– Jasne, po prostu znajdę je dla ciebie – zażartowała Summer, usiadła na jego miejscu i wpisała do komputera serię poleceń. Na monitorze pojawił się nowy obraz. Wzdłuż ekranu przesuwał się widok pięciusetmetrowego odcinka dna morskiego. Przypominał drogę przez pustynię z lotu ptaka. Summer zmieniła odcień złocistego tła, tak żeby każda skała na dnie rzucała brązowy cień. Wpatrywała się uważnie w monotonny widok. Nagle w prawej górnej części ekranu pojawiła się ciemna smuga. Rosła. Summer zdała sobie sprawę, że to cień jakiegoś długiego cylindrycznego obiektu.
– Słowo daję, jest! – pisnęła, zaskoczona brzmieniem własnego głosu.
Wokół niej zebrał się mały tłum. Odtworzyła obraz kilka razy w zwolnionym tempie. Sylwetka okrętu podwodnego była wyraźnie widoczna. Obraz zanikał przy jednym końcu kadłuba, ale Summer oceniła jego długość na ponad sto metrów.
– Wygląda na okręt podwodny, i to duży – powiedziała.
– To nasze maleństwo – stwierdził Dirk z przekonaniem. – Wygląda dokładnie jak zdjęcie 1-403, które zeskanowaliśmy.
– Dobra robota, Summer – pochwalił Morgan.
– Dzięki, kapitanie, ale to zasługa Audry. Lepiej wciągnijmy go na pokład, zanim dopłynie do Chin.
Summer wpisała do komputera nowe polecenia i do pojazdu podwodnego dotarł sygnał. Chwilę później Audry zakończył poszukiwania i wynurzył się ćwierć mili od „Sea Rovera". Summer, Dirk i Morgan patrzyli, jak ekipa techniczna w gumowym pontonie podpływa do Audry i bierze go na hol. Ekipa wróciła wolno do statku badawczego, gdzie dźwig wyciągnął Audry z wody i umieścił na stojaku na pokładzie rufowym.
Kiedy wyławiano drugi przekaźnik sygnałów, Dirk podziwiał duży statek specjalny, który mijał ich wolno w odległości mili. Nad wysokim pokładem dziobowym łopotała japońska bandera.
Morgan zauważył spojrzenie Dirka.
– Statek do układania kabli – powiedział. – Wypłynął za nami z Wewnętrznego Morza Japońskiego.
– Piękny – odrzekł Dirk. – Nie sprawia wrażenia, żeby się spieszył.
– Widocznie pracuje na dniówki – roześmiał się Morgan i odwrócił, żeby sprawdzić zabezpieczenie przekaźników na pokładzie.
– Być może – uśmiechnął się Dirk, ale w zakamarkach jego umysłu odezwał się daleki sygnał alarmowy. Pozbył się niepokoju i skoncentrował myśli na czekającym go zadaniu. Nadszedł czas przyjrzeć się 1-411. Osobiście i dokładnie.
23
Załoga „Sea Rovera" rozpoczęła przygotowania do zbadania podwodnego obiektu. Kapitan Morgan zatoczył krąg i ustawił statek dokładnie nad celem, wykorzystując współrzędne GPS dostarczone przez Audry. Uruchomiono sterowane komputerowo pędniki boczne, które utrzymywały „Sea Rovera" w miejscu mimo znoszącego go prądu morskiego i wiatru.
Na pokładzie rufowym Dirk, Summer i pierwszy oficer Ryan przeprowadzili kontrolę przedzanurzeniową „Starfisha". Supernowoczesny pojazd podwodny zaprojektowany do badań naukowych na dużych głębokościach mógł operować dwa tysiące metrów pod powierzchnią morza. Przypominał wielką przezroczystą kulę ułożoną na wózku widłowym. Akrylowa kopuła dwuosobowego kokpitu, która zapewniała panoramiczny widok morza, miała grubość piętnastu centymetrów. Kabinę wypełniały sensory, aparaty fotograficzne, kamery i urządzenia sterownicze. Za kopułą i pod nią zamontowano cztery zespoły przestawnych pędników, dzięki którym pojazd miał dużą manewrowość. Dwa przegubowe ramiona manipulatorów po obu stronach kabiny służyły do pobierania próbek i obsługi aparatury analizującej dane. Ponieważ prawe ramię było większe niż lewe, pojazd poruszający się na dnie morza wyglądał jak krab. Summer spojrzała na ostatnią pozycję na liście kontrolnej.
– To chyba wszystko. Jesteś gotowy?
Dirk wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Pod warunkiem, że będę prowadził.
Wcisnęli się przez właz do małego kokpitu. Choć w środku było ciasno, siedzieli wygodnie w wyściełanych fotelach kapitańskich. Dirk założył na głowę słuchawki z mikrofonem.
– Tu „Starfish" – powiedział do pierwszego oficera, żeby sprawdzić łączność.
– Przygotujcie się do wodowania – zabrzmiał w słuchawkach głos Ryana.
Dźwig w górze nawinął na bęben grubą linę przewleczoną przez dwa ucha pojazdu i uniósł go w powietrze. „Starfish" zawisł metr nad pokładem. Ryan wcisnął przycisk na bocznej konsoli i dwie części pokładu rozsunęły się na rolkach w kierunku burt. W dole ukazało się jasnozielone morze. Ryan wcisnął inny włącznik i pod wodą rozbłysły reflektory umieszczone wzdłuż krawędzi dużego basenu wodującego w dnie „Sea Rovera". Wielka ryba zaskoczona nagłym blaskiem umknęła z dziwnej dziury w kadłubie statku. Pomarańczowy pojazd opuszczono powoli do wody. Kiedy Dirk zameldował, że wszystkie systemy „Starfisha" działają, odczepiono linę dźwigu.
– Lina odczepiona – oznajmił przez radio Ryan. – Możecie odpływać. Pomyślnych łowów.
– Dzięki za zrzut – odpowiedział Dirk. – Zatrąbię, jak wrócimy ze sklepu.
Po raz ostatni sprawdził pędniki, a Summer otworzyła zawór zbiornika balastowego i komorę wypełniła słona woda. Pojazd zaczął wolno opadać w głębiny.
Woda stopniowo zmieniła barwę z jasnozielonej na brunatną, a potem na czarną. Summer włączyła baterię mocnych reflektorów ksenonowych. Zanurzenie na głębokość trzystu metrów miało trwać prawie piętnaście minut. Mimo niskiej temperatury na zewnątrz w kabinie wkrótce zrobiło się za ciepło. Nagrzewały ją pracujące urządzenia elektroniczne. Summer włączyła klimatyzację. Dla zabicia czasu Dirk przypomniał kilka starych dowcipów Jacka Dahlgrena, a Summer opowiedziała bratu o badaniach skażenia morza wzdłuż wschodniego wybrzeża Japonii.
Na głębokości dwustu siedemdziesięciu metrów zaczęła manipulować regulatorem wyporności, żeby spowolnić opadanie i uniknąć uderzenia o dno. Widoczność się poprawiła i wkrótce Dirk zobaczył w dole wyłaniający się z mroku znajomy kształt.
– Jest. Dokładnie pod nami.
Czarny kiosk wielkiego okrętu podwodnego sterczał w górę jak miniaturowy wieżowiec. „Starfish" zawisł nad śródokręciem 1-411. Tak jak 1-403, ten okręt również spoczywał na dnie prawie pionowo, przechylony o zaledwie piętnaście stopni. Było na nim o wiele mniej narośli niż na 1-403, wyglądał więc, jakby zatonął kilka miesięcy temu, a nie przed wielu laty. Dirk uruchomił pędniki i cofnął „Starfisha". Summer wyregulowała wyporność tak, żeby pozostali na głębokości dwustu dziewięćdziesięciu metrów, na poziomie pokładu okrętu podwodnego.
– Ależ ogromny! – wykrzyknęła, ogarnąwszy wzrokiem potężny kadłub.
Nawet w świetle reflektorów „Starfisha" widziała tylko część okrętu.
– Znacznie większy niż zwykły U-Boot z czasów II wojny światowej – odrzekł Dirk. – Zobaczmy, gdzie dostał.
Manewrując pędnikami, popłynął wzdłuż sterburty tuż nad zaokrągloną krawędzią pokładu. Kiedy okrążał rufę, Summer wskazała dwie olbrzymie mosiężne śruby wystające z mulistego dna. Popłynęli wzdłuż lewej burty w stronę dziobu. Po około piętnastu metrach zobaczyli wielką wyrwę w kadłubie.
– Trafienie torpedą numer jeden – zawołał Dirk.
Ustawił „Starfisha" tak, żeby reflektory oświetliły nieregularną dziurę. Otwór przypominał rozwartą paszczę rekina o stalowych zębach. Skręcili i ruszyli dalej. Po dziesięciu metrach trafili na drugą wyrwę.
– Trafienie torpedą numer dwa – powiedział Dirk.
Ta dziura była znacznie wyżej, na krawędzi pokładu, jakby okręt został trafiony z góry.
– Masz rację, to musi być trafienie drugą torpedą – przyznała Summer. – Rufa opadła po pierwszym trafieniu, dziób odchylił się w górę i wtedy dostali drugi raz.
– Załoga „Swordfisha" nieźle strzelała. Musieli zaskoczyć Japończyka w nocy, kiedy płynął na powierzchni.
Summer wskazała duży tunel biegnący wzdłuż pokładu rufowego do kiosku.
– To hangar? – zapytała.
– Tak. Wygląda na to, że rozerwała go eksplozja – odparł Dirk i skierował pojazd w stronę otworu. Brakowało około sześciu metrów tunelu. W świetle reflektorów zobaczyli środek hangaru. Na tylnej ścianie wisiało trójłopatowe śmigło. Dirk zwiększył obroty pędników, skręcił i minął kiosk z kilkoma nienaruszonymi platformami artyleryjskimi. Dotarli nad pokładem do dziobu i zatrzymali się nad ogromnym sterem głębokości, który wystawał z okrętu niczym wielkie skrzydło.