Za niebieską halogenową lampą siedziała przy laptopie nastolatka: ciemne włosy, okulary, aparat korekcyjny na zębach.

– Nie mogłam się was doczekać – powiedziała. – Jestem Lili. Siedziałam nad deszyfracją. Wszystko sprowadza się do znalezienia luk w algorytmach.

Monnie i ja uścisnęliśmy dłoń Lili, bardzo drobną i kruchą jak skorupka jajka.

– Lili, w mailu napisałaś nam, że masz informację – zaczęła Monnie – która może pomóc nam odnaleźć osoby zaginione w Atlancie i Pensylwanii.

– Zgadza się. Ale już znaleźliście panią Meek.

– Włamałaś się na doskonale zabezpieczoną stronę. Czy tak? – spytała Monnie.

– Użyłam programu do tajnego skanowania protokołu data – gramów użytkownika. Potem podrobiłam adres sieciowy. Ich serwer administrujący łyknął podrabiane pakiety. Podsunęłam kod źródłowy szperaczowi. W końcu włamałam się, podsuwając fałszywe dane serwerowi nazw. Wszystko to było trochę bardziej skomplikowane, ale w gruncie rzeczy o to chodzi.

– Kojarzę – powiedziała Monnie. Nagle poczułem się bardzo zadowolony, że Monnie jest ze mną.

– Oni pewnie wiedzą, że się włamałam. Nawet jestem tego pewna – dodała Lili.

– Dlaczego? – spytałem.

– Powiedzieli to.

– Nie podałaś zbyt wielu szczegółów agentowi Tiezzi. Podobno „wydawało ci się”, że na tym forum można kogoś kupić?

– No. Dałam ciała, nie? Ten Tiezzi mi nie uwierzył. Przyznałam się, że mam czternaście lat i jestem dziewczyną. Głupia byłam, nie?

– Według mnie to nie minusy – powiedziała Monnie i uśmiechnęła się ciepło.

Lili też w końcu zdobyła się na uśmiech.

– Mocno się naraziłam, co? No, wiem. Oni chyba już wiedzą, kim jestem.

Pokręciłem przecząco głową.

– Nie, Lili – zapewniłem ją. – Nie wiedzą, kim jesteś ani gdzie mieszkasz. Na pewno.

Gdyby wiedzieli, już byś nie żyła, dodałem w myślach.

Rozdział 66

Czułem się dziwnie nierealnie, przebywając w pokoju tej genialnej dziewczynki, świadom, że jej życiu i życiu jej rodziny grozi wielkie niebezpieczeństwo. Lili pewnie nie brzmiała zbyt przekonująco, gdy kontaktowała się z Biurem, więc puszczono jej rewelacje koło uszu. Poza tym naprawdę miała czternaście lat. Ale kiedy się spotkaliśmy i porozmawialiśmy osobiście, nabrałem pewności, że trafiła na autentyczny ślad, który może nam pomóc.

Słyszała ich, kiedy się kontaktowali.

Ktoś został kupiony, gdy słuchała.

I teraz bała się o siebie i swoją rodzinę.

– Chcesz się z nimi połączyć on – line – spytała podekscytowana Lili. – Da się zrobić! Sprawdzę, czy są razem. Siedziałam nad jednym anonimizatorem. Jest w porzo. Chyba zaskoczy. Chociaż nie na pewno. Ale myślę, że zaskoczy.

Uśmiechnęła się szeroko, pokazując swój zabawny aparat korekcyjny.

Bardzo chciała nam udowodnić, że sama też jest w porzo.

– Czy to dobry pomysł? – spytała Monnie, pochylając się do mnie.

Odciągnąłem ją na bok i ściszyłem głos:

– Musimy ukryć ją i jej rodzinę. Teraz nie mogą zostać w domu, Monnie. – Spojrzałem na Lili. – No dobrze. Czemu nie spróbować się z nimi połączyć? Zobaczmy, do czego się szykują. Będziemy przy tobie.

Lili tymczasem pokonywała różne zabezpieczenia i wpisywała hasła dostępu, cały czas opowiadając, co robi. Dla mnie była to czarna magia, ale Monnie orientowała się z grubsza, co robi czternastolatka. Była życzliwa i chętna do pomocy. Lili najwyraźniej zrobiła na niej wrażenie.

Dziewczynka nagle się zaniepokoiła i uniosła ku nam wzrok.

– Coś jest nie tak – zamruczała i wróciła do komputera. – O cholera! Niech ich diabli porwą! – zaklęła. – Świry pieprzone. Nie do wiary.

– Co się stało? – spytała Monnie.

– Zmienili klucze?

