– Mamy go! Tego od małej Seredy. W dodatku wiemy, gdzie teraz jest! – Uśmiechnął się triumfalnie.

– Jak go namierzyliście?

– Przypomniałem sobie, jaka była wtedy pogoda. Gdy znaleźliśmy dziewczynę, zrobiło się już upalnie, ale wcześniej do kitu… – Machnął ręką. – No i co wtedy, panie nadkomisarzu, robią turyści, jak pogoda pod psem?

Pater poczuł złość na tego uśmiechniętego, zadowolonego z siebie grubasa, który oczami wyobraźni widział już premię i pochwały przesyłane z Gdańska, a może nawet z samej Komendy Głównej.

– Myślę, że to nie jest najlepszy czas na zgadywanki, komendancie…

– Spokojnie i easy, jak mówią. – Banasiuk podniósł dłoń, która wyglądała jak mięsisty pająk. – To ja odpowiem… Jak nie ma pogody, turyści dostają kurwicy i jadą na Hel…

– Nie mówi się: „jak nie ma pogody”, bo pogoda jest zawsze! Mówi się…

– Oczywiście! Więc wysłałem zdjęcie Seredy do Chałup, Jastarni, Juraty i w kilka innych miejsc. I wczoraj po południu bum! Dostałem wiadomość. Seredę widziano ze szpakowatym pięćdziesięciolatkiem w Juracie. W hotelu należącym do znanego biznesmena…

– To co my tu jeszcze, do cholery, robimy?

– Mówiłem: spokojnie. Dziewczynę i szpakowatego zapamiętali z dwóch powodów. Po pierwsze doszło między nimi do ostrej sprzeczki. Następnego dnia Seredę znaleźliśmy na plaży. Pamiętali też, że dziewczyna krzyczała, że ma dosyć i jego, i Władysławowa.

– A drugi powód?

– Facet przyjechał wypasionym porsche. Wypasionym nawet jak na tamtejsze warunki. Wiem pan, co to znaczy?

Pater milczał.

– Władysławowo plus porsche równa się „Velaves”. Gość jest u nas w hotelu. Sprawdziłem to. Jest tylko jeden problem…

– Jaki?

– To znany telewizyjny dziennikarz śledczy, Jerzy Góralczyk.

Pater zastygł. Wyobraził sobie dziennikarza śledczego, który po godzinach pracy tatuuje i morduje swoje przyszłe ofiary, a inne jako Naśladowca zabija przy okazji.

To wszystko nie miało sensu.

Chyba że… Chyba że pokłócił się z Seredą, zabił ją, a z poprzednimi sprawami nie ma nic wspólnego. Tatuaże zaś to zbieg okoliczności.

– Od kiedy pan, komendancie, boi się sławnych ludzi?

Przecież chyba ich tutaj nie brakuje latem – zapytał, tarasując chodnik kobiecie z wózkiem. – Sam się nim zajmę!

– Nie chciałbym zobaczyć programu, w którym dowiem się, że policjanci we Władysławowie nadużywają uprawnień. Rozumiemy się?

„A więc to jest problem Banasiuka”, pomyślał Pater. „Być może doszedłem do ściany. Do takiego momentu, gdy przestaję panować nad sobą i śledztwem. Poza tym to teren miejscowego komendanta. Niepisane prawo policjantów nakazuje to respektować”.

Dotarli do hotelu.

– Idę pierwszy – zadecydował Banasiuk. Pokonał oszklone drzwi i podszedł do recepcji. Po chwili dał znak ręką Paterowi.

– Wygrzewa się na leżaku. Pod tą wykurwistą palmą ze sztucznymi kokosami. – Komendant wskazał głową.

Stopy szpakowatego mężczyzny podrygiwały rytmicznie. W uszach tkwiły słuchawki łączące się z iPodem. Na stoliczku przy leżaku stała wysoka szklanka, z której wystawała pomarańczowa słomka. Góralczyk od razu dostrzegł, że ci dwaj nieznajomi są zbyt kiepsko ubrani, by być gośćmi hotelu. Mężczyzna poprawił spodenki w palmy i niespodziewanie pomachał ręką w stronę Patera i Banasiuka.

– Wy z policji, prawda? – Ukazał dwa szeregi lśniących, równych zębów. – Złożyłem skargę na tego faceta nade mną, bo trzeba być popieprzonym, by pakować się z perkusją na dwa tygodnie do apartamentu. On się nazywa Grudniak czy jakoś tak…

– Jesteśmy z policji. W zupełnie innej sprawie. I nie jesteśmy na ty. – Pater patrzył zimno na Góralczyka.

– Nie w sprawie mojej skargi? – Dziennikarz najwyraźniej musiał się upewnić.

– Nie. W sprawie Agnieszki Seredy.

Szpakowaty mężczyzna parsknął śmiechem.

A więc ta dziwka złożyła na mnie skargę? Co powiedziała?

– Nic nie powiedziała. – Pater wyjął plik zdjęć. – Nie mogła nic powiedzieć. Patrz! – Pchnął Góralczyka, który usiłował wstać, na leżak i położył na stoliczku plik zdjęć.

