– To jakieś wariactwo – powiedział Chenney pod koniec opowiadania. – Nie ma takich rodziców, którzy by świadomie zaadoptowali dziecko mordercy. A nawet gdyby to zrobili, nie mają powodu tego komuś zdradzać. Wiesz, co myślę?

– Boję się zapytać.

– Ktoś go oczernia!

– Oczernia?

– Tak, Harpera Stokesa. Tylko pomyśl: najpierw dostajemy anonimową wiadomość, że Harper popełnia nadużycia finansowe i podobno operuje zdrowych ludzi. Na razie nie znaleźliśmy na to żadnego dowodu, więc kto wie? Potem ktoś dzwoni do Larry’ego Diggera, rzekomo z domu Stokesów, i powiadamia go, że córka Harpera jest dzieckiem mordercy. Harper Stokes jest niesympatyczny i odniósł sukces. Może jakiś podwładny chce się na nim odegrać? Albo jakiś kardiochirurg, który z nim rywalizuje? Uderza go tam, gdzie zaboli najbardziej: w reputację.

– Nie wydaje mi się.

– Dlaczego?

– Ze względu na to, jak Harper zareagował na ranną wiadomość. Nie zlekceważył jej tak, jak się lekceważy te wszystkie śmiecie, które się znajduje za wycieraczkami samochodu. Od razu poleciał z tym do O’Donnella, a O’Donnell nie ma nic wspólnego z jego zawodem. Potem Harper wspomniał, że Larry Digger przyjechał do miasta, czyli sam połączył otrzymaną wiadomość z nędznym dziennikarzyną, którego poznał dwadzieścia pięć lat temu. I jak wygląda reakcja O’Donnella? O’Donnell od razu mówi, że Annie dostaje telefony.

– Kim jest Annie?

– Prawdopodobnie to Ann Margaret. Szefowa Melanie z Czerwonego Krzyża.

– A co ona ma z nimi wspólnego?

– Jest z Teksasu.

– Co?

– To wspólny mianownik – wyjaśnił cierpliwie David. – Wszyscy oni są z Teksasu, a wiemy, co się tam stało.

– Wiemy?

– Meagan Stokes, Chenney. Mała Meagan Stokes. O tym właśnie mówili Harper i Jamie O’Donnell. Pierwsza odpowiedź Harpera: „Larry Digger jest w mieście… i pyta o Melanie”. O’Donnell usiłuje zlekceważyć Diggera, ale widać sam nie jest pewien, o co mu chodzi. Larry Digger jest w mieście i szuka brudów, o których się dowiedział przed dwudziestu pięciu laty. Gdzie byś nie zaczął, za każdym razem dochodzimy do morderstwa czteroletniej dziewczynki.

– Ale ta sprawa jest zamknięta. Facet zginął, koniec, kropka.

– Tak ci się wydaje. A oto najnowsze wiadomości: znalazłem parę informacji o Russellu Lee Holmesie i wiesz co? Nigdy go nie skazano za zamordowanie Meagan Stokes.

– Cholera jasna, chyba nie myślisz, że…

– Jeszcze sam nie wiem, co myślę. Za to mam masę pytań o to, co się stało z Meagan Stokes. I o nadawcę tych wiadomości. Chciałbym też wiedzieć, co to znaczy, że każdy dostaje to, na co zasługuje.

– Trochę się oddaliliśmy od przestępstw finansowych, co? Zabawka, strzępek materiału, wiadomości… Chodzi o morderstwo, prawda? Sprzed dwudziestu pięciu lat.

David przyjrzał się małemu. Cały aż promieniał.

– Taa – mruknął ze znacznie mniejszym entuzjazmem. – Może. Znowu naładował broń. Przygotował się do strzału.

– Nie zauważyłeś czegoś dziwnego w tym strzępku?

– Nie. Stary, zaplamiony krwią. Może mieć dwadzieścia pięć lat. W laboratorium nam to powiedzą.

– Sam materiał jest stary, ale nie krew. Wiesz, dałbym głowę, że te plamy miały najwyżej osiem godzin.

– Co? To bez sensu.

David odwrócił się ku niemu; w ostrym jarzeniowym świetle jego rysy wydawały się jeszcze bardziej napięte.

– Lubisz gry?

– Jasne. Baseball, koszykówkę, piłkę nożną…

– Nie, gry strategiczne. Brydż, szachy, takie sprawy.

– Nie. – Mały spojrzał na niego ze zdziwieniem. – Co tu ma do rzeczy brydż?

David odwrócił się do tarczy.

– To jest gra, Chenney. Ten anonimowy rozmówca wplątał nas w nią w jakimś sobie tylko wiadomym celu. Tak samo jak Larry’ego Diggera. Jesteśmy dla niego jak figury szachowe, które przestawia, jak mu się spodoba. Tu wiadomość, tam ołtarzyk, gdzie indziej rozmowa telefoniczna…

– Ale po co?

– Tego jeszcze nie wiem. Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że dwadzieścia pięć lat temu wydarzyło się coś, o czym nie wiemy. Coś, w co była wplątana pewna grupa ludzi. Coś, co zostało ukryte. Ale ten anonimowy facet ma dość milczenia, z jakiegoś powodu się wkurzył. Chce, żeby wszyscy dostali to, na co zasługują. I jest gotowy na wiele, żeby do tego doprowadzić.

Chenney zadumał się nad tym.

– Czyli wariat?

– Tego nie wiem.

– Ten ołtarzyk to robota wariata.

– Może. Ale po co wariat miałby dzwonić do nas? Czego jakiś świr chciałby od FBI?

– Posady – mruknął Chenney z cieniem uśmiechu. Po chwili spoważniał. – Tak, mnie też się nie podoba ten telefon do FBI. Świrusy chcą zemsty, nie sprawiedliwości. Myślisz, że powiedział prawdę? Że Harper Stokes popełnia oszustwa i wraz z żoną świadomie zaadoptował dziecko seryjnego mordercy?

– Nie wiem.

– No to co mamy robić?

David włożył słuchawki i okulary.

– Jutro z samego rana wyciągniemy akta Williama Sheffielda. Interesuje nas zwłaszcza to, co robił w Teksasie. Podobnie jak Ann Margaret i Jamie O’Donnell. Chcę znać wszystkie ich powiązania ze Stokesami. I muszę wiedzieć, w jaki sposób poznali Meagan Stokes i czy dwadzieścia pięć lat temu byli przesłuchiwani przez policję. Chcę być poinformowany o ich sprawach finansowych od tej chwili wstecz aż do czasów Adama i Ewy. Ty bierzesz przyjaciół, ja rodzinę. Wywrócimy ich na lewą stronę i może coś znajdziemy. Od tego trzeba zacząć. – David wreszcie się uśmiechnął, ponuro i gorzko. – Nienawidzę takich gier.

Uniósł pistolet. Przyjął postawę, namierzył tarczę, znajdującą się o dwadzieścia pięć metrów od niego. Ręka lekko mu drżała; dziewięciomilimetrowa beretta była cięższa od dwudziestkidwójki, dzięki której zdobył godność eksperta w czasach, gdy wszystko, czego dotknął, zmieniało się w złoto. W czasach, gdy nie było takiej rzeczy, jakiej nie mógłby zrobić.

Znowu pomyślał o Melanie Stokes. O tym, jak dotknęła jego dłoni.

Pomyślał o Chenneyu. „Margie powiedziała, że twój brat był dobry”.

Pomyślał o bólu w plecach, narastającym powoli i nieubłaganie. Pomyślał o chorobie, na którą nie ma lekarstwa.

Wystrzelił trzy razy, szybko i płynnie. Chenney sprowadził tarcze. Pojedyncza dziura w samym środku była niemal idealnie okrągła.

– Jasna cholera – powiedział Chenney z nabożnym podziwem.

David tylko się odwrócił i zaczął zbierać puste łuski.

10

Jedenasta wieczorem. Kiedy David Riggs zbierał łuski, Melanie błąkała się po dwupiętrowym domu, szukając czegoś, co przywróciłoby jej spokój ducha. Otworzyła wszystkie okna na drugim piętrze i włączyła wentylator, by usunąć lepki zapach gardenii. Sprzątnęła swój pokój, powiesiła ubrania, podlała kwiatki, pozamykała wszystkie szuflady. Wzięła prysznic, nadstawiając pod deszcz kropel napięte mięśnie karku.

Kiedy wyszła z łazienki, była gotowa uwierzyć, że to popołudnie było wytworem jej wyobraźni. Ołtarzyk tylko jej się przyśnił. Wizje były tylko przywidzeniami.

To jej dom, a ona jest ukochaną córką Patricii i Harpera Stokesów. Nic nie zdoła jej skrzywdzić.

Nigdy nie była skłonna do łez. Nie płakała, gdy rozpadł się jej związek z Williamem. Łzy ją krępowały, sprawiały, że czuła się słaba, a nie chciała się tak czuć. Była silna i dzielna; sama kierowała swoim życiem.

Ale tego wieczoru zaczęła rozpaczliwie płakać. Łzy rozpuściły wreszcie bolesny, twardy węzeł w żołądku i rozładowały ból w piersi. Oczyściły jej umysł i dały zdolność myślenia. Po raz pierwszy tego dnia zaczęła się zastanawiać.

Przekonała się, że jednak jest przerażona i wstrząśnięta. Nie bała się ołtarzyka ani osoby, która jest zdolna do takich podłych czynów. Bała się konsekwencji. A jeśli naprawdę była córką Russella Lee Holmesa? Skoro ojciec wyrzekł się rodzonego syna tylko z powodu jego seksualnych preferencji, to co, na miłość boską, zrobi adoptowanej córce, która okaże się dzieckiem mordercy?


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: