Jestem tu! Obok! Do cholery, pomóżcie mi. Pomocy! Jestem obok!

Leżała w ciemności. Ślepa.

Bawiący się po drugiej stronie grubych drewnianych drzwi ludzie to był inny świat. Ona leżała zamknięta w klitce obok garderoby; przebywała w niej już wiele dni. Cała jej swoboda kończyła się na wyjściu do toalety.

Była mocno skrępowana liną.

Zakneblowana taśmą.

Żeby nie zawołała pomocy. Nie mogła krzyczeć, tylko w myślach.

Proszę, pomóżcie mi.

Proszę, ratunku! Jestem tu! Obok! Nie chcę umierać.

Bo ten szaleniec powiedział, że jednego może być pewna tego, że ją zabije.

Rozdział 17

Ale nikt nie mógł usłyszeć Lizzie Connolly. Przyjęcie trwało, coraz liczniejsze, głośniejsze, wulgarniejsze i bardziej ekstrawaganckie. Nocą limuzyny odbyły jedenaście kursów, dowożąc zamożnych gości do tego wielkiego domu na wybrzeżu Fort Lauderdale. Potem odjechały. Nie czekały na pasażerów. Nikt tego nie zauważył, a przynajmniej nie pokazał po sobie, że zauważył.

I nikt nie zwrócił uwagi na to, że dowiezieni limuzynami goście odjechali zupełnie innymi samochodami. Bardzo drogimi samochodami, najlepszymi na świecie. Wszystkie od pierwszego do ostatniego były kradzione.

Zawodowy futbolista odjechał ciemnokasztanowym kabrioletem, rolls – royce’em corniche, wartym trzysta sześćdziesiąt trzy tysiące dolarów, wykonanym w całości na zamówienie, od lakieru karoserii, drewnianych elementów wnętrza i skóry foteli po tapicerkę. Nawet krzyżujące się „R” umiejscowiono na desce rozdzielczej zgodnie z kaprysem zamawiającego.

Biały gwiazdor rapu odjechał niebieściutkim astonem martinem vanquishem wartym dwieście dwadzieścia osiem tysięcy dolarów, przyspieszającym od zera do stu mil w niecałe dziesięć sekund.

Najdroższym samochodem był produkowany w Ameryce saleen S7 o podnoszonych do góry drzwiach, wyglądzie rekina i pięćset pięćdziesięciu koniach mechanicznych mocy.

W sumie dostarczono kupującym jedenaście bardzo drogich i bardzo nieuczciwie pozyskanych pojazdów.

Srebrna zonda pagani za trzysta siedemdziesiąt tysięcy dolarów. Silnik wyprodukowanego we Włoszech sportowego samochodu szczekał, wył, ryczał.

Srebrno – pomarańczowy spyker C8 12, z podwójną turbosprężarką i sześćset dwadzieścia koni mechanicznych mocy.

Brązowy kabriolet bentley azure mulliner – za jedyne trzysta siedemdziesiąt sześć tysięcy dolarów.

Ferrari 575 maranello – dwieście piętnaście tysięcy dolarów.!

Porsche GT2.

Dwa bladozłote lamborghini murcielagos, dwieście siedemdziesiąt tysięcy dolarów sztuka, nazwane jak wszystkie lamborghini imieniem sławnego byka.

Hummer Hl, nie tak kosztowny jak pozostałe, ale żaden inny samochód nie śmiał wpakować mu się przed maskę.

W sumie wartość ukradzionych samochodów przekraczała trzy miliony, cena sprzedaży nie sięgała dwóch.

Było czym zapłacić za torty od Sachera. I jeszcze troszkę zostało.

Poza tym Wilk uwielbiał szybkie, piękne samochody… uwielbiał wszystko, co szybkie i piękne.

Rozdział 18

Następnego dnia wróciłem samolotem do Waszyngtonu. Do domu dotarłem o szóstej wieczorem, zakończywszy pracę na ten dzień. W takich chwilach wydawało mi się, że moje życie prawie wróciło do normy. Może dobrze zrobiłem, wstępując do FBI, może… Kiedy wysiadałem z wiekowego czarnego porsche, zobaczyłem na frontowej werandzie Jannie. Ćwiczyła na skrzypcach. Chciała być drugą Midori. Jej gra robiła wrażenie – przynajmniej na mnie. Kiedy Jannie na czymś zależało, nie odpuszczała.

– Co to za piękna dama trzyma tak idealnie tego juzka* [Jan Juzek – czeski lutnik, wytwarzający w Pradze od 1911 r. skrzypce i inne instrumenty]? – zawołałem, idąc przez trawnik.

