Dirk się uśmiechnął.
– Dwa kartony jajek czekające na dostawę.
Załoga „Sea Rovera" zabrała się energicznie do naprawy manipulatora i wymiany akumulatorów „Starfisha". Dirk, Summer i Morgan zajęli się strategią wydobycia bomb. Obejrzeli materiał wideo nagrany na okręcie podwodnym i ustalili dokładną lokalizację skrzyń. Zauważyli, że ściany hangaru są zrobione z trzymetrowych elementów.
– Spróbujemy przeciąć oryginalne spawy i wyjąć jeden element przy pływakach – powiedział Dirk, stukając ołówkiem w nieruchomy obraz na monitorze. – „Starfish" ma niecałe dwa i pół metra szerokości. Powinno starczyć miejsca na wyciągnięcie bomb manipulatorami.
– Prądy wokół wraku mają prędkość tylko jednego do dwóch węzłów, więc nie będą nam przeszkadzały w pracy – dodała Summer. – Ale trzeba będzie się zanurzyć kilka razy.
– Ryan może was zmieniać – podsunął Morgan. – Odpocznijcie kilka godzin, a my przez ten czas przygotujemy „Starfisha" i sprzęt.
Summer ziewnęła.
– Nie musisz mi tego powtarzać.
Ale spała krótko, bo już po trzech godzinach „Starfish" miał nowe akumulatory. Dirk obudził siostrę i znów opuścili się na okręt podwodny. Pojazd głębinowy zawisł na wprost dziury po torpedzie w ścianie hangaru, potem ruszył powoli bokiem w kierunku kiosku. W dwumetrowych odstępach odmierzanych szerokością między dwoma na wpół wyprostowanymi manipulatorami Dirk oznaczał lewym chwytakiem odległość na pokrytej naroślą powierzchni. Po dziesięciu odcinkach, dwadzieścia metrów od dziury, wydrapał znak X z boku hangaru.
– Tu będziemy cięli – powiedział do Summer. – Poszukajmy spawów.
Pojazd głębinowy ruszył dalej. Przesuwał jednym z chwytaków po ścianie hangaru, zostawiając na niej długą rysę. Cofnęli się, przyjrzeli uważnie skorodowanej powierzchni i szybko znaleźli pionowy spaw. Tak jak się spodziewali, trzy metry dalej był następny. Summer oskrobała je chwytakiem. Kiedy skończyła, na ścianie hangaru widniał prostokąt wielkości drzwi garażu.
– To tyle, jeśli chodzi o łatwiejszą część zadania – rzekł Dirk. – Gotowa do cięcia?
– Włóż to i zaczynamy. – Summer wręczyła mu okulary ochronne i włożyła drugą parę.
Uruchomiła oba manipulatory, sięgnęła prawym do kosza zamontowanego z przodu na płozach i wyjęła uchwyt elektrody połączony ze źródłem prądu stałego wewnątrz pojazdu. Lewym chwytakiem umocowała elektrodę i włączyła zasilanie. W przeciwieństwie do typowego palnika podwodnego, który potrzebuje dopływu tlenu, żeby powstał płomień, elektrodzie wystarczyła energia elektryczna tworząca łuk tnący. Taka konstrukcja była bardziej praktyczna głęboko pod wodą. Prąd dopłynął do końca elektrody i błysnął żółty łuk o temperaturze kilku tysięcy stopni.
– Zaczniemy w prawym górnym rogu i pójdziemy w dół – zdecydowała Summer.
Dirk uniósł pojazd i zatrzymał. Summer wyprostowała prawy manipulator i łuk elektryczny dotknął ściany hangaru. Zaczęła ciąć sześćdziesięcioletnią stal. „Starfish" kołysał się w lekkim prądzie morskim, co spowalniało pracę. Ale na zardzewiałej powierzchni powstawała pionowa linia, gdy Dirk opuszczał pojazd w dół. Po piętnastu minutach elektroda się wypaliła. Summer wyłączyła zasilanie i umocowała w uchwycie nową. Kiedy wycięła prawie cały prostokąt, chwyciła lewym manipulatorem stalową płytę. Przecięła ostatni kawałek i szarpnęła. Fragment ściany hangaru upadł na główny pokład w wirującej chmurze osadu.
Dirk cofnął „Starfisha" i zaczekał, aż woda znów zrobi się przejrzysta. Po chwili zobaczył, że wybrali idealne miejsce. Skrzynie z pływakami stały dokładnie na wprost pojazdu. Przysunął „Starfisha" najbliżej, jak mógł, i posadził pojazd na pokładzie przy wielkiej stalowej pętli. Przez okrągłe ucho biegło kilka lin, które trzymały pływak hydroplanu, kiedy okręt był w ruchu.
– Trzeba przeciąć te liny, a potem usunąć pływak – powiedział.
Summer znów włączyła spawarkę i szybko przecięła pierwszy z trzech stalowych splotów. Wysoka temperatura łatwo stopiła skorodowaną linę. Po przecięciu drugiej pływak lekko się przesunął. Kiedy odpadła trzecia lina, oderwał się od skrzyni i uniósł pod sufit hangaru.
– Ciągle jest w nim powietrze – stwierdziła zdumiona Summer.
– Gratulacje dla konstruktorów – odrzekł Dirk. – To nam ułatwi robotę.
Ustawił „Starfisha" wzdłuż skrzyń. Summer uruchomiła oba manipulatory i delikatnie opuściła w dół. Zacisnęła chwytaki na obu końcach wieka pierwszej skrzyni i uniosła mechaniczne ramiona. Gdy spróbowała odłożyć, wieko pękło.
– To tyle, jeśli chodzi o transport skrzyń – mruknął Dirk.
Ale w środku czekała na nich nagroda. W skrzyni leżało sześć srebrzystych porcelanowych bomb lotniczych. Wszystkie były nietknięte.
– Mimo wszystko to nasz szczęśliwy dzień – powiedziała Summer. – Wciąż tu są, całe i zdrowe.
Dirk ostrożnie przysunął „Starfisha" bliżej i Summer przygotowała się do niełatwego zadania wyciągnięcia kruchych bomb z rozpadającej się skrzyni.
– Delikatnie, siostrzyczko. Pamiętaj, że to porcelana – ostrzegł.
Nie musiał jej o tym przypominać. Bardzo ostrożnie oddzieliła pierwszą bombę od pozostałych, wsunęła pod nią chwytaki, uniosła i włożyła do siatki, którą wcześniej umocowano z przodu pojazdu. Wyjęła ze skrzyni drugą bombę, umieściła obok pierwszej i zablokowała stateczniki obu chwytakami manipulatorów.
– Bombardier do pilota. Gotowa do startu – zameldowała. W obawie, że mogą uszkodzić niebezpieczny ładunek, postanowili zabierać tylko po dwie bomby.
„Starfish" uniósł się wolno ku powierzchni. Bomby ostrożnie wyjęto i umieszczono w prowizorycznym kontenerze, który zbudował stolarz okrętowy.
– Dwie już mamy, zostało dziesięć – powiedział Dirk do Morgana i Ryana. – Obie skrzynie są w zasięgu manipulatorów, więc powinno nam się udać wydobyć wszystkie bomby.
– Jeśli będziemy pracowali w tym tempie przez całą noc – odrzekł Morgan – do rana powinniśmy skończyć.
– Po tylu zanurzeniach i wynurzeniach będę się czuł jak jo-jo – zażartował Dirk.
Niecałą milę dalej Tongju patrzył na statek NUMA przez lornetkę. Obserwował „Sea Rovera" od blisko czterdziestu minut. Zapamiętywał rozmieszczenie drabinek, pomostów i włazów – wszystkie szczegóły, które mógł zobaczyć z tej odległości. W końcu wszedł na mostek „Baekje", a stamtąd do małej kabiny obok sterowni, gdzie siedział krótko ostrzyżony mężczyzna o twarzy zawodowego boksera i uważnie studiował plany statku. Na widok Tongju lekko zesztywniał.
– Oddział szturmowy zapoznał się z planami statku NUMA, które dostarczyło biuro firmy Kang Shipping. Opracowaliśmy strategię ataku i jesteśmy gotowi do akcji – zameldował Ki-Ri Kim służbowym tonem byłego komandosa Koreańskiej Armii Ludowej.
– Z fragmentów łączności podwodnej, które udało nam się przechwycić, wynika, że zlokalizowali amunicję i są w trakcie jej wydobywania – odrzekł Tongju. – Zawiadomiłem kapitana, że operację przeprowadzimy dziś w nocy.
Komandos uśmiechnął się szeroko.
– Doskonale.
– Będę dowodził drużyną A – ciągnął Tongju. – Wejdziemy z prawej burty i opanujemy część dziobową. Ty i drużyna B weźmiecie lewą burtę i część rufową. O pierwszej zbierz ludzi na ostatnią odprawę. Zaczynamy o drugiej.
– Czy napotkamy jakiś opór?
– Żadnego – odparł z przekonaniem Tongju.
Tuż po północy „Starfish" wynurzył się w basenie wodującym. Jaskrawopomarańczowa rama pojazdu lśniła w blasku podwodnych reflektorów. Dirk i Summer stali na pokładzie i patrzyli, jak dźwig unosi „Starfisha" i ostrożnie stawia na platformie. Dwaj technicy dotoczyli do płóz pojazdu mały wyciąg i zaczęli delikatnie wyjmować z siatki porcelanowe bomby.
Dirk podszedł do włazu „Starfisha" i pomógł Ryanowi i inżynierowi nazwiskiem Mike Farley wydostać się z ciasnego kokpitu.
– Dobra robota, Tim – pochwalił. – Mamy już osiem sztuk. Widzę, że dostaliście się do drugiej skrzyni bez problemów.