– Gorzej – odparła Lili, nie przestając szybko wprowadzać poleceń. – O wiele gorzej. Aaa, żeby to obesrało. Nie wierzę. – W końcu odwróciła się od ekranu laptopa. – Po pierwsze, w ogóle nawet nie mogłam znaleźć tego ich forum. Stworzyli niesamowicie dynamiczną sieć i wszystko skakało od Detroit przez Boston do Miami. A kiedy w końcu ich namierzyłam, nie mogłam wejść. Nikt nie może wejść na to forum poza nimi.

– Dlaczego? – spytała Monnie. – Co się tam wydarzyło od twojej ostatniej wizyty?

– Zainstalowali skaner tęczówki! To bramka nie do przejścia. Całym tym interesem rządzi facet, który nazywa siebie Wilkiem. Straszny gość. Rosjanin. Jest jak wilk syberyjski. I zdaje się, że jest nawet cwańszy ode mnie. A to znaczy, że jest kurewsko cwany.

Rozdział 67

Następnego dnia pracowałem w salach SIOC. Monnie Donnelley również, traktowana trochę jak zadżumiona, skazana na kwarantannę. Nie rozgłaszaliśmy tego, czego dowiedzieliśmy się od Lili Olsen, ponieważ chcieliśmy sprawdzić kilka rzeczy. Siedzieliśmy w głównej sali. Otaczał nas ruch i gwar. Sprawa porwań znalazła się w centrum zainteresowania mediów. W ciągu ostatnich kilku lat poddano FBI niewiarygodnej presji i teraz zwycięstwo było potrzebne do przeżycia Biuru jak powietrze tonącemu. Nie, pomyślałem, nie Biuru. Nam.

Wiele szych zjawiło się na wieczornym spotkaniu, w tym szefowie Zespołów Analizy Zachowań (BAU) Wschód i Zachód, szef Ośrodka Danych Wielokrotnych Morderców i Porwań Niepełnoletnich (CASMIRC), i kierownik Niewinnych Wizerunków z Baltimore, wydziału szukającego i eliminującego seksualnych drapieżników, buszujących w Internecie. Stacy Pollack znów prowadziła dyskusję. Najwyraźniej została wyznaczona do kierowania śledztwem.

Zaginął student płci męskiej z college’u Świętego Krzyża w Massachusetts, a na terenie kampusu znaleziono ciało jego zamordowanego przyjaciela. Fizyczne podobieństwo Francisa Deegana do Benjamina Coffeya, studenta porwanego w Newport, przekonało wielu z nas, że wybrano go zamiast tamtego, prawdopodobnie już nieżyjącego.

– Proszę o zgodę na wyznaczenie nagrody, może pół miliona – powiedział Jack Arnold, szef BAU – Wschód. Nikt nie skomentował tej propozycji. Część agentów robiła notatki, część pracowała przy laptopach. Panował nastrój przygnębienia.

– Myślę, że coś mamy – powiedziałem. Siedziałem w głębi sali.

Stacy Pollack spojrzała w moim kierunku. Podniosło się kilka głów, ale zareagowano raczej na to, że w ogóle przerwałem ciszę, niż na moje słowa.

Wstałem z krzesła.

Pieprzony nowy miał okazję przemówić do grupy. Przedstawiłem Monnie jak na dobrego kolegę przystało. Potem opowiedziałem im o Wilczym Gnieździe i o naszym spotkaniu z czternastoletnią Lili Olsen. Wspomniałem również o Wilku, który zgodnie z wynikami poszukiwań Monnie mógł być rosyjskim gangsterem, Paszą Sorokinem. Jego wcześniejsza historia była trudna do wyśledzenia, zwłaszcza pobyt w ZSrR.

– Jeśli uda się nam jakoś dostać do Gniazda, to sądzę, że dowiemy się czegoś o tych zaginionych kobietach. Na razie powinniśmy wziąć pod lupę niektóre miejsca w Internecie już zidentyfikowane przez Niewinne Wizerunki. To logiczne, że zboczeńcy wykorzystujący Wilcze Gniazdo odwiedzają inne witryny porno. Potrzebujemy pomocy. A jeśli się okaże, że Wilk to Pasza Sorokin, będziemy potrzebować znacznej pomocy.

Stacy Pollack podjęła wyzwanie i poprowadziła dyskusję, podczas której zadano Monnie i mnie wiele pytań. Niektórzy agenci obecni na sali wyraźnie poczuli się zagrożeni. Ale Pollack już podjęła decyzję.

– Dostaniecie środki działania – oświadczyła. – Będziemy obserwować witryny porno dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Rzecz w tym, że na razie nie mamy nic lepszego. Chcę, żeby nasza nowojorska grupa od spraw rosyjskiej mafii też się tym zajęła. Nie wierzę, by Pasza Sorokin był w to osobiście zaangażowany, ale jeśli tak, to uczyniliśmy wielki postęp w śledztwie. Interesujemy się Sorokinem od sześciu lat! I jesteśmy bardzo zainteresowani Wilkiem.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: