Vogel miał rangę kapitana marynarki wojennej, lecz była to wyłącznie formalność; ta ranga zapewniała odpowiednio wysoką pozycję, umożliwiającą działanie na pewnych odcinkach. Podobnie jak jego mistrz, Canaris, rzadko nosił mundur. Ubierał się stale tak samo: grafitowy garnitur kojarzący się z przedsiębiorcą pogrzebowym, biała koszula, ciemny krawat. Miał szpakowate włosy, które wyglądały, jakby sam się strzygł, oraz przenikliwe spojrzenie kawiarnianego rewolucjonisty. Jego głos przywodził na myśl skrzypiące zawiasy, a po dziesiątkach lat, które Vogel spędził na potajemnych rozmowach w kawiarniach, pokojach hotelowych i gabinetach z podsłuchem, rzadko brzmiał głośniej niż kościelny szmer. Głuchy na jedno ucho Ulbricht wiecznie miał problemy z dosłyszeniem, co mówi jego szef.
Vogel do granic absurdu posuwał swoje dążenie do anonimowości. W gabinecie trzymał tylko jeden osobisty drobiazg: fotografię żony Gertrudy i córek bliźniaczek. Od kiedy zaczęły się naloty, kazał im się przenieść do domu teściowej w Bawarii i rzadko je widywał. Ilekroć wychodził z gabinetu, choćby na chwilę, chował zdjęcie w zamykanej na klucz szufladzie. Nawet jego identyfikator stanowił podróbkę. Nie widniało na nim zdjęcie – Vogel od lat nie pozwalał się fotografować – a i nazwisko było fałszywe. Vogel zajmował niewielkie mieszkanie w pobliżu siedziby Abwehry i w te rzadkie wieczory, kiedy pozwalał sobie na odpoczynek, szedł do niego pieszo, wzdłuż porośniętych krzewami brzegów kanału Landwehr. Właścicielka kamienicy sądziła, że jej lokator jest profesorem, a z liczby odwiedzających go pań wywnioskowała, że to kobieciarz.
Nawet w samej Abwehrze niewiele więcej o nim wiedziano.
Kurt Vogel urodził się w Düsseldorfie. Jego ojciec pełnił funkcję dyrektora gimnazjum, matka, która dla męża i rodziny poświęciła dobrze się zapowiadającą karierę pianistyczną, udzielała lekcji muzyki. Vogel zdobył doktorat na wydziale prawa uniwersytetu w Lipsku, gdzie u dwóch najwybitniejszych niemieckich znawców przedmiotu, Hermana Hellera oraz Leona Resenberga, studiował prawo cywilne i polityczne. Był utalentowanym studentem, najlepszym na swoim roku i jego profesorowie szeptali między sobą, że pewnego dnia Vogel zasiądzie w sądzie najwyższym.
Wszystko to zmieniło się wraz z dojściem do władzy Hitlera. Hitler wyznawał zasadę panowania człowieka, nie prawa. Wystarczyło mu parę miesięcy u steru, by postawić na głowie cały system prawny Niemiec. Führergewalt - władza führera – stała się jedynym obowiązującym prawem i każdy kaprys, każde urojenie Hitlera błyskawicznie przekładano na język kodeksów i regulaminów. Vogel pamiętał część idiotycznych maksym stworzonych przez architektów legalnego przejęcia Niemiec przez Hitlera. „Prawem jest to, co służy narodowi niemieckiemu! Prawo należy interpretować poprzez zdrowe odczucia obywatela!". A gdy normalny system sądowniczy stanął nazistom na drodze, ustanowili własne sądy, Volksgerichtshof, Sądy Ludowe. Zdaniem Vogla najmroczniejszą chwilą w historii prawa niemieckiego był pewien październikowy dzień w 1933 roku, kiedy to dziesięć tysięcy prawników z rękami wyciągniętymi w geście faszystowskiego pozdrowienia stało w Lipsku na stopniach gmachu sądu i przysięgało „po kres swoich dni iść drogą wyznaczoną przez führera". Wśród nich znajdował się i Vogel. Tamtego wieczoru po powrocie do małego mieszkanka, w którym mieszkali z Gertrudą, spalił wszystkie swoje podręczniki prawa i spił się do nieprzytomności.
Parę ładnych miesięcy potem, zimą 1934 roku, nawiązał z nim kontakt zgorzkniały drobny mężczyzna z parą jamników – Wilhelm Canaris, nowy zwierzchnik wywiadu wojskowego, i spytał, czy Vogel nie zgodziłby się pracować dla Abwehry. Vogel przyjął propozycję, ale pod jedynym warunkiem: że nie będzie musiał wstąpić do partii faszystowskiej, i już po tygodniu zniknął w świecie niemieckiego wywiadu wojskowego. Oficjalnie pełnił funkcję radcy prawnego Canarisa. Nieoficjalnie powierzono mu zadanie szykowania się do wojny z Wielką Brytanią, której nadejście Canaris uważał za nieuniknione.
Teraz Vogel siedział za biurkiem i pochylony, z kciukami wbitymi w skronie, czytał pismo. Usiłował się skupić, lecz rozpraszały go hałasy: skrzypienie starej windy, która przejeżdżała tuż za ścianą jego gabinetu, dudnienie deszczu o szyby, kakofonia klaksonów samochodowych, nieodłącznego elementu wieczornych godzin szczytu w Berlinie. Przesunął dłonie ze skroni na uszy, zatkał je, żeby wreszcie niczego nie słyszeć.
Notkę wręczył mu dziś Canaris, parę godzin po powrocie ze spotkania z Hitlerem w Kętrzynie. Zdaniem Szczwanego Lisa wyglądało to obiecująco i Vogel musiał się z tym zgodzić.
– Hitler oczekuje wyników, Kurt – powiedział zza swego podniszczonego zabytkowego biurka Canaris niczym średniowieczny pan i władca, wodząc wzrokiem po wypchanych książkami półkach, jakby szukał tam ukochanego, dawno zaginionego tomu. – Żąda dowodów, że atak nastąpi na Calais albo Normandię. Chyba nadszedł czas, żebyś zapędził do roboty swoich pieszczoszków w Anglii.
Vogel już raz przebiegł wzrokiem tekst. Teraz przeczytał notatkę uważniej. Szczerze mówiąc, to było więcej niż obiecujące – było wręcz idealne. Właśnie na taką okazję czekał. Skończywszy, podniósł wzrok i kilkakrotnie cicho wypowiedział nazwisko Ulbrichta, jakby miał przed sobą jego ucho. W końcu, kiedy nie doczekał się reakcji, wstał i przeszedł do poczekalni. Ulbricht czyścił broń.
– Werner, wołam cię od pięciu minut – odezwał się prawie niedosłyszalnie Vogel.
– Przepraszam, kapitanie, nie słyszałem.
– Jutro z samego rana chcę się spotkać z Müllerem. Umów mnie z nim.
– Tak jest.
– I zróbże coś z tym twoim słuchem, Werner. Omal sobie gardła nie zdarłem, tak musiałem krzyczeć.
Nalot zaczął się o północy, gdy Vogel czujnie drzemał na łóżku polowym w gabinecie. Zsunął nogi na podłogę, wstał i podszedł do okna. Zobaczył nurkujący samolot. Berlin zadrżał, kiedy pierwsze bomby wybuchły w dzielnicach Pankow i Weissensee. Vogel zastanawiał się, ile cierpień miasto zdoła jeszcze znieść. Znaczna część stolicy tysiącletniej Rzeszy już obróciła się w gruzy. Większość najsłynniejszych zakątków przypominała wąwozy roztrzaskanych cegieł i pogiętej stali. Lipy z Unter den Linden spłonęły, podobnie jak mnóstwo niegdyś tak pięknych, przyciągających wzrok sklepów i banków, stojących po obu stronach szerokiego bulwaru. Odnowiony zegar na wieży Kaiser- Wilhelm od listopada, kiedy to bomby aliantów jednej nocy zniszczyły prawie pięćset hektarów Berlina, zatrzymał się na wpół do ósmej.
Obserwując nocny nalot, w myślach odtwarzał notatkę.
ABWEHRA/BERLIN XFU0465848261
DO: CANARISA
OD: MÜLLERA
DNIA: 2 LIST. 43
21 PAŹDZIERNIKA KAPITAN DIETRICH Z MISJI ASCUNCION SKONTAKTOWAŁ SIĘ W PANAMIE Z NASZĄ AMERYKAŃSKĄ WTYCZKĄ, SKORPIONEM. JAK PANU WIADOMO SKORPION TO JEDEN Z NASZYCH NAJLEPSZYCH AGENTÓW W AMERYCE. OBRACA SIĘ W KRĘGACH WIELKIEJ NOWOJORSKIEJ FINANSJERY I POSIADA DOSKONAŁE ZNAJOMOŚCI W WASZYNGTONIE. PRZYJAŹNI SIĘ Z WIELOMA PRZEDSTAWICIELAMI KADRY WOJSKOWEJ W DEPARTAMENTACH WOJNY I STANU. OSOBIŚCIE ZETKNĄŁ SIĘ Z ROOSEVELTEM. PRZEZ CAŁĄ WOJNĘ DOSTARCZAŁ
NAM BARDZO WAŻNYCH I CENNYCH INFORMACJI. DOŚĆ PRZYPOMNIEĆ O PRZEKAZANEJ PRZEZ NIEGO WIADOMOŚCI O AMERYKAŃSKICH DOSTAWACH BRONI DLA BRYTYJCZYKÓW.
WEDLE SKORPIONA W UBIEGŁYM MIESIĄCU AMERYKAŃSKA MARYNARKA WOJENNA ZWERBOWAŁA JEDNEGO Z NAJLEPSZYCH AMERYKAŃSKICH INŻYNIERÓW, NIEJAKIEGO PETERA JORDANA I WYSŁAŁA DO LONDYNU, GDZIE MA PRACOWAĆ NAD WYKONANIEM JAKIEJŚ SUPER TAJNEJ KONSTRUKCJI. JORDAN NIGDY PRZEDTEM NIE PRACOWAŁ DLA WOJSKA. SKORPION OSOBIŚCIE ZNA JORDANA I ROZMAWIAŁ Z NIM PRZED JEGO WYJAZDEM DO LONDYNU. SKORPION TWIERDZI, ŻE TO ZADANIE Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ BEZPOŚREDNIO WIĄŻE SIĘ Z NIEPRZYJACIELSKIMI PLANAMI INWAZJI NA FRANCJĘ.
JORDAN NAJBARDZIEJ SIĘ WSŁAWIŁ PROJEKTAMI I WYKONANIEM WIELU POTĘŻNYCH AMERYKAŃSKICH MOSTÓW. JEST WDOWCEM, ŻONA, CÓRKA AMERYKAŃSKIEGO BANKIERA BRATTONA LAUTERBACHA, ZGINĘŁA W WYPADKU SAMOCHODOWYM W SIERPNIU 1939 ROKU. ZDANIEM SKORPIONA DO PODEJŚCIA JORDANA NAJLEPIEJ NADAJE SIĘ KOBIETA.