– Tsunami są fascynujące. Bardzo łatwo przystosowują się do sytuacji. Rafy, zatoki, ujścia rzek, nachylenie brzegu mogą mieć wpływ na zniszczenia. Fale mogą urosnąć do trzydziestu metrów i więcej. Wszystko zależy od tego, co jest na ich drodze. Mogą ominąć ląd i zniszczyć wybrzeże po przeciwnej stronie wyspy. Kiedy zostaną ściśnięte, stają się szczególnie niebezpieczne, bo cała energia skupia się w jednym miejscu. Mogą nawet wpływać do rzek, jak było tutaj.
Wskazał przez okno rzekę, wpadającą do portu. Jej wysokie brzegi były zaśmiecone szczątkami.
– Dobrze, że nikt się jeszcze nie wprowadził do tych domów nad wodą, które postawił Fred Shrager. Inaczej zamiast kawałków drewna w porcie pływałyby dziś trupy. Mieliśmy cholerne szczęście, że zobaczyłeś te fale i rozpoznałeś zagrożenie.
– Więcej niż szczęście – odparł Jenkins, kliknął myszą i na monitorze pojawiła się mapa świata. – Od roku 1990 tsunami zabiły ponad czterysta osób i wyrządziły szkody na miliardy dolarów. W Papui-Nowej Gwinei to był prawdziwy horror. Fala miała prawie czternaście metrów wysokości i uderzyła w wybrzeże na odcinku trzydziestu kilometrów. Kilka minut później było ponad dwieście trupów. – Przeszedł do symulacji. – To animacja fali wywołanej trzęsieniem ziemi, która w 1923 roku zalała japońską wioskę. Na Pacyfiku widać mnóstwo dużych fal. Ocean otacza “ognisty krąg”, gdzie warstwy tektoniczne często się przesuwają.
– Nie chcę wyjść na matoła, ale jesteśmy nad Atlantykiem, nie nad Pacyfikiem, a wybrzeże Maine to nie Japonia. Mieszkam tu całe życie i jeszcze nie słyszałem o trzęsieniu ziemi.
– Zdarza się tu pewnie więcej małych wstrząsów, niż ci się wydaje, ale masz rację. Dlatego zacząłem szukać innej przyczyny. Rzadsze są tsunami wywołane osunięciem się lądu. Mamy jeszcze erupcje wulkanów i duże meteoryty.
– Nie znam w okolicy zbyt wielu wulkanów.
– Ciesz się. W 1883 roku wulkan Krakatau wywołał fale o wysokości trzydziestu metrów i zginęły tysiące ludzi. A gdyby na środku Atlantyku wylądowała asteroida o średnicy ośmiu kilometrów, fala byłaby wystarczająco wysoka, żeby zatopić górną część wschodniego wybrzeża Stanów. Nowy Jork zniknąłby z mapy.
– Zostaje więc osunięcie się lądu.
– Nazywamy to zapadnięciem się. Pokażę ci – powiedział Jenkins i na monitorze pojawiła się inna mapa. – To zatoka Izmit w Turcji. Fala wywołana zapadnięciem się narobiła tam mnóstwo zniszczeń.
– Co spowodowało zapadnięcie się?
– Trzęsienie ziemi – zaśmiał się Jenkins. – Wiem, że to brzmi jak pytanie, co było pierwsze, jajo czy kura? Zwykle trzęsienie powoduje zapadnięcie się. Problem z naszą zatoczką Rocky Cove polega na tym. że mieliśmy zapadnięcie się bez trzęsienia ziemi.
– Jesteś pewien?
– Całkowicie. Gadałem z pracownikami z obserwatorium Weston w Massachusetts. Rejestrują wszystkie ruchy sejsmiczne w regionie. Wyłapali jakiś łomot, wskazujący na zapadnięcie się dna, ale nie poprzedziło go trzęsienie ziemi. Zanim zobaczyłem, co się dzieje, też usłyszałem podwodny huk. Najwyraźniej poruszyło się dno oceanu na wschód od Maine, ale bez normalnego zderzenia warstw tektonicznych. Rozmawiałem z ekspertami od tsunami w całym kraju. Nikt nie słyszał o czymś takim.
– Więc zapadliśmy się.
– Niezupełnie – odparł Jenkins i na monitorze znów pojawił się poprzedni profil. – Zrobiłem symulację naszej fali. Nawet przy najlepszych informacjach obliczenia mogą być mało dokładne. Trzeba znać szybkość, wysokość i siłę niszczącą fali oraz uwzględnić fragmenty linii brzegowej, które spowodują odchylenie lub dyfrakcję fali.
– To chyba niewykonalne.
– Kilka lat temu naukowcy użyli komputerowej techniki modelowania matematycznego do rozwiązania zagadki upadku cywilizacji na Krecie. Spójrz, to jest mapa wybrzeża Maine. Tu jest port. Najsilniejsze uderzenie miało miejsce kilka kilometrów stąd. Rybacy widzieli fale przelewające się nad skałami w Newcomb.
Szeryf gwizdnął.
– Tamte urwiska mają co najmniej piętnaście metrów wysokości.
Jenkins przytaknął i wskazał mapę na ekranie. Strzałka celowała w ląd.
– Główne uderzenie fali poszło na północ od nas. Tutaj w zatoce mogło być dużo gorzej. Nie wiem, czy nawet ten dom by ocalał.
Szeryf zbladł.
– A więc zalałoby całe miasteczko.
Jenkins pochylił się do przodu, wpatrzony w monitor.
– To zadziwiające. Spójrz, jak prosto szła ta fala. Jakby dziecko zrobiło ją w wannie.
Szeryf postukał w ekran.
– Tutaj to się zaczęło?
– Chyba tak. To tylko przypuszczenie oparte na dowodzie pośrednim.
– Byłem na kursie rekonstrukcji wypadków drogowych. Nie do wiary, ile można się dowiedzieć o szybkości i sile uderzenia z rozbitych reflektorów i śladów opon.
– Jestem prawie pewien, że fala powstała jakieś dwieście pięćdziesiąt kilometrów na wschód stąd.
– Co teraz zamierzasz robić?
Jenkinsa rozbolały ramiona.
– Najpierw zaparzę herbatę. Potem zagramy w szachy.
13
Morze Czarne
Kuter rybacki “Turgut” zbliżał się do rosyjskiego wybrzeża. Austin czujnie obserwował pustą plażę przez lornetę ze stabilizacją żyroskopową. Na brzegu panował spokój. Wiatr i przypływ zatarły ślady stóp na piasku. Na poczerniałej od ognia wydmie wyrastała już świeża trawa. Trudno było uwierzyć, że zaledwie kilka dni temu doszło tu do krwawej walki.
Plaża miała długość około półtora kilometra. Na obu krańcach sterczały cyple przypominające boki kanapy. Oprócz urwiska wyrzeźbionego przez morze i wiatr jak profil starca widok nie był ciekawy. Nad wydmami wisiała mgła. Austin pamiętał, że za trawiastymi pagórkami ląd opada ku opuszczonym budynkom. Dalej jest płaski, nierówny teren, otoczony drzewami.
Austin poczuł dziwny swąd. Zmarszczył nos, opuścił lornetę i odwrócił się. Kapitan Kemal palił czarne, powykrzywiane cygaro. Wyjął je z pociemniałych od nikotyny zębów i wskazał nim ląd.
– Jak tam wygląda, panie Austin?
– Spokojnie jak w grobie.
– Nie podoba mi się ten spokój – odrzekł Kemal i wypuścił nosem dwie smugi dymu. – Kiedy byłem przemytnikiem, nigdy nie lubiłem takiego bezruchu na brzegu. Nawet mewy tu nie latają. Na pewno chce pan tam teraz iść?
– Niestety, nie mamy wielkiego wyboru. Choć liczyłem na to, że mgła się podniesie.
Kemal zmrużył oczy i popatrzył na brzeg.
– Może za godzinę, dwie.
– Nie możemy tyle czekać.
Kapitan machnął cygarem, aż poleciały iskry.
– Ludzie są gotowi.
Austin skinął głową i pomyślał o rozmowie z Kemalem w drodze ze Stambułu. Zapytał kapitana, czy zna rosyjskiego marynarza, który sprzedał Kaeli Dorn mapę z zaznaczoną bazą okrętów podwodnych.
– To Walentin – odparł natychmiast Kemal. – Rybacy wynajmują go do pomocy. Panna Dorn zapłaciła mu zbyt dużo za tę “wielką tajemnicę”. Wszyscy rybacy wiedzą o bazie.
– Wiedzieli, że tu była baza?
Kapitan uśmiechnął się z wyższością.
– Jasne. Rybacy wiedzą wszystko. Obserwujemy pogodę, morze, ptaki, statki. Trzeba mieć szeroko otwarte oczy, żeby uniknąć kłopotów.
Odpowiedź Kemala nie zaskoczyła Austina. Często współpracował z rybakami i wiedział, że są bystrymi obserwatorami tego, co na wodzie i pod wodą. Rybak musi być jednocześnie biologiem, meteorologiem, mechanikiem i żeglarzem. Jego życie zależy od tego, co wie. Kemal był kiedyś przemytnikiem, więc powinien być bardziej spostrzegawczy niż przeciętny marynarz.
– Długo pan łowił na tych wodach? – zapytał Austin.
– Wiele lat. Kiedyś widywało się tu kutry z różnych portów. Tureckie, rosyjskie, czasem nawet bułgarskie. Połowy były dobre. Przypływały tu duże ławice makreli. Nikt nam nie przeszkadzał. Któregoś dnia pojawiły się rosyjskie kutry patrolowe z karabinami maszynowymi. Rosjanie powiedzieli rybakom, że teraz jest tutaj stacja naukowa. Zastrzelą każdego, kto podpłynie zbyt blisko. Niektórzy rybacy nie posłuchali ich i przypłacili to życiem, więc reszta z nas trzymała się z daleka. Łowiliśmy gdzie indziej. Czasem widywaliśmy peryskopy. Kiedyś obok mojego kutra wynurzyła się wielka czarna płetwa.