– Bułka z masłem. Przecięliśmy liny drugiego pływaka i uniósł się pod sufit jak pierwszy. Ale to zasługa Mike'a. Operował manipulatorami jak chirurg.
Sympatyczny, zawsze pogodny Farley uśmiechnął się skromnie.
– Skrzynia rozpadła się, jakby była z papieru. Ale bomby leżały nietknięte. Wzięliśmy dwie, pozostałe cztery są łatwo dostępne. Tylko uważajcie na prąd. Od ostatniego zanurzenia przybrał na sile.
– Dzięki, Mike.
Dirk pomógł obsłudze technicznej wymienić akumulatory w „Starfishu", a potem zrobił kontrolę przedzanurzeniową, by mieć pewność, że wszystkie systemy pokładowe działają prawidłowo. Tuż po pierwszej w nocy on i Summer wcisnęli się do pojazdu i dźwig opuścił ich do basenu wodującego. W czasie powolnego opadania niewiele rozmawiali. Powtarzające się zanurzenia zaczynały ich męczyć. Ale Dirkowi dodawał energii fakt, że wydobywają nietknięte bomby i wkrótce będzie wiadomo, jaka to broń biologiczna.
Summer ziewnęła szeroko.
– Chciałabym chrapać na koi jak reszta załogi – mruknęła. – Zdążymy zrobić dwa ostatnie kursy, zanim ktoś się obudzi.
– Spójrz na to optymistycznie – uśmiechnął się Dirk. – Będziemy pierwsi w kolejce po śniadanie.
26
Wyłonili się z ciemności jak zjawy sunące po wodzie. Mężczyźni w czerni płynęli czarnymi pontonami przez czarne morze. Tongju dowodził atakiem pierwszej łodzi. Towarzyszyło mu pięciu twardych komandosów uzbrojonych po zęby. Kim płynął w drugim pontonie z taką samą drużyną. Zmierzali w kierunku „Sea Rovera" w gumowych zodiacach z napędem elektrycznym, jakiego używają wędkarze, by nie płoszyć ryb. Silniki miały podwyższoną moc i przy prędkości trzydziestu węzłów były ledwo słyszalne. W nocnej ciszy rozlegał się tylko plusk fal uderzających w kadłuby.
Na mostku „Sea Rovera" sternik wachtowy zerkał na ekran obracającego się radaru. Obserwował duży statek z prawej burty. Potężny kablowiec stał w odległości mili od „Sea Rovera". Nie zmienił pozycji, odkąd tu przypłynęli. Na zielonym tle ekranu pojawiły się dwie białe smugi. Były gdzieś między „Sea Roverem" a kablowcem. Za słaby sygnał jak na statek, pomyślał sternik. Pewnie radar rejestruje spienione fale.
Dwie łodzie pneumatyczne zwolniły sto metrów od statku NUMA i pokonały resztę dystansu w spacerowym tempie. Tongju podpłynął do sterburty i zaczekał, aż ponton Kima okrąży rufę i znajdzie się przy lewej burcie. W górę poszybowały jednocześnie dwa haki abordażowe w gumowych osłonach i zaczepiły o relingi z obu stron statku. Wzdłuż burt opadły drabinki sznurowe przymocowane do haków. Komandosi szybko wspięli się na górę.
Przy lewej burcie stał biolog morski. Nie mógł zasnąć i obserwował nocne niebo. Nagle usłyszał, że coś uderzyło w statek. Tuż obok niego zaczepił o reling jakiś hak na linie. Zaintrygowany naukowiec wychylił się za burtę, żeby zobaczyć, dokąd prowadzi lina. W tym samym momencie wyrosła przed nim czyjaś głowa. Mężczyźni zderzyli się czołami. Biolog zatoczył się do tyłu. Chciał krzyknąć, ale komandos błyskawicznie wskoczył na pokład i zamachnął się karabinem szturmowym. Kolba trafiła naukowca w szczękę i mężczyzna runął nieprzytomny na pokład.
Dwie drużyny komandosów ruszyły oddzielnie w kierunku dziobu, żeby opanować mostek i kabinę radiową, zanim ktoś zdąży wezwać pomoc. O drugiej w nocy na uśpionym statku panowała grobowa cisza.
Na mostku sternik i drugi oficer popijali kawę i rozmawiali o rozgrywkach akademickiej ligi futbolowej. Tongju i jego dwaj ludzie wpadli do środka prawymi drzwiami i wycelowali broń w twarze marynarzy.
– Na ziemię! – krzyknął po angielsku Tongju. Drugi oficer szybko opadł na kolana, ale sternik spanikował. Rzucił się do ucieczki na lewe skrzydło mostka. Zanim Tongju i jego ludzie zdążyli mu przeszkodzić, w drzwiach pojawił się jeden z komandosów Kima. Walnął sternika kolbą w pierś, potem kopnął w krocze. Marynarz upadł na pokład i zwinął się, jęcząc z bólu.
Tongju obrzucił wzrokiem mostek. Sąsiednia kabina radiowa była pusta. Skinął głową do jednego z komandosów, żeby pilnował sprzętu, i podszedł do drzwi kajuty kapitańskiej za sterownią. Pokazał innemu komandosowi, żeby wtargnął do środka.
Morgan spał, gdy komandos wpadł do kajuty, zapalił światło i wycelował w niego AK-74. Kapitan natychmiast się obudził, zerwał z koi i ruszył na intruza.
– Co jest? – warknął.
Zaskoczony komandos się zawahał. Morgan podbił lufę karabinu do góry i wypchnął napastnika za próg. Komandos poleciał do tyłu, upadł na plecy i uderzył w przegrodę czołową sterowni.
Nim zdążył wstać, Tongju uniósł pistolet półautomatyczny Glock 22 i strzelił do Morgana. Pocisk trafił kapitana w lewe udo i przeszedł na wylot. Na ścianę za Morganem trysnęła krew. Morgan zaklął, chwycił się za nogę i osunął na kolana.
– To statek rządu Stanów Zjednoczonych – wycedził.
– Teraz jest mój – odparł chłodno Tongju- i jeśli będziesz się stawiał, następną kulę wpakuję ci w łeb. – Podszedł do klęczącego kapitana i kopnął go w twarz.
Morgan rozciągnął się na pokładzie, dźwignął się powoli na kolana i spojrzał z nienawiścią na swojego prześladowcę.
Nie był w stanie ostrzec towarzyszy, mógł tylko bezradnie patrzeć, jak grupa intruzów zajmuje jego statek. Wyrwana ze snu załoga nie stawiała oporu na widok luf. Tylko w maszynowni odważny mechanik zdzielił jednego z napastników kluczem hydraulicznym w głowę. Inny komandos natychmiast otworzył ogień do marynarza; na szczęście razy nie były śmiertelne.
Na pokładzie „Sea Rovera" padło jeszcze kilka strzałów, ale po niecałych dwudziestu minutach oddział szturmowy opanował statek badawczy.
Tim Ryan i Mike Farley byli w kabinie kontrolnej operacji podwodnych i monitorowali zanurzenie „Starfisha", gdy do środka wtargnęli dwaj komandosi. Ryan zdążył wymamrotać przez radio:
– Co za cholera?
Potem on i Farley zostali wyrzuceni pod lufami ze stanowiska kontrolnego.
Napastnicy zaprowadzili załogę na pokład rufowy. Za basenem wodującym była cofnięta ładownia, gdzie trzymano pojazd głębinowy i sprzęt. Kim polecił unieść stalową pokrywę włazu, po czym kazał przerażonym więźniom zejść po drabince do przepastnego ciemnego pomieszczenia.
Do Kima podszedł Tongju. Za jego plecami jeden z komandosów szturchał lufą kulejącego Morgana.
– Melduj – powiedział Tongju.
– Zadanie wykonane – zameldował z dumą Kim. – Jedna ofiara w maszynowni, Ta-kong. Ale statek opanowany. Wszyscy więźniowie są w ładowni rufowej. Jin-chul znalazł w laboratorium osiem bomb. – Wskazał żylastego komandosa, który stał z drugiej strony pokładu. – Pojazd głębinowy właśnie wydobywa następne bomby.
Tongju odsłonił w uśmiechu pożółkłe zęby.
– Bardzo dobrze. Zawiadom „Baekje". Niech podpłynie do nas i zabierze bomby.
– Niedaleko zajdziecie – wtrącił Morgan, plując krwią.
– Jesteśmy dalej, niż ci się wydaje – odparł Tongju.
Trzysta metrów pod „Sea Roverem" Summer układała w prowizorycznym pojemniku dziesiątą bombę. Kiedy skończyła, zabezpieczyła obie manipulatorami.
– Mamy dziesięć, zostały dwie – zwróciła się do Dirka. – Możesz nas zabrać do domu.
– Tak jest, milady – odrzekł, uruchomił napęd „Starfisha" i wycofał się z ciasnego hangaru.
Kiedy wydostali się z 1-411, Summer połączyła się z kabiną kontrolną statku.
– „Sea Rover", tu „Starfish". Mamy następną partię towaru i przygotowujemy się do powrotu, odbiór.
Odpowiedziała jej cisza. Wywołała statek jeszcze kilka razy, ale nikt się nie odezwał. Rozpoczęli wznoszenie.
– Ryan musiał zasnąć – powiedział Dirk.
Summer stłumiła ziewnięcie.
– Trudno go za to winić. Jest wpół do trzeciej nad ranem.
– Mam tylko nadzieję, że facet na dźwigu nie śpi – mruknął Dirk.
Kiedy zbliżyli się do powierzchni, zobaczyli znajomy blask reflektorów.
Skierowali „Starfisha" do kręgu świateł i wynurzyli się w basenie wodującym. Zaczęli wyłączać elektronikę, więc nie zwracali uwagi na ciemne postacie na pokładzie, gdy opuszczano hak dźwigu i przyczepiano do pojazdu. Dopiero gdy zostali gwałtownie szarpnięci do góry i przeniesieni na pokład z takim rozmachem, że prawie uderzyli w lewą burtę, zdali sobie sprawę, że coś jest nie tak.