Nie podobało mi się, że uczucia, które Anderson żywił do Julii, tak bardzo przypominały moje.
– Kiedy się z nią przespałeś? – spytałem, nie mogąc znieść rozmarzenia w oczach Andersona. – I jaki to miało wpływ na przebieg dochodzenia?
Anderson zmrużył oczy, rysy mu stwardniały.
– Nigdy, na pierwsze pytanie. Żaden, na drugie.
– Akurat, nie zalewaj. W tej kolejności.
– Nigdy z nią nie spałem, Frank – zaperzył się Anderson. – Nie jestem tobą.
Potrząsnąłem głową.
– Weź ją sobie, tę sprawę i… – Ruszyłem w stronę wyjścia.
– Poczekaj chwilę, dobrze? Posłuchaj. Przepraszam cię. Nie zasłużyłeś na to.
Zatrzymałem się i odwróciłem.
– W porządku – powiedział. – Opowiem ci całą historię. Mniej więcej dziesięć tygodni po tym, jak rozpoczęła się moja… znajomość z Julią, Tina oświadczyła, że chce rozwodu. Nic nie wiedziała o Julii, ale wyczuła u mnie narastający chłód. Nie chciałem się z nią rozwieść, więc spróbowałem zakończyć sprawę z Julią, ale nie potrafiłem przestać o niej myśleć. Pragnąłem z nią rozmawiać, trzymać ją za rękę. No i wciąż się z nią spotykałem. – Przewrócił oczami. – Ale tylko się całowaliśmy i nic poza tym. Wiem, że to brzmi trochę po szczeniacku, ale co na to poradzę? A wiesz, co było najdziwniejsze?
– Co?
– To, że to trzymanie się za ręce i całowanie w zupełności mi wystarczało. Było mi obojętne, że nie śpimy ze sobą. Nie chciałem ryzykować tego, co miałem. – Umilkł.
Usłyszałem smutek w jego głosie.
– Ty wciąż ją kochasz.
Popatrzył mi prosto w oczy.
– Tak. I myślę, że nigdy nie przestanę.
– To dlatego chciałeś, żebym się trzymał od niej z daleka. To było… Co? Zazdrość?
– Może trochę. Ale chodziło mi o coś innego. – Nachylił się do mnie. – Wiedziałem, co mówię. Sam mogłem się przekonać, jak bardzo moje uczucia do niej zaciemniają mi obraz sprawy Bishopów. Nie chciałem, żeby z tobą było tak samo.
– Zapobiegliwość godna pochwały.
Zignorował moją uwagę.
– Jest jeszcze coś. Może to zabrzmieć trochę dziwnie. Ale nie wiem, czy to, co do niej czułem… a może wciąż czuję, jest w ogóle normalne. Wiesz, zaledwie tydzień po spotkaniu z Julią już chciałem się rozstać z żoną. Uwierz mi lub nie, ale bałem się o ciebie. Dlatego tak na ciebie wsiadłem o to, że znowu zacząłeś pić.
Z jednej strony chciałem powiedzieć Andersonowi, żeby się wypchał, ale z drugiej to, co powiedział, współgrało z moimi odczuciami. Niepokoiła mnie ta sama kwestia: jak to się stało, że tak szybko i tak bardzo się w niej zakochałem? Czemu byłem gotowy ryzykować dla niej życie i karierę, choć jej nawet dobrze nie poznałem? Czemu przekroczyłem granice obiektywizmu zawodowego, co zalecałem innym?
Spojrzałem na Andersona, zastanawiając się, czy jeszcze kiedyś będę mógł mu zaufać. Nie zyskałem odpowiedzi na żadne z pytań, które sobie zadawałem, gdy szedłem korytarzem. Anderson mógł przecież być kochankiem Julii i ogarniała go zimna furia na myśl, że też nim zostałem. Oboje mogli mnie napuścić na Darwina Bishopa, żebym zrobił z niego mordercę.
– Czy list, który dała nam Claire, był do ciebie? – spytałem. – Czy to do ciebie Julia chciała go wysłać?
– Myślę, że nie.
– Jak to?
– Nie wiem na pewno, ale jego styl był zupełnie inny niż nasze rozmowy. Bardziej kwiecisty. Jako list do mnie byłby zupełnie chybiony, jeśli wiesz, co mam na myśli. I nie tylko, to: przed morderstwem Brooke nie widzieliśmy się od kilku tygodni.
– Myślisz, że oprócz nas jest ktoś jeszcze?
– Tak. Pewnie dlatego w domu Bishopa powiedziałem Claire że wiem ojej romansie z Darwinem. – Wzruszył ramionami. – Byłem wściekły, gdy przeczytałem ten list. Chciałem zabić posłańca.
Nie umiałem pogodzić przyjaźni do człowieka, którego uważałem za towarzysza broni, z nienawiścią do przyłapanego na gorącym uczynku wroga, który wbił mi nóż w plecy.
– Czy namawiałeś mnie, żebym wziął tę sprawę, bo chciałeś pomóc Julii, bo ją kochałeś?
– Powiedziała mi, że nie wierzy w winę Billy’ego. Mój instynkt mówił mi to samo.
– To nie jest odpowiedź na moje pytanie.
Wahał się, ale tylko przez chwilę.
– Tak – odparł. – Poprosiłem cię dlatego, że chciałem jej pomóc.
– I? – ponagliłem go, chcąc usłyszeć odpowiedź na drugą część pytania.
– I dlatego, że myślałem… – Urwał i poprawił się: – I dlatego, że ją kochałem. – Wzruszył ramionami. – Chciałeś odpowiedzi, więc ją masz. Może to brzmi głupio, ale kochałem ją.
Kiwnąłem głową. Po tej szczerej odpowiedzi byłem bardziej skłonny mu uwierzyć, ale wciąż miałem wątpliwości. Spojrzałem mu w oczy.
– Gdybym nie uznał Darwina Bishopa za głównego podejrzanego, czy wciąż uczestniczyłbym w dochodzeniu?
– O co chcesz mnie zapytać, Frank? – powiedział Anderson, usiłując nad sobą zapanować. – Chcesz wiedzieć, czy byłbym zdolny wtrącić człowieka do więzienia, aby mu zabrać żonę?
Tak. O to właśnie chciałem go zapytać, choć zabrzmiało to okropnie. Nie odpowiedziałem.
– Mówiłem poważnie, że musieliby mnie odsunąć od tej sprawy, aby się pozbyć ciebie – rzekł. – Wiem, że teraz trudno ci w to uwierzyć, ale gdybyś mi powiedział, że Billy ma wszelkie cechy mordercy, to on byłby głównym podejrzanym, nie Darwin. Nigdy nie wmanewrowałbym nikogo w morderstwo. Nawet dla Julii.
16
Anderson poleciał na Nantucket, a ja wezwałem taksówkę i kazałem się zawieźć do Mass General. Choć potrzebowaliśmy czasu, by przemyśleć, jak ma dalej wyglądać nasza współpraca, wiedzieliśmy, że nie możemy jej przerwać. Pomimo wszystkich komplikacji, jakie się pojawiły w sprawie Bishopa, jedno się nie zmieniło: ktoś próbował zabić pięciomiesięczną Tess Bishop i mógł spróbować jeszcze raz.
Gdy jechałem taksówką Storrow Drive, mając po lewej stronie Charles River, a po prawej panoramę Bostonu, zacząłem się zastanawiać, kto włożył negatyw do fiolki. Wszystko wskazywało na Garreta. Lubił robić zdjęcia wyspy i powiedział nam o fiolce. Ale istniała też możliwość, choć niewielka, że zrobił to Darwin Bishop. Niewykluczone, że schował dowód wskazujący, dlaczego chciał zabić Tess, razem z narzędziem, którego użył do próby popełnienia zabójstwa. Odpowiedź na to pytanie mieliśmy poznać, gdy Leona zdejmie odciski palców z negatywu.
Było po szóstej i zapadał już zmrok, gdy wchodziłem głównym wejściem do szpitala. Przez chwilę czułem pokusę, żeby wpaść do izby przyjęć i poprosić Colina Baina o receptę na perkocet, który uśmierzyłby mój ból z powodu rany w plecach, zranionej dumy i zerwanej przyjaźni. Wziąwszy pod uwagę okoliczności, każdy psychoterapeuta wybaczyłby mi tę słabość. Na szczęście uświadomiłem sobie w porę, że zachowanie trzeźwego umysłu to jedna z nielicznych spraw, na które jeszcze mam wpływ. Nie było sensu samemu wbijać sobie noża w plecy, skoro inni robili to tak dobrze.
Pojechałem windą na OIOP i automatycznie poszedłem do pokoju Tess. W drzwiach stanąłem jak wryty, widząc w łóżku inne dziecko. Rozejrzałem się po pokojach, ale w żadnym nie było córki Julii. Wyciągnąłem najgorszy z możliwych wniosków: serce Tess przestało bić. Zatrzymałem przechodzącą młodą pielęgniarkę.
– Jestem lekarzem, zajmuję się sprawą Bishopów – powiedziałem, nie potrafiąc zadać najbardziej oczywistego w tej sytuacji pytania. – Wczoraj leżała tu ich córka.
– Może się pan wylegitymować? – zapytała kobieta, co tylko wzmogło mój lęk. Chciała dowodu, że jestem pracownikiem szpitala, zanim przekaże mi złą wiadomość. Zakręciło mi się w głowie.
– Dobrze się pan czuje? – zatroskała się. – Może pan usiądzie?
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, przez rozsuwane drzwi na oddział wszedł John Karlstein.
– Frank! – zawołał mi nad uchem.
Odruchowo się odwróciłem, naciągając sobie przecięte mięśnie.
– Jezu – wymamrotałem przez zaciśnięte zęby.
– Tylko moja matka tak o mnie myślała – zażartował. – I nikt poza nią.