Jannie spojrzała w moim kierunku. Nic nie odpowiedziała. Uśmiechała się z wyższością, jakby tylko ona znała ten sekret. Zgodnie z zaleceniami Suzukiego Nana i ja uczestniczyliśmy w jej zajęciach. Zmodyfikowaliśmy nieco harmonogram, aby robić wszystko razem z dziećmi. Obecność rodziców oraz opiekunów przynosiła korzyści w nauce. Suzuki kładł wielki nacisk na unikanie współzawodnictwa i jego negatywnych skutków. Rodzice powinni słuchać taśm i towarzyszyć dziecku w zajęciach. Ja brałem udział w wielu z nich. Nana uczestniczyła w pozostałych. Przyjęliśmy na siebie rolę „domowego nauczyciela”.

– Jakie to piękne. Co za cudowna melodia powitalna – stwierdziłem. Uśmiech Jannie był wart wszystkiego, przez co musiałem przejść w pracy tego dnia.

– Poskromienie dzikiej bestii – powiedziała, gdy skończyła. Włożyła skrzypce pod pachę, opuściła smyczek i ukłoniła się. A potem wróciła do gry.

Usiadłem na stopniach werandy i słuchałem. Byliśmy tylko my, zachodzące słońce i muzyka. Bestia poskromiona – pomyślałem.

Po zakończeniu ćwiczeń zjedliśmy lekką kolację i pojechaliśmy do Kennedy Center na darmowy program w Grand Foyer. Wieczór nosił tytuł: „Liszt i wirtuozeria”. Ale nie myślcie, że to koniec. Zgodnie z planem podjęliśmy atak na nową ścianę w Capital Y. A potem wraz z Damonem szaleliśmy przy grach wideo: Wieczny Mrok, Requiem dla Zdrowego Rozsądku i Sztuka Wojenna III: Królestwo Chaosu.

Miałem nadzieję, że tak już będzie zawsze. Nawet gdybym był skazany na gry wideo. Znalazłem się na właściwym kursie i podobało mi się to. Nanie i dzieciom również.

Około wpół do jedenastej zadzwoniłem do Jamilli, by zakończyć dzień jak należy. Na odmianę była w domu o przyzwoitej porze.

– Hej – powiedziała, usłyszawszy mój głos.

– I tobie hej. Możesz rozmawiać? Czy dzwonię nie w porę?

– Może uda mi się wygospodarować dla ciebie chwilkę albo dwie. Mam nadzieję, że dzwonisz z domu? No jak? – Wróciłem o szóstej. Potem pojechaliśmy rodzinnie do Kennedy Center. Wieczór się udał.

– Zazdroszczę.

Porozmawialiśmy o jej planach, potem o moim wielkim wieczorze z dziećmi i wreszcie o wydarzeniach w moim życiu prywatnym i zawodowym. Ale nie zapominałem tego, co Jamilla powiedziała na początku rozmowy. Że ma dla mnie chwilę, może dwie. Nie spytałem, dokąd się wybiera. Gdyby chciała mi powiedzieć, zrobiłaby to.

– Tęsknię za tobą, kiedy jesteś w San Francisco – westchnąłem, ale nie drążyłem tematu. Miałem nadzieję, że nie zabrzmiało to obojętnie. Bo moje uczucia wobec Jam to przeciwieństwo obojętności. Nie było chwili, żebym o niej nie myślał.

– Muszę biec, Alex. Pa – powiedziała.

– Pa.

Musiała gdzieś biec. A ja właśnie próbowałem przystopować.

Rozdział 19

Następnego przedpołudnia kazano mi wziąć udział w konferencji dotyczącej porwania pani Connolly. Przyjęto, że sprawa łączy się z innymi porwaniami z ostatniego roku. Została uznana za priorytetową i nadano jej kryptonim „Biała Dziewczyna”.

Do Atlanty wysłano już Zespół Przyspieszonego Otwarcia. Zażądano zdjęć satelitarnych Phipps Plaza, licząc na to, że uda się zidentyfikować pojazd, którym nieznani sprawcy dotarli na miejsce, zanim odjechali kombi ofiary.

W pozbawionej okien sali spraw priorytetowych w Biurze siedziało około dwudziestu agentów. Po przybyciu na miejsce dowiedziałem się, że oddziałem – matką tej sprawy będzie Waszyngton, co oznaczało, że dyrektor Burns interesuje się nią osobiście. Wydział Dochodzeniowy Spraw Kryminalnych już przygotował raport dla niego. O uznaniu sprawy za priorytetową przesądził fakt, że znikła żona sędziego federalnego.

Obok mnie usiadł Ned Mahoney z HRT. Był nawet nie tyle wylewny, co wręcz przyjacielski. Puścił do mnie oko i powiedział:

– Witam, gwiazdo.

Z drugiej strony klapnęła drobna brunetka w czarnym kombinezonie. Powiedziała, że nazywa się Monnie Donnelley, jest analitykiem przestępstw przeciwko życiu i że skierowano ją do sprawy. Mówiła jak karabin maszynowy i miała nieprawdopodobną energię.

– Wygląda na to, że będziemy razem pracować – powiedziała, ściskając mi rękę. – Słyszałam o tobie wiele dobrego. Znam twoje resume. Też robiłam studium doktoranckie u Hopkinsa. Co ty na to?


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: