obrączka spadła na dno.
– Wujek Nick! – Timmy wbiegł do pokoju i wskoczył mu na ramiona. Nick od razu poczuł skutki swojej drzemki na fotelu. Plecy dały mu ostro do zrozumienia, żeby natychmiast postawił chłopca na ziemię, ale on przesunął Timmy’ego do przodu i przytulił go mocno, po wariacku. Meblom i bibelotom zaczęło grozić poważne niebezpieczeństwo.
– Chłopaki! – zawołała Christine, stając w drzwiach. Potem zwróciła się do Maggie. – Całkiem jakbym miała w domu dwoje dzieci.
Nick postawił Timmy’ego i wyszczerzył zęby w uśmiechu, prostując się z bólem, który zaatakował cały jego kręgosłup. Jezu, jak on nie znosił, kiedy ciało przypominało mu, że się starzeje!
– Maggie, to mój syn Timmy. Timmy, to agentka specjalna Maggie O’Dell.
– To pani jest z FBI, jak agent Mulder i agentka Scully z „Archiwum X”?
– Tak, tylko że ja nie uganiam się za UFO. Chociaż niektórzy ludzie, których poszukuję, są bardzo niebezpieczni.
Nicka zawsze wprawiało w zdumienie, jak dzieci działają na kobiety. Maggie założyła włosy za uszy, uśmiechała się. Oczy jej błyszczały. Cała jej twarz stała się nagle świeża i wypoczęta.
– Mam w pokoju plakaty „Archiwum X”. Chce pani je zobaczyć?
– Timmy, teraz będziemy jeść.
– Zdążymy? – spytała Maggie Christine.
Timmy spojrzał na mamę, która powiedziała:
– Pewnie.
Wtedy energicznie wziął Maggie za rękę i pociągnął do przedpokoju.
Nick nie odezwał się do chwili, kiedy uznał, że go nie usłyszą.
– Miło widzieć, że uczy się od mistrza. Naprawdę jest dobry. „Chce pani zobaczyć plakaty?”, i fruu! porywa ją do pokoju. Ja praktykowałem muzykę i albumy, ale jak widać, dobre są też plakaty.
Christine przewróciła oczami i rzuciła w niego ścierką.
– Pomóż mi lepiej. I przynieś kieliszek wina.
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY
Maggie niechętnie przyznała, że nigdy nie oglądała „Archiwum X”, tylko coś tam słyszała o tym serialu. Z powodu pracy niewiele miała czasu na telewizję czy kino. Timmy wcale się tym nie przejął. Kiedy znaleźli się w jego pokoju, pochwalił się wszystkimi swoimi skarbami, pokazał modele statków kosmicznych i kolekcję skamielin, wśród których, jak twierdził, znajdował się ząb dinozaura.
W małym pokoju panował cudowny rozgardiasz. Rękawica baseballowa wisiała na oparciu łóżka. Pościel ze scenami z „Parku Jurajskiego” była niedbale rzucona na łóżko. Na półce w rogu stary mikroskop stał na egzemplarzach „Króla Artura”, „Atlasu astronomicznego” i „Encyklopedii kolekcjonera kart baseballowych”. Ściany zniknęły za plakatami „Archiwum X”, drużyny Nebraska Cornhuskers, „Gwiezdnych wojen”, „Parku Jurajskiego” i „Batmana”. Obejmowała to wszystko wzrokiem nie jak agentka FBI, ale jak dwunastolatka, której takich atrakcji poskąpiono.
Nagle przypomniała sobie rozmowę z Gregiem. Napięcie było zbyt wielkie, by łatwo było się go pozbyć. Oskarżał ją tym razem o lekceważenie matki. Przypomniała mu, że to ona ma dyplom z psychologii.
Zbył to pogardliwym mruknięciem. Był wściekły, że zepsuła ich rocznicę, i rzucał jej tę wściekłość niczym jakieś trofeum. Jak to możliwe, że kiedyś się dogadywali?
Timmy chwycił ją za rękę, podprowadził do szafki i pokazał pustą skorupę kraba.
– Dziadek mi to przywiózł z Florydy. Dużo podróżują z babcią. Może pani dotknąć, jak pani chce.
Przesunęła palcem po gładkiej muszli. Za nią spostrzegła fotografię. Ze dwudziestu chłopców w identycznych podkoszulkach i spodenkach stało w kajaku i na nabrzeżu. Rozpoznała chłopca, który stał na przodzie, i pochyliła się, żeby spojrzeć z bliska. Tętno jej przyspieszyło. Ostrożnie, żeby nie poruszyć muszli, podniosła zdjęcie. Tym chłopcem był Danny Alverez.
– Go to za zdjęcie, Timmy?
– Z obozu z kościoła. Mama mnie wysłała. Myślałem, że mi zepsuje wakacje, ale było fajnie.
– Ten chłopiec to Danny Alverez, prawda? – Wskazała palcem, a Timmy przyjrzał się bliżej.
– Taa, to on.
– Znałeś go?
– Nie bardzo. On nie mieszkał w tej okolicy, tylko na dole, w Red Robin.
– Nie chodziliście razem do kościoła? – Przypatrywała się innym twarzom.
– Nie. On pewnie chodził do szkoły i do kościoła obok bazy lotniczej. Pokazać pani moją kolekcję kart baseballowych? – Zaczął grzebać w szufladach nocnego stolika.
Jednak Maggie chciała dowiedzieć się czegoś więcej o tym obozie.
– Dużo chłopców tam było?
– Dużo. – Położył na łóżku drewniane pudełko i zaczął wyjmować karty. – Z różnych miejsc, z różnych kościołów.
– To był obóz tylko dla chłopców?
– Nie, dziewczyny też były, ale po drugiej stronie jeziora. Mam tu gdzieś Darryla Strawberry, to jest gość! – Szukał w rozrzuconych na łóżku kartach.
Na zdjęciu były też dwie dorosłe osoby. Jedną z nich był Ray Howard, kościelny ze św. Małgorzaty. Drugi był wysokim, przystojnym mężczyzną z ciemnymi kręconymi włosami i chłopięcą twarzą. Obaj, nieznajomy i Howard, mieli na sobie podkoszulki z imieniem kościoła św. Małgorzaty wypisanym na przodzie.