Dziennikarz obejrzał trzy pierwsze odbitki i zbladł.

– Pokłóciliście się i ją zabiłeś, sukinsynu? Tak było.

Udusiłeś ją, rozebrałeś, a potem… – Pater pochylił się nad mężczyzną. – Rajcują cię takie historie, co… Zrobiłeś to, zresztą nie pierwszy raz! – krzyknął.

Dwie pary leżące przy basenie podniosły głowy i z zaciekawieniem wpatrywały się w trzech mężczyzn.

– Może porozmawiamy u mnie w pokoju… Nie mam z tym nic wspólnego. – Góralczyk gestykulował nerwowo.

Wjechali na drugie piętro, w holu odprowadzeni przestraszonym wzrokiem recepcjonistki. W pokoju, którego centralnym miejscem było ogromne łoże, Pater rozglądał się za lateksowymi rękawiczkami, wazeliną albo czymś, co kojarzyłoby się z tatuowaniem, choć wiedział już, że nic takiego nie znajdzie. Zły strzał. Kolejny zły strzał.

Tymczasem na twarz Góralczyka powrócił uśmiech.

– Nie mam nic wspólnego z zabójstwem tej dziwki.

A jeśli macie jeszcze jakieś pytania, to tylko w obecności adwokata.

Pater otworzył szafę i zobaczył damską torbę. Gwałtownie odwrócił się w stronę dziennikarza.

– Będziesz mówił, zapewniam cię. A wiesz dlaczego? – Pochylił się nad Góralczykiem. – Bo posadzimy cię na czterdzieści osiem godzin. Powodów jest dosyć, zwłaszcza jest nim twoja scysja z ofiarą krótko przed zabójstwem. A w tym czasie sprowadzę tu dziennikarzy śledczych ze wszystkich konkurencyjnych stacji – mówił powoli. – Cóż to będzie dla nich za gratka w sezonie ogórkowym! Gwiazdor dziennikarstwa śledczego oskarżony o zabójstwo, a może nawet serię zabójstw! Możesz pożegnać się z lukratywnym kontrakcikiem w telewizji! No więc jak?

Góralczyk przełknął ślinę.

– Nic jej nie zrobiłem! Pokłóciliśmy się w Juracie, a potem zabrała swoje manatki. Trzasnęła drzwiami o trzeciej po południu i tyle ją widziałem!

– O co poszło w Juracie?

Góralczyk milczał.

Pater podniósł palec do góry, jakby tym gestem chciał przypomnieć dziennikarzowi o kolegach po fachu.

– Poprzedniego wieczoru pojechaliśmy na imprezę do Karwieńskich Błot – mruknął Góralczyk – tam ma dom Rafał Czosnyk…

Banasiuk drgnął, słysząc nazwisko znanego polityka.

– Pojechałem, bo byłem z nim umówiony. Miałem z nim pogadać i załatwić parę spraw. Agnieszka była ze mną, bo nie miała co robić. Ale pomyliłem terminy, przyjechałem o jeden dzień za wcześnie. Nie było Rafała, ale był jego syn, Patryk, jego kolesie i panienki. Koks, wóda, amfa. Sami rozumiecie…

– Więc o co poszło w Juracie?

– Agnieszka cały wieczór rozmawiała z jakimś facetem. To zrobiłem jej następnego dnia scenę zazdrości. Może zbyt ostrą. Gdybym wiedział, że tak to się skończy…

– Jak się nazywał ten facet, jak wyglądał?

– Nie pamiętam za dobrze… Tak naprawdę nie bardzo pamiętam, jak stamtąd wróciliśmy…

– Mówiłeś, że Sereda zabrała swoje rzeczy z tego pokoju. A ta torba w szafie?

Góralczyk rozpromienił się.

– Ta należy do nowej wybranki mego serca. Ma się to szczęście, co?

Chciał wstać, ale na ramię opadła niczym młot dłoń Banasiuka.

– Do wieczora ma cię nie być we Władku. Inaczej moi chłopcy uprzykrzą ci życie, gnoju. Nie ruszysz się nigdzie bez ogona. Będziesz ciągle fotografowany. Słyszałeś, że nadkomisarz Pater ma znajomości w brukowcach, które tylko czekają na takie zdjęcia. Góralczyk na imprezie, Góralczyk za dużo wypił, Góralczyk z dziewczyną, która mogłaby być jego wnuczką. – Banasiuk aż kipiał z wściekłości. – Będziesz dwadzieścia razy dziennie legitymowany. I nie pomoże ci telewizja. A wiesz dlaczego? – warknął. – Bo moi ludzie byli w „Velavesie” i pytali o Seredę. Opłacasz recepcjonistów, by trzymali mordę w kubeł i nie rozpowiadali o twoich dupach, a moi na próżno szukają śladu! Mówię ci: wypierdalaj stąd, pókiś cały!

Gdy wyszli, Góralczyk długo jeszcze stał z otwartymi ustami i zastanawiał się, czy tego dnia szczęście rzeczywiście mu dopisało.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: