Trochę się zdziwiłem, że Bishop wyraził na to zgodę.

– Co dokładnie powiedział? – zapytałem.

– Jeśli coś powiedział, to nie do mnie, tylko do Claire Buckley. To ona załatwia dla niego takie sprawy.

– Domyślam się, że nie tylko takie.

– Bez dwóch zdań – zgodził się Anderson i mrugnął do mnie. – Sal Ferraro, ten mój kumpel, prywatny detektyw, który prześledził podróże i pobyty Bishopa w hotelach, powiedział mi, że na przyszły miesiąc nasz miliarder zaplanował następną wyprawę. Lipiec w Paryżu. Zarezerwował na tydzień bardzo drogi apartament w hotelu George V, tuż przy Champs-Elysees.

– Czemu dla zachowania pozorów nie zarezerwował dwóch pokojów?

Anderson uśmiechnął się.

– A czemu Gay Hart pozował do zdjęcia w „Monkey Business”? A czemu Clinton wykorzystywał Gabinet Owalny do swoich romansów?

– Dobre pytania. Pewnie myśleli, że warto zaryzykować. Albo był to pęd ku samozniszczeniu.

– Właśnie. To miałem na myśli w związku z tobą i Julią.

– Przyjąłem do wiadomości – odparłem, mając nadzieję, że skieruję jego uwagę na inny temat.

Wyglądał na usatysfakcjonowanego.

– Powiesz Bishopowi, że Billy się z tobą skontaktował?

Myślałem o tym. Ściśle rzecz biorąc, Bishop miał prawo wiedzieć – nie tylko dlatego, że informacja dotyczyła jego syna, ale również dlatego, iż ton głosu Billy’ego pod koniec rozmowy świadczył, że Darwin Bishop i jego rodzina mogą się znaleźć w niebezpieczeństwie.

– Muszę – odparłem. – Dopóki nie będziemy absolutnie pewni, kto jest mordercą, nie chcę być powiernikiem niczyich sekretów.

– Masz rację – zgodził się Anderson. Zacisnął usta i pokiwał głową. – Czy to postanowienie obejmuje również Julię? – zapytał.

– Ale jesteś uparty.

– Obejmuje czy nie? – nie ustępował.

Spojrzałem mu w oczy.

– Już odpowiedziałem – stwierdziłem stanowczo.

– Niezupełnie. Ale dobrze, zadam ci inne pytanie. – Zrobił pauzę. – Dlaczego wykluczamy ją z grona podejrzanych?

– Julię?

– Nie byłaby pierwszą kobietą, która zamordowała własne dziecko. Też była w domu w noc zabójstwa Brooke.

– Nie braliśmy jej pod uwagę, gdyż obaj instynktownie czujemy, że nie ma z tym nic wspólnego. Nie rozmawialiśmy również o bracie Billa, Garrecie.

– Zatrzymajmy się na chwilę przy Julii, dobrze?

– Dobrze.

Próbował zebrać myśli.

– Niektóre kobiety wpadają w depresję po urodzeniu dziecka. Depresja poporodowa, tak to się nazywa, prawda?

Depresja poporodowa jest chorobą, która pojawia się do sześciu miesięcy po porodzie i w samych Stanach Zjednoczonych dotyka tysięcy kobiet rocznie. Jej przyczyna jest nieznana. Podejrzewa się, że mogą wywoływać ją czynniki hormonalne, neurochemiczne, psychologiczne lub ich kombinacja.

– Oczywiście – przyznałem.

– A czy kobiety, które zabiły swoje dzieci, powoływały się na depresję poporodową, by argumentować, że działały w stanie niepoczytalności?

Wiedziałem, do czego zmierza, ale nie byłem w nastroju, by się z nim zgodzić.

– Przemawiasz jak prokurator. Jestem w sądzie?

– Odpowiedz.

– W niektórych sprawach kobiety cierpiące na depresję poporodową nie przyznawały się do winy, powołując się na niepoczytalność po narodzinach dziecka – potwierdziłem.

– W paru sprawach nawet skutecznie – ciągnął. – Argumentowały, że znajdowały się w tak silnej depresji, iż straciły kontakt z rzeczywistością.

– Występowałem jako biegły w jednej z tych spraw. Kobiety z Georgii, która zastrzeliła swoją córkę i zabiła dziecko sąsiada. Sąd ją uniewinnił.

– Julia Bishop też leczyła się u psychiatry. Z powodu depresji.

Powędrowałem myślami do swojego lunchu z Julią, a zwłaszcza do obaw, jakie wówczas miałem, że kłopoty ze spaniem i brak apetytu są u niej objawem nawrotu depresji.

– To, co mówisz, ma pewien sens, ale…

– Ale pani Julia ma ładne oczka i śliczną pupcię, a Frank Clevenger kocha się w pięknych damach, zwłaszcza tych, które są w dołku psychicznym. – Zreflektował się. Przypomniał sobie, że wciąż nie mogę przeboleć choroby psychicznej Kathy, która mi ją odebrała. – Przepraszam – bąknął. – Teraz moja kolej prosić o wybaczenie.

Z jednej strony chciałem skoczyć Andersonowi do gardła, ale z drugiej wiedziałem, że ma rację. Nie mogłem wykluczać Julii Bishop z kręgu podejrzanych o zamordowanie małej Brooke.

– Nie szkodzi – odparłem.

Jednak wciąż nie miał zamiaru odpuścić.

– No więc co ty na to?

– Dobrze, wpisuję ją na listę. Nie sądzę, żeby udusiła Brooke uszczelniaczem do okien, ale nie mogę na razie tego udowodnić. Zadowolony?

– Tak. – Anderson wyraźnie się odprężył. Usiadł wygodniej na krześle. – Nie zrozum mnie źle. – Dałbym się zastrzelić, że to nie ona, Frank, ale już parę razy do mnie strzelano.

Kelnerka przyniosła dania. Filet z miecznika dla mnie i befsztyk z polędwicy dla Andersona. Pomyślałem, że z wielką chęcią wypiłbym do ryby kieliszek merlota. Zastanowiłem się nad tymi słowami. Z wielką chęcią wypiłbym kieliszek merlota. Może Anderson ma trochę racji. Może moja miłość do kobiet, łącznie z Kathy i Julią, jest rodzajem uzależnienia. Może tak naprawdę pociąga mnie krzyk ich rozdartych dusz, gdyż przemawia do mojej pękniętej psychiki.

Zjedliśmy i umówiliśmy się, że spotkamy się jutro w hotelu o dziesiątej rano. Anderson miał mnie zawieźć na spotkanie z Bishopem. Chciałem jechać sam, ale zwrócił mi uwagę, że w sytuacji, gdy śledzą mnie białe range rovery, oficjalne wsparcie nie jest złym pomysłem.

Wróciłem do apartamentu. Butelka wina wciąż stała na korytarzu tam, gdzie ją zostawiłem. Zmusiłem się, żeby na nią spojrzeć, bo w pierwszym odruchu chciałem odwrócić od niej wzrok. Wszedłem do pokoju, szybko zamknąłem za sobą drzwi i zablokowałem zamek.

9

Środa, 26 czerwca 2002

Gdy tylko skręciliśmy w Wauwinet Road, zauważyliśmy, że ciągniemy za sobą ogon – jednego z range roverow Bishopa. Jechał za radiowozem Andersona przez całą drogę i stanął za nami, gdy zaparkowaliśmy na półkolistym podjeździe przed rezydencją miliardera.

– Nie musisz się spieszyć – mruknął Anderson. Skrzywił twarz w uśmiechu. – Wygląda na to, że będę miał towarzystwo.

– Nie zajmie mi to wiele czasu – odparłem. Podszedłem do drzwi i zadzwoniłem. Spojrzałem w stronę kortu tenisowego i zobaczyłem dwóch mężczyzn z karabinami patrolujących teren na wózkach elektrycznych. Najwyraźniej zaostrzono środki bezpieczeństwa.

Pół minuty później w drzwiach pojawiła się Claire Buckley z Tess na rękach. Niemowlę spało zawinięte w jasnożółty kocyk.

– Mała trochę kaprysiła i nie dała się położyć do łóżeczka – usprawiedliwiła się niania nieco sennym głosem. Ustąpiła mi z drogi. – Proszę, wejdźcie.

Wszedłem do holu. Widok Tess śpiącej w ramionach Claire zaniepokoił mnie, ale nie dałem tego po sobie poznać. Popatrzyłem na delikatne paluszki niemowlęcia ściskające kocyk. Miało malutkie różowe paznokcie i skórę połyskującą niczym jedwab.

– Jest śliczna – zauważyłem.

Claire spojrzała na małą, uśmiechnęła się i pokiwała głową.

Proces kształtowania naszego życia zaczyna się bardzo wcześnie i nie mamy wtedy na niego żadnego wpływu. W wieku pięciu miesięcy Tess straciła siostrę bliźniaczkę i znajdowała się częściowo pod opieką kochanki ojca. Wcześnie zetknęła się z przemocą, obłudą i niebezpieczeństwem. Zastanawiałem się, czy kiedykolwiek zdoła przezwyciężyć wpływ dwudziestu pierwszych tygodni swego życia na ziemi.

– Żal mi jej – powiedziałem automatycznie.

– Dobrze, że przynajmniej tak naprawdę nie znała Brooke – szepnęła Claire.

Pomyślałem, że to prawda, ale akurat ona nie powinna tego mówić. Chciałem jej przypomnieć, że Tess nie jest jej córką.

– Chcesz mieć własne dzieci? – zapytałem.

Spojrzała nam mnie wyraźnie zaskoczona pytaniem. Może rzeczywiście wyobrażała sobie, że Tess jest jej dzieckiem, a może poczuła się dotknięta zbyt osobistym pytaniem.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: